... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Teraz nie zawiedzie. „Tym razem zobaczę i będę wiedział kto to jest, czy Ray, czy Lou, czy też znowu Turk...” Spakował torbę dziki z podniecenia. Wyruszył nocą. Z jednego samolotu w drugi, lądujący na małym lotnisku w dolinie. Bobby Andes czekał za ogrodzeniem. Tony wsiadł do wozu i pojechali przez pola i las na wzgórzach. Powrót do krainy terroru. — Dostałem te dwa ponaglające listy — powiedział Andes. — Naprawdę chce pan tych facetów? — Co się stało? — Najpierw niech pan mi powie. Ma pan zamiar znowu zrobić ze mnie balona? — To, co napisałem w listach, to prawda. — O, skąd ta zmiana? — Żadna zmiana. Chcę, żeby złapano tych gości. — I nie chce pan żadnych fałszywych identyfikacji, prawda? Zatem powiem panu, co mamy. Mamy próbę napadu na supermarket w Bear Valley Mall, tuż przed zamknięciem. Jednego gościa złapaliśmy, drugi został zabity. Trzeci uciekł, jak wtedy. — Jak to się stało? — Już mówię. Było trzech facetów, tępych świrów, dwóch w sklepie, jeden w wozie, na zewnątrz. Nie widzieli kierownika na zapleczu. Kasjerka z rękami do góry, jak jej kazali, a tu wypada kierownik z bronią i krzyczy: „Rzuć gnata!” Ten idiota odwraca się i strzela na ślepo, ale trafia w chrupki, robi się prawdziwy prysznic z tych chrupek. Kierownik naciska spust, a dobry z niego strzelec. Trafił klienta w klatkę, powalił go bez gadania. Operowali go w szpitalu. Dwanaście godzin później zmarł. Tony Hastings, spokojny, zastanawia się, kto zginął, niepewny czy to dobra, czy zła wiadomość. — A co z pozostałymi? — Powoli. Ten drugi ze sklepu ucieka. Kierownik za nim. Tamten próbuje dostać się do wozu, ale zza zakrętu wyłania się gliniarz. Kierownik woła, gliniarz rzuca ostrzeżenie, koleś w samochodzie rusza, a ten nie wsiada, tylko spieprza dalej sam. Gliniarz wali po oponach, kierowca samochodu poddaje się, ale ten, co biegł, uciekł. — Jak mu się to udało? — Po prostu zniknął. Kiedy gliniarz zaczął strzelać, skoczył gdzieś za samochód, schował się, nie wiem. Za mało ludzi było, żeby go gonić. Diabli wiedzą, gdzie go wcięło... — Co pan chce, żebym zrobił? — spytał Tony. — Zobaczymy, czy rozpozna pan tego, co go złapaliśmy. — A powie mi pan, dlaczego akurat jego mogę rozpoznać? — To później, po wszystkim. Wracali tam, gdzie się to wszystko zaczęło. Pola i zbocza wzgórz, wciąż we wczesnej zieleni, która przesączyła się przez brąz i szarość zimy, co zapadła w międzyczasie. Nie poznawał niczego aż do momentu, gdy dojechali do posterunku policji i motelu po drugiej stronie ulicy. — Może też pan rzucić okiem na trupa, chociaż to nie jest konieczne — odezwał Andes. — Wiemy, kto to jest. — Kto? — Steve Adams. Ten, który niby był Turkem. — Turk?! Martwy?! — Poznaliśmy go po odciskach palców. — Myślałem, że jest w areszcie w Ajax. — Wyszedł za kaucją. Tak mi powiedziano. Tony próbował pojąć, co zmieniło się w wyglądzie Bobby’ego Andesa. Zrzucił kilka kilogramów. Wokół ust, nosa i pod oczami, gdzie przedtem było gładko, pojawiły się zmarszczki. * * * Tony Hastings zameldował się w hotelu po drugiej stronie ulicy. Kiedy wrócił, Andes orzekł: — Chyba najlepszy byłby taki zestawik jak ostatnio, co? — Myślałem, że po to właśnie tu jestem. — Mógłbym pana zabrać, żeby przyjrzał mu się pan samemu i powiedział, kto to, kurwa, jest, ale pan chyba wolałby zestawik... — Cokolwiek pan zarządzi. — To niech pan teraz idzie na kawę. Jeśli ma być konfrontacja, muszę zebrać parę osób. Było coś nie całkiem poważnego w tej konfrontacji, kiedy już w końcu do niej doszło. Zrobili ją w pomieszczeniu z dwoma biurkami. Tony’ego posadzili za jednym z nich. Bocznymi drzwiami weszło sześciu ludzi i stanęło w rzędzie, przed blatem. Dopiero po chwili Tony uświadomił sobie, że to już konfrontacja. Pierwszą z szóstki była kobieta ubrana na brązowo, która parę minut wcześniej siedziała przy tym biurku, co Tony teraz. Chichotała. Drugim był policjant w mundurze, usiłujący się nie śmiać. Wyglądał znajomo i Tony zastanawiał się, czy przypadkiem nie próbują go zmylić, przebrawszy podejrzanego. Później uświadomił sobie, że był to policjant o imieniu George, który przywiózł go z miejsca zbrodni tamtego dnia. Trzeci z czwartym spięci byli kajdankami. Jeden był masywnym mężczyzną o żółtych włosach, ubrany jak mechanik, a drugi starszy, miał na sobie brudną koszulę. Piąty i szósty także byli w kajdankach. Obaj mieli brody i koszule w kratkę. Broda jednego była brązowa i pełna. Wyglądał na pewnego siebie i inteligentnego. Broda drugiego była czarna i niezdarnie przycięta. Jego oczy biegały zmieszane po pokoju, a Tony Hastings patrzył w zdumieniu jak nieznana twarz, jakby zlewając się z binokularnych obrazów, zmienia się w twarz, którą zna. Poznał po oczach, które tamtej nocy patrzyły na niego inaczej, po ustach i po brodzie, także wtedy innych. Obserwował człowieka rozglądającego się po pokoju, nie wiedzącego, dlaczego tu jest, który jeszcze nie zlokalizował Tony’ego przy biurku, którego oczy minęły Tony’ego bez rozpoznania, nie zauważając, jak bacznie Tony mu się przypatruje, próbując się upewnić, testując go teraz na tle lasu i samochodu, nakładając go na zachowaną pamięć, widząc go przy kole z Rayem i Turkem, przy nim w samochodzie, kiedy próbował zwolnić przy baraku, i w lesie, i jego wyraźne słowa: „Zabijesz się, jak nie będziesz uważać!” W końcu mężczyzna zauważył, że Tony gapi się na niego, ale wciąż go nie poznawał