... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Ale już możesz, musisz mówić. Przede wszystkim o sprawach, których nie ma w raportach. - Wiem - zamilkł, przyglądał mi się w zamyśleniu, jak gdyby chciał ocenić - co? Moją odporność czy moją wyo- braźnię? Zastanawiał się chwilę, jak gdyby szukał słów: - Mówiłem ci już chyba, że w Trójkącie cała nasza nauka, nasza wiedza, stają się nieprzydatne... Rządzą tu jakieś inne od wszystkich znanych nam prawa. - Nie chcesz chyba powiedzieć, że woda nie jest ciekła, ogień nie parzy, a pion osiąga położenie horyzontalne? Że kwas solny nie trawi żelaza, a laserowy promień nie spopiela wszystkiego, co stanie na jego drodze? - To właśnie chcę powiedzieć. Że tak może się zdarzyć. - A więc znajdziemy się w sytuacjach, w których nasza technika... to wszystko, w co wyposażono „Ariadnę", nie będzie mogło zapewnić nam bezpieczeństwa? - Tak. Może się zdarzyć, że wszystko stanie się inne, niepodobne do niczego znanego, Kew. Że zatrze się granica pomiędzy rzeczywistością a fikcją, że nic nie będzie pewne, na niczym nie będzie można polegać. Nawet -- na samym sobie... nie: najmniej na samym sobie. Wybacz - mówiłbym jaśniej, gdyby to było w ogóle możliwe. Są rzeczy, których trzeba samemu doświadczyć. - Rozumiem. - Tym razem ja zamilkłem, patrzyłem na nasączane barwami zachodu morze; tratewka płetwonur- ków powoli zbliżała się ku „Ariadnie", holowana przez łódź. - A owi... ludzie z morza? To rzeczywistość, czy wytwór naszych mózgów? - Nie wiem. Z początku przypuszczałem, że to halucyna- cje. Potem nie byłem już tego taki pewien. Wychodzą znikąd - czasem ma się wrażenie, że z oceanu... Ale nie zawsze. Bywa, że budzisz się i gdy otwierasz oczy, stwierdzasz że oni... lub on przy tobie jest. Powiedziałem: on, ale właściwie to jesteś ty sam, odbity w lustrze, rozłamany na kilku jednakowych, a przecież żyjących jak gdyby własnym życiem, bo on... oni nie powtarzają ciebie, nie naśla- dują - twojej mimiki, zachowań, ruchów... Zresztą - widziałeś. - Słuchaj, Ray, powiedziałeś, że wszystko jest możliwe. Może więc są chwile, kiedy człowiek... jeden z nas - dziś był to Haskins - znajdzie się w pętli czasowej? Widzi samego siebie - z wczoraj, z przedwczoraj, jutrzejszego... czy ja zresztą wiem, z kiedy? - Też tak z początku myślałem. Ale to nie jest to. Pamiętam, kiedyś zaciąłem się przy goleniu. Kiedy się skądś zjawili, każdy z nich miał taki sam ślad na policzku, to samo skaleczenie, wiesz... Jednocześnie są różni - od ciebie i od siebie nawzajem. Jak gdybyś to był ty, tylko ukształtowany w różnych warunkach, przez różną rzeczywistość, przez sprawy czy przeżycia, których ty w swoim życiu nie doświad- czyłeś nigdy. Jakieś repliki ciebie, zdeterminowanego przez całkiem inne okoliczności. Albo - bo to mi także przycho- dziło do głowy - personifikacja cech, które w tobie nigdy nie doszły do głosu, ale wciąż masz je w sobie. Doktor Jekyll i mister Hyde - tylko że w nieskończonej ilości wariantów. Nie potrafię ci jaśniej... Raz zdałem sobie sprawę, że jeden z nich jest znacznie bardziej... bezwzględny, okrutny nawet, niż ja potrafiłbym być. To samo było zresztą dzisiaj z Haskinsem. Drugi, pamiętasz, był zupełnym kretynem... Zamilkł, przez chwilę panowała cisza, słyszałem tylko chlupot fali o burtę. A potem podjął znowu - miałem wrażenie, że teraz, kiedy już zaczął mówić, musi wypowie- dzieć wszystko - do końca. - Ludzie szaleją od tego, wpadają w obłęd. Nie można tego pojąć, nawet dotknąć. Pamiętasz, mały mówił: „prze- ciekają przez palce"... - Ten dzisiejszy był aż zbyt materialny. - Tak - dla ciebie. I do momentu, póki Juan nie odzyskał przytomności. To też charakterystyczne. W każdym razie dla kogoś, czyją repliką stanowią, są nieuchwytni zawsze. Nie możesz ich pochwycić, dotknąć... i uwolnić od tego nie potrafisz się także - przychodzą w jakichś chwilach niemoż- liwych do przewidzenia — gdziekolwiek byś się zaszył, co byś nie zrobił - są. Zresztą - nie to jest najgorsze: sny... Nie, tego wyjaśnić nie potrafią. Jeśli tu zostaniemy, będziesz je mie- wał... będziesz mógł się przekonać. Nie miałem żadnych powodów, by Rayowi nie wierzyć; w miarę słuchania mrówki przebiegały mi po plecach, pomyślałem, że jeszcze czas się wycofać — podjąłem się kierowania normalną naukową ekspedycją, nie walki z czymś, czego ludzki rozum nie zdoła pojąć, czemu nie sposób sprostać. - O ile będziesz mógł - powiedział bardzo cicho, ze znużeniem, Ray. — Myślę, że skoro raz się tu znaleźliśmy, wycofanie się... z gry nie zależy już tylko od nas samych. - Gry? Mówisz tak, jakbyś był przekonany, że bierze w niej udział ktoś jeszcze poza nami, jakaś Druga Strona... - Czasem przychodzi mi to do głowy