... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Niezbyt szczęśliwa kom- binacja. 23 - W klasie udaje aniołka, ale od czasu do czasu świdruje mnie wzrokiem. Nie akceptuj e naszego związku. Panicznie się boi, że Jack mógłby mi się oświad- czyć i że będę jednocześnie jej macochą i nauczycielką. - Jakie są na to szansę? - Na co? Że Jack mi się oświadczy? - Jenny wzruszyła ramionami. - Nie wiem. Szczerze mówiąc nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Z ojcem Karen spotykali się niemal od roku, ale dopiero w ciągu ostatnich miesięcy zaczęli traktować ten związek poważnie. Praktycznie od momentu, gdy zaczęli ze sobą sypiać. Była gotowa wskoczyć mu do łóżka już po drugiej randce, ale on sprawiał wrażenie, jakby nie był tym zainteresowany. Wreszcie skusiła go ostrygami w białym winie, połową butelki Jacka danielsa i perfumami Chanel. Wynik przerósł jej najśmielsze oczekiwania. Jack Slater okazał się czułym, delikatnym i bardzo sprawnym kochankiem. Dwanaście lat seksu od przypadku do przypadku z różnymi facetami wydało jej się teraz zmarnowanym czasem. Nawet gdyby nie doszło do ślubu, Jack pokazał jej, czego naprawdę można za- znać w łóżku. U niego na pierwszym miejscu zawsze stała jakość. - Jak mawiają mądrzy ludzie, wskazane jest kuć żelazo, póki gorące - po- wiedział Wróbel. Pochylił się i poprawił most spinający brzegi wykonanej z akrylu rzeki Jericho. - Co to ma znaczyć? - Nic takiego - odpowiedział wzruszając ramionami i przyglądając się mo- delowi z pewnego oddalenia. - Ale zauważam u siebie niepokojące objawy. - Jakie objawy? - Jakby swędzenie. Odczuwam je szczególnie teraz, kiedy skończyłem swo- je dzieło. - Potężną ręką wskazał miasteczko. - Xenia wzywa. - O czym mówisz? - Xeniaw stanie Ohio. Mój e rodzinne miasteczko. - Poskrobał się po brodzie grubymi paluchami. - Przypomina Jericho Falls, tyle że jest nieco większe. Przeży- łem tuzin zim w New Hampshire i wydaje mi się, że następna będzie ostatnia. - Będziemy za tobą tęsknić - rzekła Jenny szczerze. Wróbel był dla niej jak idealny brat. - Niektórzy będą, inni nie. Luther Coyle węszy wokół nas, szukając pienię- dzy. A ludzie z młyna zawsze byli... nieco inni od tutejszych mieszkańców. - Co ty wygadujesz - oburzyła się nauczycielka. - To nie rok tysiąc dzie- więćset sześćdziesiąty ósmy. Zostałeś tu przecież całkowicie zaakceptowany. - Jasne. Jak Żydzi w Warszawie. - Wmawiasz sobie dziwne rzeczy. - Być może. Ale to wymówka równie dobra jak każda inna. - A więc wracasz do domu? - Na pewien czas. Może zetnę włosy, zostanę biznesmenem i założę sieć kawiarni dla ćpunów „Nasionka i wywary". Co o tym myślisz? - zapytał, figlar- nie mrużąc oczy. - Że mnie podpuszczasz. Nie rozumiem, co to ma wspólnego z Jackiem. Prze- cież on urodził się właśnie w Jericho Falls. 24 - I ma córkę, która zrobi wszystko, żeby przekonać się, czy księżyc j est zro- biony z sera. - Więc niech robi to sama. Jeszcze trochę i wyjedzie do college'u. - Być może. Ale Karenjest wymówką dla Jacka, tak jak ja powtarzam sobie, że nigdy nie stanę się częścią tutejszej społeczności. Oni są podobni jak dwie krople wody i właśnie dlatego tak ze sobą walczą. Oboje potrzebują wyzwań, a tutaj z pewnością ich nie znajdą. W Jericho Falls najpoważniejszym przestęp- stwem jest zostawienie Changowi za małego napiwku. - Przecież Slater do końca życia nie musi być gliniarzem. - Oczywiście, że musi, j eśli chce zostać w Jericho - sprzeciwił się Wróbel. - A co innego mógłby robić? Wystąpić przeciw Lutherowi Coyle'owi w wyborach na burmistrza? - To wcale nie taki zły pomysł. - Nie żartuj sobie. W dniu, w którym Jack zostanie politykiem, ja zacznę grać w golfa i sączyć drinki z parasolkami. Za plecami, na schodach, usłyszeli kroki i jak na komendę odwrócili się, by zoba- czyć, kto przybywa na strych. Był to Jack, z policyjną czapką w dłoni, w rozpiętej lotniczej kurtce. Belle MacCracken -osiemdziesięciosześcioletniabibliotekarka -wraz z pierwszymi oznakami ochłodzenia włączała ogrzewanie i przez pół roku niemal nikt poniżej siedemdziesiątego roku życia nie mógł tu długo wytrzymać. - Miałem nadzieję, że was przyłapię - powiedział Slater z radosnym uśmie- chem. - Spędzacie ze sobą tyle czasu, że zaczyna mnie to zastanawiać. Jenny odpowiedziała na uśmiech. Jack to chyba najmniej zazdrosny mężczy- zna, jakiego znała, w przeciwieństwie do j ej byłego męża. Ostatni rok był dla niej jednym z najszczęśliwszych okresów w życiu. Popatrzyła na Jacka z uczuciem, wciąż nie dowierzając, że są już ze sobą tak długo