... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Zauroczenie znikło z jego twarzy. - Przecież tam siedzi jakiś facet, który nią steruje. Ale papula wciąż mówiła, że wszystko, co usłyszał, jest prawdą. Nawet jeśli w ten sposób reklamowała blaszane statki na Marsa. Mógł osobiście tam polecieć. Mógł wraz z całą rodziną zobaczyć wszystko na własne oczy, jeśli tylko miał odwagę się uwolnić. Czy był w stanie? Czy jest prawdziwym mężczyzną? Powinien kupić statek od Stukniętego Luke'a. Póki jeszcze jest taka szansa, bo przecież pewnego dnia, może już niedługo, PP uderzy. I nie będzie już złomowisk ze statkami. Nie będzie już wyłomu w murze autorytarnego społeczeństwa, przez który nieliczni, naprawdę nieliczni szczęściarze mogli uciec. Przeskakując palcami po klawiszach przy koszuli, Al podkręcił gałkę mocy. Siła oddziaływania papuli wzrosła, przyciągając mężczyznę jak magnes, biorąc nad nim górę. Musisz kupić statek, przekonywała papula. Oferujemy korzystny system rat, gwarancję obslugi i wiele modeli do wyboru. Czas podpisać umowę, nie zwlekaj. Mężczyzna uczynił krok w kierunku zaparkowanych statków. Pospiesz się, nalegała papula. W każdej chwili władze mogą zamknąć fabrykę i taka szansa nie nadarzy się już nigdy. - Tak właśnie to robią - powiedział z wyraźnym wysiłkiem mężczyzna. - To zwierzę zastawia sidła na ludzi. Hipnotyzuje. Musimy iść. - Ale nie odszedł. Było za późno. Miał zamiar kupić statek, a Al, siedząc w biurze, złapał go już na haczyk i holował w swoją stronę. Zadowolony Al podniósł się na równe nogi. Czas już było wyjść i ubić interes. Wyłączył papulę, otworzył drzwi biura i wyszedł na parking. Ujrzał znajomą sylwetkę idącą ku niemu pomiędzy blaszakami. Był to jego dawny kolega, Ian Duncan, którego nie widział już od lat. A niech to, czego on może chcieć? I to akurat w takim momencie! - Al! - zawołał Ian Duncan, machając ręką. - Możemy chwilę porozmawiać? Nie jesteś zajęty? - Ciężko dysząc podszedł bliżej i rozglądał się dookoła w zdenerwowaniu. Wyraźnie stoczył się na dno od czasu, kiedy widzieli się ostatni raz. - Słuchaj... - rzekł ze złością Al, ale było już za późno. Para z dzieckiem wyrwała się spod działania papuli i szybko odchodziła. - Nie chciałem ci przeszkadzać - wymamrotał Ian. - Nie przeszkadzasz - odparł głucho Al, patrząc, jak trójka straconych klientów oddala się od niego. - Co się stało, Ian? Co u diabła, nie wyglądasz najlepiej. Chory jesteś? Wejdź do biura. - Wprowadził go do środka i zamknął drzwi. - Przyszedłem w związku z butelkami - rzucił Ian. - Pamiętasz, jak staraliśmy się dostać do Białego Domu? Al, musimy spróbować jeszcze raz. Bóg mi świadkiem, że nie mogę już tak dalej. Nie jestem w stanie zrozumieć naszej porażki w dziedzinie, która wydawała nam się najważniejsza w życiu. - Zdyszany, wytarł wilgotne czoło chusteczką, którą trzymał w trzęsących się rękach. - Ale ja już nawet nie mam mojej butelki - odparł Al. - Nieważne. Możemy zagrać swoje partie oddzielnie na mojej i zmiksować nagranie. Potem damy to do Białego Domu. Czuję się jak w pułapce i nie mogę już tak dalej żyć. Muszę znowu grać. Jeśli natychmiast zaczniemy ćwiczyć Wariacje Goldberga, za dwa miesiące... - Nadal mieszkasz tam gdzie zwykle? W tym wielkim Abrahamie Lincolnie? - przerwał mu Al. Ian przytaknął. - I nadal pracujesz w kartelu bawarskim? Jesteś tam inspektorem? - Nie mógł zrozumieć, dlaczego Ian Duncan jest tak zdenerwowany. - Do diabła, w najgorszym wypadku wyemigrujesz. Gra na butelce nie wchodzi w rachubę. Nie grałem od lat, od kiedy się nie widzieliśmy. Poczekaj chwilę. - Uruchomił przyciski mechanizmu kontrolującego papulę. Znajdująca się na chodniku istota ruszyła w kierunku swojej kryjówki pod reklamą. - Wydawało mi się, że wszystkie wymarły - rzekł Ian. - I dobrze ci się wydawało. - Ale ta na chodniku rusza się i... - To podróba - wyjaśnił Al. - Konstrukt podobny do tych, jakich używają do kolonizacji. Ja nią kieruję. - Pokazał kumplowi z dawnych lat panel kontrolny. - W ten sposób ściągam ludzi z chodnika. Podobno Lukę ma prawdziwą papulę, oryginał, według którego produkowane są duplikaty. Ale nikt nie wie, czy to prawda i prawo nie może Luke'owi nic zrobić. PP nie może zmusić go do wydania prawdziwej papuli, jeśli Lukę rzeczywiście ją gdzieś trzyma. - Al usiadł i zapalił fajkę. - Oblej test z rel-polu - poradził. - Stracisz mieszkanie i odbierzesz swój depozyt. Przynieś pieniądze, a ja gwarantuje ci, że dostaniesz ten przeklęty statek, który zawiezie cię na Marsa. I co ty na to? - Próbowałem oblać test - odparł Ian - ale się nie udało. Sfałszowali wyniki. Nie chcą, żebym się wyniósł. Nie puszczą mnie. - Kim są ci “oni"? - Facet w mieszkaniu obok, z mojego budynku. O ile pamiętam, nazywa się Edgar Stone. Zrobił to celowo. Widziałem wyraz jego twarzy. Może wyobrażał sobie, że oddaje mi przysługę... nie wiem. - Rozejrzał się dookoła. - Masz ładne, małe biuro. Śpisz tutaj, co? A kiedy biuro się przenosi, przenosisz się razem z nim. - Tak - powiedział Al. - Zawsze jesteśmy gotowi przenieść interes. - Już wiele razy PP prawie go łapała, chociaż mógł osiągnąć szybkość orbitalną w ciągu zaledwie sześciu minut. Papula wykrywała, kiedy się zbliżali, ale nie na tyle wcześnie, żeby miał dość czasu na ucieczkę. Zazwyczaj wszystko odbywało się w wielkim pośpiechu i rozgardiaszu, a część statków pozostawała na miejscu. - Wciąż depczą ci po piętach - zadumał się Ian. - A mimo to się nie przejmujesz. Chyba taki już masz charakter. - Jeśli mnie dopadną - ciągnął Al - Lukę zapłaci za mnie kaucję. - Po co miał się więc przejmować? Jego pracodawca był wpływowym człowiekiem. Klan Thibodeaux ograniczał swoje ataki na niego do artykułów pojawiających się w popularnych czasopismach, traktujących o wulgarności Luke’a i lichej jakości jego statków. - Zazdroszczę ci - rzekł Ian. - Twojej równowagi. Twojego spokoju