... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Mówiąc krótko, z tobą się nie nudzę, moja droga. - Delikatnie musnął jej usta. - I dołożę wszelkich starań, by ciebie nie znudzić. - Nie byłbyś w stanie tego zrobić - odpowiedziała szybko. - Chciałbym również podkreślić, że jeśli po ślubie zamieszkamy razem, ułatwi to prowadzenie naszych dochodzeń. Będziemy mogli wzajemnie so bie doradzać i obserwować swoje metody pracy lepiej, niż gdybyśmy miesz kali osobno. - Tak. rozumiem - odpowiedziała, ale jej poczucie niepewności narasta ło. Szukała odpowiednich słów. -Niemniej, czy uważasz, że wspólne zain teresowania i... pewien stopień zażyłości pomiędzy nami stworzy wy starczająco trwały fundament dla naszego małżeństwa? Sebastian sprawiał wrażenie zaskoczonego tym pytaniem. - Trudno mi znaleźć lepszy fundament. - Miłość byłaby miłym uzupełnieniem tej listy - szepnęła cicho. - Miłość? - Zmrużył oczy z wyrazem niezadowolenia, tak jakby Patrycja nie tylko go zaskoczyła, ale również rozczarowała. - Daj spokój, nie masz przecież chorobliwie romantycznej natury. Nie wierzę, by tak inteligentna, spostrzegawcza i rozsądna kobieta jak ty była na tyle niemądra, by wierzyć w coś tak nieokreślonego jak miłość. Przełknęła ślinę. - Cóż... - Ludzie tacy jak my polegają na swoich umysłach, a nie emocjach - kon tynuował bezlitośnie. - My odkrywamy tajemnice i szukamy dowodów. Nasze logiczne umysły nie mogą paść ofiarą gorączkowych fantazji, które tak ekscytują poetów, takich jak Byron, oraz jego wielbicieli. - Masz rację, niemniej... - Bądź spokojna, moja droga. Mam zbyt wiele szacunku dla ciebie, by uwierzyć, że chcesz zakochać się przed ślubem. Miłość zostawmy nie mądrym, młodym dziewczętom, które właśnie opuściły szkołę. Dojrzała, odpowiedzialna, inteligentna kobieta jak ty nie angażuje się w takie głup stwa. 126 Patrycja prawie się zakrztusiła. - Tak, ja wiem. ale chodzi o to, że... Sebastianie... - Poza tym jest znacznie mniej dowodów na istnienie miłości niż na ist nienie zjawisk nadprzyrodzonych. - Nie powiedziałabym tego, milordzie - zaprzeczyła energicznie. - Mi łość była siłą napędową bardzo wielu historycznych zdarzeń. Ludzie popeł niali zbrodnie, czasami chorowali, a nawet umierali z miłości. Z pewnością jest wiele dowodów na to. że uczucie to istnieje. - Nonsens. Ta siła, o której mówisz, to namiętność. Albo. mówiąc bez ogródek, pożądanie. - Palcem głaskał jej wargi. Patrycja poczuła się przygnębiona. - Sebastianie, czy ty czujesz do mnie sympatię? - Naturalnie - odpowiedział szorstko. - Tego nie trzeba mówić. - Naprawdę? - Sympatia to niezbyt wiele, ale z czasem może zamienić się w miłość, pomyślała optymistycznie. - Powiedz mi wobec tego - zapytał niedbale - czy ty też czujesz do mnie sympatię? Oczywiście niezależnie od tego, jak pociąga cię moje hobby? - O tak - odpowiedziała. - Tak, bardzo cię lubię, Sebastianie. - Ja również ciebie bardzo lubię. W takim razie wszystko jest jasne. Łą czą nas wspólne intelektualne zainteresowania i namiętności. Wobec tego powiedz mi, czy poślubisz mnie natychmiast, jak załatwię wszystkie zwią zane z tym formalności. - Dlaczego musimy się z tym tak spieszyć? Czy nie lepiej poczekać, aż nasze uczucia dojrzeją? - Według mnie zwłoka byłaby nie tylko stratą czasu, ale niewykluczone, że postawiłaby nas w niezręcznej sytuacji. - Dlaczego? - Z pewnością znasz odpowiedź. Użyj swej inteligencji. Pat. Przecież po tym, co zaszło między nami, możesz zajść w ciążę. Patrycja patrzyła na Sebastiana tak, jak gdyby jego słowa ją poraziły. - Dobry Boże. nie pomyślałam o tym. - A ja pomyślałem - powiedział stanowczo Sebastian. - Wystarczająco długo nazywano mnie bękartem, abym nie chciał, by mój syn czy córka na rażeni byli na to samo. - Nie, oczywiście, że nie. Doskonale to rozumiem. Chłodna wyniosłość i duma nakazywały Sebastianowi puszczać mimo uszu uwagi rodziny i towarzystwa o jego pochodzeniu, ale ta sama duma sprawiła. 127 że był zdecydowany nie dopuścić do naznaczenia żadnego ze swych dzieci takim piętnem. Sebastian spojrzał na nią spod na wpół opuszczonych powiek. - Wobec tego, Patrycjo, czy zawrzemy następną umowę? Poślubisz mnie? Odrzuciła wszelkie wątpliwości i wahania. Ryzyko, które brała na siebie, było tego warte. Poślubi człowieka, którego kocha. Odetchnęła głęboko i po wiedziała: - Tak. Wyjdę za ciebie. Dostrzegła ulgę w jego oczach, ale głos miał nadal chłodny, a może nawet jak zwykle lekko rozbawiony. - To bardzo logiczna i mądra decyzja, moja droga. Sama rozumiesz, że właśnie tego się po tobie spodziewałem. - Oczywiście - wyszeptała Patrycja