... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

.. Jaka jest najgorsza pomyłka, jaką może popełnić detektyw? Przed- wcześnie coś założyć. A jakie było główne założenie, które wszyscy przyjęli? Że płyn miał za zadanie usunąć DNA z miejsca zbrodni. A to skurwysyn jeden! Ostatnie elementy układanki zaczęły do siebie pasować. Griffin tak się wściekł, że praktycznie odebrało mu mowę. - Co się dzieje? - pytał Waters. - Kto? Kto? - dopytywał się zdezorientowany Fitz. - Kiedy został popełniony pierwszy gwałt? - zapytał chrypliwie Grif- fin. - Kiedy zgwałcono Meg Pesaturo? - Jedenastego kwietnia zeszłego roku - odpowiedział Fitz. - Dlaczego pytasz? Czego się dowiedziałeś? Jedenastego kwietnia. Pięć miesięcy po aresztowaniu Davida Price'a. Pięć miesięcy po Wielkim Bum. Wydawało się to niemożliwe. A jed- nak... - Bawi się z nami. - Co zamierzasz zrobić? - zapytał Mikę po drugiej stronie słuchaw- ki. - Kto? Co? - powtarzał Fitz wściekle. - Facet, który to przewidział. - Griffin zamknął oczy. - Facet, który jakimś cudem wie o tej sprawie więcej niż my. - Czyli kto? - zapytał błagalnym głosem Fitz. - David - odparł cicho Griffin. - Mój dawny sąsiad pedofil. David Price. PR1CE G riffin wybierał numer na komórce, pędząc wąskimi uliczkami w stronę wjazdu na szosę 1-95, a Fitz trzymał się deski rozdzielczej, klnąc jak szewc. Griffin zaczął mówić, gdy tylko Jillian odebrała. - Musisz mi coś powiedzieć. I to szczerze. - Griffin? Też miło mi cię słyszeć... - Wiem, że jesteś zła na policję - przerwał jej stanowczym głosem. - Wiem, że uważasz, że ponosimy odpowiedzialność za śmierć twojej sio- stry. Ale potrzebuję twojej pomocy. Musisz mi powiedzieć, czy kiedy- kolwiek spotkałaś Davida Price'a. Ifcie kłam, Jillian. To sprawa życia i śmierci. Cisza. Ściskał kierownicę, zastanawiając się, co oznacza ten brak odpowiedzi. Poczuł, że znowu przewraca mu się żołądek, a w uszach za- czyna dzwonić. Oddychaj głęboko, rozluźnij mięśnie. Osiemnaście mie- sięcy ciężkiej pracy. Nie zaprzepaść tego. - Nazwisko wydaje się znajome - odezwała się w końcu Jillian. - Zaraz. Czy to nie twój sąsiad? Griffin, o co chodzi? - Czy twoja siostra kiedykolwiek o nim wspominała? - Nie, nigdy. - A może dostałaś jakiś list? - Nie. Poczekaj chwilę. - Znowu zaległa cisza, a po chwili usłyszał wołanie: - Toppi, czy kiedykolwiek dostałaś list od niejakiego Davida Price'a? Spytaj mamę. - Po sekundzie znowu odezwała się do słuchaw- ki: - Obie mówią, że nie. Ale przecież go aresztowałeś, prawda? Posłałeś go za kratki... już dawno. Dlaczego właśnie teraz o niego pytasz? Griffin zignorował jej pytanie i zadał swoje: - Jakie masz plany na dzisiaj? - Obiecałam mamie, że pojedziemy na grób Trishy. Griffin... - Nie róbcie tego. - Jak to? - Zostańcie w domu. Zaraz, mam lepszy pomysł. Zabierz Toppi i ma- mę do domku w Narragansett. Załatwię, żeby dwaj mundurowi już tam na was czekali. - Czy Price uciekł? - zapytała ściszonym głosem. - Nie. - To dlaczego o niego pytasz? Myślisz, że ma z tym wszystkim coś wspólnego? Uważasz, że David Price w jakiś sposób skrzywdził moją siostrę? - Właśnie próbuję się tego dowiedzieć. Jakieś wieści na temat Ca- rol? - Właśnie miałam zamiar zadzwonić do szpitala. - Tam też powinienem posłać mundurowych - mruknął Griffin i od razu tego