... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

— Każdy mówi co innego, ale ja słyszałem, że to bardzo twardy samiec, taki, jak kiedyś był Tryfan. — Tryfan nie żyje, czy tak? - zapytał ostrożnie Spłukany. — No, zjeżdżaj już, wynoś się! - warknął gwardzista, odwracając się od nich ku jakiejś samicy stojącej pośród tłumu. - A ty jak się nazywasz, krecico, i skąd pochodzisz? Jako iż Spłukany zdążył się już odwrócić, aby odejść wraz z Waligórą i rozważyć, co robić dalej, usłyszał tylko jej głos i początkowo prawie nie zwrócił na niego uwagi. - Zwą mnye Maruną. Zmyerzam ku Duncton... Jej akcent i słowa były dziwne i nadzwyczaj piękne, więc stary kret odwrócił się, by na nią spojrzeć i zobaczył... Kogo? Okrytą skalposkórem, zabłoconą po podróży i najwyraźniej zdrożoną samicę, oraz... coś, czego nie potrafił jasno określić. Czuł się dziwnie, patrząc na coś, co, jak czuł, było tam, choć tego nie widział. Nad wyraz dziwnie. Potem podszedł gwardzista, odepchnął ich i nie mieli już szansy z nią porozmawiać. Miast tego patrzyli, jak samica zaczyna rozmawiać z pierwszym gwardzistą. Po chwili podszedł jakiś sideem i z nie ukrywanym niesmakiem przesłuchał ją krótko. Nieznacznym skinieniem głowy pozwolił jej przejść i zmęczona samica ruszyła w stronę podziemnego przejścia. Ale co w niej było takiego, co kazało kretowi na nią patrzyć? Dlaczego ci, obok których przechodziła, natychmiast cichli, dlaczego krety, które patrzyły na nią równie uważnie jak Spłukany, wydawały się tak zaskoczone? Czyż poza tym dziwacznym dialektem, który Spłukany słyszał zaledwie przez moment, nie była tylko kolejnym schorowanym wygnań-cem? Nawet ów sideem, który przepuścił ją tak szybko, przerwał następne przesłuchanie i obejrzał się z roztargnieniem na samicę, a nawet zrobił kilka niezdecydowanych kroków w jej stronę. Spłukany uświadomił sobie, że ponaglają w myślach, jakby jakiś wewnętrzny głos mówił mu, że spośród wszystkich obecnych kretów ona jedna musi przejść. Było w niej coś, co kazało kretowi przystanąć. Coś... — O co chodzi, Spłukany? - zapytał Waligórą, który chciał wrócić wzdłuż drogi ryczących sów i znaleźć inne wejście do Lasu Duncton, skoro nie mogli skorzystać z podziemnego tunelu, a narzucające się same przez się, choć niebezpieczne, pobliskie szlaki poprzez drogę były, jak się zdaje, dobrze strzeżone. — Czy i ty dostrzegasz w niej to coś? - rzekł Spłukany, zniżając głos, bo w pobliżu kręciło się sporo kretów. — To samica, ma skalposkór i... - stwierdził Waligórą, śledząc wzrokiem krecicę zbliżającą się do gwardzistów przy przejściu. — I? - nalegał Spłukany. — No, nie wiem, coś w niej jest takiego... — - Ten sideem najwyraźniej też tak uważa. Chyba ma zamiar ją zatrzymać. - Nagle Spłukany odwrócił się do swego przyjaciela. - Walnij mnie, Waligóro! - powiedział. - No dalej, walnij mnie. Waligóra spojrzał na swego towarzysza, nic nie rozumiejąc. — Coś ty, ja... — Odwróć ich uwagę! No walnij mnie! Zanim jednak Waligóra zdążył pojąć, o co chodzi, jakiś stojący obok kret runął z wrzaskiem na Spłukanego. Waligóra, jak dotąd reagujący niezwykle powoli, natychmiast ruszył mu na ratunek i odwracając się ku napastnikowi z potężnym