... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Parobcy zerknęli na siebie z ukosa. Oczy niezwykłego przybysza przerażały ich nie na żarty. - On sam o tym opowiadał - szepnął jeden. Przechwałki, pomyślał Móri. - Mówcie dalej. - Innym razem dziewczyna służąca spodziewała się dziecka za sprawą Maga-Loftura, lecz on czarami spowodował jej śmierć. - Jak do tego doszło? - spytał Móri, z każdą chwilą czując się bardziej nieswojo. - Do obowiązków dziewczyny należało wynoszenie popiołu z kuchni - pospieszył z wyjaśnieniem drugi z parobków. - Aby uczynić pracę łatwiejszą, popiół wynosiło się w dużym, przypominającym koryto naczyniu, w którym mieściło się go sporo. Loftur, aby jeszcze bardziej ulżyć dziewczynie, czarami otworzył przed nią ścianę. Dziewkę jednak tak przeraziły zaklęcia, że przechodząc zawahała się na moment i ściana zamknęła się wokół niej. Rok później, kiedy mur rozwalono, znaleziono szkielet stojącej kobiety, obok niej stos popiołu, a w brzuchu kosteczki nie narodzonego dziecka. To znaczy, że Mag-Loftur jest tu już od kilku lat - zauważył Móri. - Tak, ale to młody człowiek, nie zaczął jeszcze trzeciego krzyżyka. Cóż, jeśli przebywa tu od tak dawna, nie jest powie- dziane, że ma zamiar wskrzesić biskupa właśnie teraz, pomyślał Móri trochę uspokojony. Parobcy mieli jeszcze coś do dodania: - Za to, co zrobił, Mag-Loftur otrzymał upomnienie od dziekana, Thorleifura Skaftasona, najwyższego wówczas dostojnika kościelnego w Holar. Nawet to jednak nie zmusiło Loftura do zmiany postępowania. Rozpoczął walkę z dziekanem, lecz nie mógł wyrządzić mu żadnej krzywdy, bo i duchowny znał się na czarach. Mag-Loftur postanowił, że nie zakończy studiów, dopóki nie przeczyta całej pierwszej "Graskinny", tej z Holar, i nie nauczy się jej na pamięć. Ja także znam "Graskinnę", triumfował w duchu Móri. I potrafię więcej od ciebie, Magu-Lofturze. Znam też na pamięć drugą "Graskinnę", tę, która znajduje się w Skalholt, księgę wielebnego Eirikura. Wątpię, byś i ty zdążył ją przeczytać! A już na pewno nie znasz zaklęć Jonssonów. Przynajmniej więc na razie góruję nad tobą wiedzą. Móri z wielką ostrożnością zbliżał się do Holar. Nie chciał popędzać tego Loftura, zależało mu, by go uprzedzić. Im bliżej jednak był Holar, tym bardziej niepokojące wieści do niego docierały. Mag-Loftur zwracał się z prośbą o radę do wielu czarnoksiężników, żaden jednak nie wiedział więcej niż on. (Widać nie słyszałeś o mnie, pomyślał nie bez złośliwości Móri). Mag-Loftur zdziwaczał i zrobił się taki złośliwy, że koledzy zaczęli się go bać. Nie śmieli mu się w niczym sprzeciwiać, choć odczuwali przerażenie. Móri zyskał sprzymierzeńca ze Szkoły Łacińskiej. Pewnego dnia młodziutki diakon przyniósł mu nieprzyjemne wieści. Oto Mag-Loftur, znając odwagę chłopaka, zwrócił się do niego z prośbą o pomoc we wskrzeszeniu biskupów z zamierzchłych czasów. Móri, usłyszawszy to, poczuł, że ciarki przebiegły mu po kręgosłupie. - Mów - nakazał chłopcu. - Mów dokładnie, co ci powiedział. Chłopak, bardzo młody, najwyraźniej żywił podziw zarówno dla Maga-Loftura, jak i dla Móriego. - Wielce byłem temu niechętny - oświadczył Móriemu. - Ale Loftur zagroził mi śmiercią, jeśli odmówię. - Uf, powinienem być na twoim miejscu, chłopcze - westchnął Móri. - Chociaż... Mag-Loftur pewnie by się na to nie zgodził. Przypuszczam, że nie życzy sobie rywali. - O, z całą pewnością - stwierdził chłopiec z najgłębszym przekonaniem. - On jest niebezpieczny. Z jego oczu bije zło. Pragnie tylko jednego, a mianowicie dostać w swoje ręce tę księgę! - Kiedy zamierza wskrzesić biskupa Gottskalka? - Dziś wieczorem. Móri odetchnął głęboko. A więc nie ma czasu do stracenia. I żadnej możliwości, by uprzedzić Maga-Loftura. - Powtórz mi teraz słowo w słowo, co on ci powiedział - poprosił chłopaka przygnębiony. Wiedział, że z jego oczu bije teraz taki sam fanatyzm, jak z oczu Loftura, starał się więc nie patrzeć na chłopca. Młodzieniaszek usiłował przypomnieć sobie wszystko po kolei. Bez skrupułów zdradzał Maga-Loftura, który zawsze traktował go nieuprzejmie, z góry. Ten piękny mężczyzna był o wiele milszy, choć i on chwilami go przerażał