pożałował. - Stało się coś. Stało się coś złego, prawda? - zapytała zaniepokojo- nym głosem Jillian. - Będziemy w kontakcie - zapewnił ją. - Uważaj na siebie. Rozłączył się. Głównie dlatego, że nie wiedział, co jeszcze powie- dzieć. A może dlatego, że ani czas, ani miejsce, ani obecność czerwonego ze złości Fitza nie sprzyjały temu, by wyznać jej to, co cisnęło mu się na usta. Wjechał na estakadę i rzucił Fitzowi komórkę. - Teraz twoja kolej. Fitz wystukał numer państwa Pesaturo. Pół minuty później obaj usły- szeli głos matki Meg. - Dzień dobry, tu detektyw Fitzpatrick - powiedział zachrypniętym głosem Fitz, po czym odchrząknął. - Muszę porozmawiać z Meg. Mo- głaby ją pani poprosić? - Detektyw Fitzpatrick! - uradowała się pani Pesaturo. - Jak się pan dzisiaj miewa? Fitz utrzymał oficjalny ton. - Pani Pesaturo, muszę porozmawiać z Meg. Laurie Pesaturo zamilkła zmieszana. Kiedy poprosiła Fitza, żeby po- czekał, nawet Griffin usłyszał niepewność w jej głosie. Po kilku minu- tach znów podeszła do aparatu. - Przykro mi - oznajmiła - Zdaje się, że Meg wyszła. - Nie ma jej w domu? - Nie. - Wie pani, gdzie jest? - Nie. Fitz przeszedł do sedna. - Pani Pesaturo, czy mówi pani coś nazwisko Price, David Price? Sekunda ciszy. - A o co chodzi, detektywie Fitzpatrick? - Proszę odpowiedzieć na pytanie, pani Pesaturo. Czy zna pani Da- vida Price'a? - Nie. - A czy Meg przypadkiem o nim nie wspominała? - Wydaje mi się, że nie. - Czy Price kiedykolwiek przysyłał państwu listy lub paczki? Albo dzwonił? - Gdyby to zrobił - odparła Laurie Pesaturo - znałabym jego nazwi- sko, prawda? A teraz pytam pana jeszcze raz: o co chodzi? - Chciałbym, żeby pani znalazła Meg. Chciałbym, żebyście nie od- dalały się od domu. I dobrze by było, gdyby pani mąż wziął dzisiaj wolne i spędził dzień z rodziną. Moglibyście złożyć wizytę wujkowi Vinnie- mu. - Panie Fitzpatrick... - To tylko środki ostrożności - dodał cicho Fitz. - Dobrze - powiedziała po chwili pani Pesaturo. - Dziękuję za tele- fon. Zadzwoni pan jeszcze? - Mam nadzieję, że uda mi się zadzwonić po południu. - Dziękuję, bylibyśmy wdzięczni. - Proszę znaleźć Meg - powtórzył Fitz, gdy wjeżdżali na teren kom- pleksu budynków więziennych. Griffin odnalazł gmach z czerwonej cegły, w którym mieściły się biura Więziennego Oddziału Śledczego oraz pomieszczenia użytkowane przez oddział policji stanowej, wjechał na parking i wyłączył silnik. Nie pa- trzył już na Fitza. Koncentrował się na rozluźnianiu mięśni i powstrzy- mywaniu dzwonienia w uszach. Głęboki wdech i wydech. Głęboki wdech i wydech. „Hej, Griff, myślisz, że to jest okropne? W takim razie muszę ci opo- wiedzieć o twojej żonie..." Fitz wysiadł z samochodu. Chwilę później Griffin zrobił to samo. Stanowy Zakład Karny w Providence zajmuje czterysta akrów ziemi. Jego ceglane wieże i ogrodzenie z kolczastego drutu są doskonale wi- doczne z autostrady, niewiele osób zdaje sobie jednak sprawę, że spo- śród tuzina stojących tam budynków połowa należy nie do samego wię- zienia, lecz do innych instytucji rządowych. W samym zakładzie kar- nym zawsze przebywa prawie cztery tysiące więźniów, a liczba wewnętrznych i zewnętrznych skarg, które się z nimi wiążą, wystarcza, by dać pracę sze- ściu detektywom z Więziennego Oddziału Śledczego i dwóm detekty- wom stanowym