rykiem, jednym pchnięciem pazura zepchnął go z drogi. — Ty tchórzu! - wrzasnął kret, wstając i rzucając się do kolejnego natarcia. - Bijesz tego zgrzybiałego staruszka o tyle mniejszego od ciebie! — Ja? - ryknął rozwścieczony Waligóra. - Przecież to ty go uderzyłeś! — I do tego kłamiesz! - krzyknął kret. — Może i jestem stary, ale nie jestem zgrzybiały! - zawył Spłukany, rzucając się wściekle na Waligórę. — Na Kamień, zaraz wam obu pokażę - stwierdził złowieszczo zazwyczaj wesoły Waligóra, teraz doprowadzony niemal do szału. W dole, przy przejściu, sideem kierujący się w stronę Maruny usłyszał zgiełk i odwrócił się, by sprawdzić, o co chodzi, po czym ruszył biegiem w ich stronę wraz z jakimś gwardzistą. Krecica zerknęła za siebie i natychmiast potruchtała dalej, znikając z pola widzenia wśród drzew Lasu Duncton. Jest bezpieczna, pomyślał z ulgą Spłukany, lecz Waligóra kontynuował walkę. Tak, bezpieczna, ale właściwie co jej zagrażało? Tego Spłukany nie wiedział. Minęło jeszcze kilka minut, zanim sideem i gwardzista rozdzielili walczących i wysłali obu wędrowców oraz tego trzeciego kreta w dalszą drogę. Waligóra nadal coś mamrotał do siebie, ale kiedy tylko znaleźli się poza zasięgiem słuchu, obcy zapytał: — Czy minęła bez problemu ostatnich gwardzistów? — Minęła, krecie - powiedział Spłukany. - Ale teraz lepiej nam wytłumacz, co się dzieje? — Bałem się, że nie przejdzie. — To schorowana samica - stwierdził Spłukany. - Oni zdaje się sądzą, że każdy inny osobnik może być Kretem Kamienia. A dlaczegóż to myślałeś, że nie przejdzie? — Nie wydawała ci się dziwna? — - Wydawała mi się bardzo dziwna. Było w niej coś, co sprawiało, że kret miał ochotę zbliżyć się do niej. Było w niej... Hmm, krecie, co to właściwie było? Ty najwyraźniej wiesz. A właściwie to jak się nazywasz i jak tu trafiłeś? Kret uśmiechnął się szeroko i powiedział: — Niewiele wiem, ale swoje imię znam. Jestem Częstokół. — Niech mnie Kamień! - stęknął Waligóra. — Psi Rumianek powiedział nam, że jesteś strasznie gruby. — Schudłem - wyjaśnił Częstokół. Spłukany i Waligóra spojrzeli na niego z szacunkiem, dostrzegli jego uśmiech i spodobał im się ten młodzieniec. W jego oczach wyczuwało się niewinność i ciepło. — Mamy sporo do omówienia. — Może i tak - przyznał chętnie Częstokół - ale przede wszystkim zależy mi na tym, żeby się dostać do Lasu Duncton. Przyrzekłem, że będę się nią opiekował. Ja... — Krecie, musimy porozmawiać - powiedział Spłukany, przejmując inicjatywę jak za dawnych dni. - Możesz opowiedzieć nam po drodze, co wiesz o Boswellu, Krecie Kamienia i o wszystkim innym. Ale może zaczniesz od tej samicy. Kim ona jest i co w niej jest takiego, że krety muszą na nią patrzyć, choć nie wiedzą dlaczego? Bo przecież jest w niej coś szczególnego albo moje długie i w większości bezużyteczne życie niczego mnie nie nauczyło. — Nazywa się Maruna i pochodzi z Wola. Chociaż przede wszystkim - w głosie Częstokoła pobrzmiewało zadziwienie - należy do Kamienia. Co zaś do tego, co w niej zadziwia, no cóż... to nic takiego, tyle że w dzisiejszych czasach krety nie są przyzwyczajone do widoku chorej na skalposkór samicy, która byłaby w ciąży. W ciąży. W ciąży