... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Czy ich szpiegował? Jakie usługi wykonywał dla Wroga? To bowiem, że robot służył Nienazwanemu, nie ulegało dlań wątpliwości. – Odeszło w tamtym kierunku. – Illylle wskazała na zachód. – Czy już wiesz, co to jest? – Niewiele. Widziałem coś takiego zaledwie raz, dawno temu i na innej planecie, w sterowni statku kosmicznego. To jakiś rodzaj robota naprawczego, ale nie znam szczegółów. – Ale co to robi tutaj? – Możesz być pewna, że nic dobrego dla nas. Będąc Naillem miał zamiar użyć robota jako przewodnika. Jako Ayyar musiał uczynić to samo, ale niełatwo było to sobie wyobrazić. – Chodźmy! – burza nareszcie słabła i poczuł, że nie mogą sobie pozwolić na zgubienie śladów robota. Wydobyli się ze szczeliny i owinęli peleryny wokół ramion i głowy. Rowkami w ziemi płynęły strumienie i rzeki, ale robot, jakby specjalnie zaprogramowany, trzymał się wyższych rejonów. Całkiem możliwe, że więcej niż jeden statek kosmiczny z zawartością dostał się kiedyś we władanie Nienazwanego. Znaleźli ongiś jeden z pierwszych modeli kapsuł ratunkowych należących do starszego typu statku kupieckiego, takiego jak ten, który należał do rodziców Nailla. A co, jeśli znajdowały się tu również bardziej złożone typy kutrów albo liniowiec? Rozległ się ogłuszający trzask i rozbłysło oślepiające światło. Illylle krzyknęła i wsparła się na towarzyszu. Ayyar przetarł oczy walcząc z chwilową ślepotą, nie mogąc ruszyć się w kompletnej ciemności. Przez jego ciało przebiegł znowu gorący dreszcz, taki sam, jaki poczuł gdy dotknął go jęzor Zwierciadła. Na wpół oślepiony, Ayyar wspierał dziewczynę, zerkając jednocześnie wokół. Jaskrawe światło bijące z tyłu nie pozwalało mu nawet odwrócić się. Instynkt samozachowawczy nakazał ukryć się między skałami, więc pokuśtykał tam, ciągnąc ze sobą Illylle. – Co to było? Nic nie widzę! Jestem ślepa! – Jej pewność siebie znikła; przywarła całym ciałem do niego i dla zapewnienia sobie poczucia bezpieczeństwa kurczowo chwyciła go obiema rękami. – Zapewne to zaraz ustąpi – uspokajał ją. – Zamknij oczy, czekaj. Nie wiem co to, ale z tyłu coś bardzo mocno świeci. Gdy ruszymy naprzód, będziemy musieli trzymać się w ukryciu. – Nie mogę iść, nic nie widząc – odparła Illylle. Jeśli odzyskasz wzrok, musisz mnie zostawić, musisz! – Ja też niewiele widzę – powiedział Ayyar i nie było to całkowitym kłamstwem. Ta słabość Iftów mogła przysporzyć im jeszcze wielu zmartwień. – Musimy czekać, mając nadzieję, że to niebawem minie. Siedzieli obezwładnieni strachem i czekali, a Illylle cały czas boleśnie ściskała jego ramię. Nie odezwała się ani słowem po wybuchu, a on nie ośmielił się zapytać, czy wzrok jej powraca. Jego wzrok poprawiał się, chociaż bardzo wolno. Nie mogli poważyć się na ucieczkę po tak nierównym podłożu, obawiając się przy tym, że mogą być zauważeni przez straż Wroga. Burza ucichła, ale czy była jeszcze noc, czy dzień, tego Ayyar nie mógłby powiedzieć. Jednakże skałę, za którą przycupnęli, wciąż opływało światło ze wschodu, tworząc jakby wachlarz, przecięty cieniem ściany rowu i skały. Widząc to Ayyar zrozumiał, że odzyskał wzrok. Zapytał miękko Illylle: – Co teraz widzisz? Otworzyła zaciśnięte dotąd powieki i zamrugała. Wbijając palce w jego ciało, powiedziała: – Trochę... niewiele... ale wszystko niewyraźnie. Ayyar, a co jeśli... – Jeśli trochę widzisz, to znaczy, że wzrok powraca, – pośpieszył uspokoić ją, mając nadzieję, że mówi prawdę. – Czy widzisz dosyć aby można było wyruszyć? Jeśli jej wzrok nie poprawi się bardziej, to musi znaleźć lepszą kryjówkę dla nich obojga, i to szybko. Kto wie co może polować w okolicy? Pieczara, jakieś miejsce w wąwozie, gdzie jeden człowiek z mieczem mógłby bronić dostępu – oto czego potrzebowali. Nie ośmielił się jednak wyruszyć na poszukiwanie sam; na razie muszą pozostać razem. – Poprowadź mnie – powiedziała z determinacją, w pełni panując nad sobą. – Ruszajmy. I tak rozpoczęła się najgorsza część ich podróży, wielokrotnie przerywana, gdyż z każdego ocienionego miejsca I Ayyar wpatrywał się w drogę przed nimi i planował drobiazgowo następny ruch. Zrezygnował już z nadziei śledzenia robota. Posuwali się zygzakiem i zakosami na zachód. – Jest jakaś poprawa? – zapytał po około dziesięciu skokach. – Niewielka, bardzo niewielka. – Miał nadzieję, że powiedziała prawdę, a nie żeby go tylko pocieszyć.. Jak dotąd nie znalazł żadnego dogodnego miejsca na schronienie. Okrążyli kamienną ścianę i teraz Ayyar ujrzał błyski wprost przed nimi. Nie były wprawdzie tak jasne jak światło za ich plecami, ale również nie wróżyły nic dobrego. Włożył gogle z liści i pomógł Illylle zrobić to samo. Osłabiło to siłę światła, ale Illylle potykała się jeszcze częściej. – Co to może być? – Tylko jedno: Biały Las. Rozbłyski były wysyłane przez kryształowe drzewa odbijające światło ze wschodu. Biały Las, jeśli nawet nie bronił dostępu do samego serca domeny Nienazwanego, musiał leżeć w jego pobliżu