... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Twierdziły, że trzeba uśpić czujność przenoszących Moc mężczyzn – do czasu, aż siostry otrzymają szansę dokonania czegoś istotnego... Toveine wszakże otwarcie się jeżyła na rozkazy każdej z sióstr. Nie cierpiała im ustępować i może nawet jawnie by odmówiła wykonania poleceń Lemai, gdyby ta nie należała również do Czerwonych Ajah. Nawet jeśli Toveine usiłowała zachować dla siebie swoje poglądy. I nawet jeśli nikt nie wiedział o autorytecie Lemai, gdy prowadziła pozostałe w niewolę. A niewoli Toveine także szczerze nienawidziła. Tym niemniej zaczęła się uśmiechać do Logaina! Z drugiej strony, czyż tkwiący na drugim końcu więzi Logain mógł uznać ten uśmiech za szczery? Gabrelle zastanawiała się już wcześniej nad przyczynami postępowania Toveine, niestety nie doszła do żadnych konkretnych wniosków. Logain wiedział zbyt dużo o jej Czerwonej towarzyszce. A znajomość Ajah powinna wystarczyć. A jednak Gabrelle nie wyczuwała w patrzącym na Toveine mężczyźnie niemal żadnej podejrzliwości, dokładnie tak samo jak w samej Czerwonej siostrze. Tak, Logain wydawał się prawie wolny od jakichkolwiek wątpliwości. Prawie, gdyż ten mężczyzna podchodził nieufnie chyba do każdego, jednak mniej podejrzewał siostry niż innych Asha’manów. Fakt ten zresztą także nie miał najmniejszego sensu. „A przecież Logain nie jest głupcem” – przypomniała sobie Gabrelle. „Dlaczego zatem tak reaguje? I co z Toveine? Co ta kobieta knuje? I w jaki sposób spiskuje?”. Nagle Czerwona zerknęła na swą towarzyszkę z tym pozornie ciepłym uśmiechem i przemówiła, jakby odpowiadając głośno przynajmniej na jedno z pytań Gabrelle. – Dzięki twojej bliskości – szepnęła bardzo cicho – on ledwie jest mnie świadom. Uczyniłaś go swoim jeńcem, siostro. Zaskoczona Gabrelle mimowolnie się zarumieniła. Toveine nigdy nie zagajała rozmowy, a teraz ganiła towarzyszkę za sytuację z Logainem, przy czym słówko „ganić” wydawało się drastycznym niedopowiedzeniem. Uwodzenie go miało zapewne na celu poznanie jego planów i słabości. Ostatecznie, chociaż mężczyzna był Asha’manem, Toveine wszak została Aes Sedai na długo przed jego urodzeniem, a do teraz była niemal całkowicie niewinna, jeśli chodzi o związki z mężczyznami. Logain tak ogromnie się zdumiał, odkrywszy, co robi Czerwona, że Gabrelle o mało jego samego nie uznała za zupełnie niewinnego osobnika. Ależ była głupia! Życie wśród Domańczyków łączyło się przecież z ciągłym ukrywaniem zdziwienia i unikaniem najrozmaitszych pułapek. A najgorsza była ta pułapka, o której nigdy nikomu nie można powiedzieć. Gabrelle bała się jednak, że Toveine zna tę tajemnicę, przynajmniej częściowo. Zresztą... Nie ona jedna zapewne. Podejrzewała, że wiele sióstr ją zna. Żadna oczywiście nie rozmawiała z nią dotąd o tym problemie i żadna prawdopodobnie nie zechce o nim mówić. Logain potrafił maskować więź, dając Gabrelle do zrozumienia, że z łatwością można do niego dotrzeć. Dobrze skrywał emocje, jednak czasami, gdy dzielili poduszkę, pozwalał masce opaść. Skutki były wtedy – oględnie mówiąc – niszczycielskie. W takim momencie znikała możliwość spokojnej powściągliwości czy chłodnej obserwacji. Niemal nie było mowy o myśleniu. Gabrelle znów pospiesznie przywołała obraz śnieżnego krajobrazu i skupiła się na nim. Drzewa, głazy i gładki, biały śnieg. Gładki, zimny śnieg. Logain nie obejrzał się na nią ani nie dał żadnego wyraźnego znaku, jednak dzięki więzi zdawała sobie sprawę z jego świadomości, iż na chwilę straciła kontrolę. Odkryła, że mężczyznę przepełniło zadowolenie z siebie! I satysfakcja! Z całych sił starała się nie wybuchnąć. W dodatku Logain jawnie się spodziewał, że Gabrelle wybuchnie! Dokładnie znał wszystkie jej uczucia do niego. Jej gniew po prostu go rozbawił! I nawet nie próbował tego ukrywać! Na twarzy Toveine dostrzegła lekki, zadowolony uśmieszek, miała jednakże zaledwie moment na zastanowienie się nad powodami wesołości swej towarzyszki. Cały ranek spędzili jedynie we troje, teraz wszakże wśród drzew pojawił się kolejny jeździec – spowity w czerń mężczyzna, który na ich widok skierował ku nim konia, mimo głębokiego śniegu kopiąc obcasami boki zwierzęcia, by przyspieszyło. Logain ściągnął cugle i czekał na przybysza, wyglądając przy tym jak uosobienie spokoju, Gabrelle wszakże zesztywniała, zatrzymawszy obok niego swego wierzchowca. Emocje, które przenosiła więź, nagle się zmieniły i obecnie Logain skojarzył się kobiecie z wilkiem trwającym w napięciu na moment przed skokiem. Jego skrytej w rękawicy ręki prędzej spodziewałaby się na rękojeści miecza niż na wysokim łęku końskiego siodła. Nowo przybyły niemal dorównywał wzrostem Logainowi, długie, złote loki sięgały mu do szerokich ramion, na twarzy miał triumfalny uśmiech. Gabrelle podejrzewała, że rozmyślnie zresztą przybrał taką minę. Mężczyzna był bowiem zbyt urodziwy, aby nie znać wartości swego uśmiechu; znacznie bardziej urodziwy od Logaina, na którego twardej twarzy widać było ślady wcześniejszego ciężkiego życia, lico młodzieńca zaś wciąż pozostawało gładkie. A jednak kołnierz płaszcza przybysza zdobiły Miecz i Smok. Mężczyzna przyglądał się przez chwilę obu siostrom jasnoniebieskimi oczyma. – Sypiasz z nimi obiema, Logainie? – spytał głębokim głosem