ďťż

... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

.. zakodowane obronne odruchy! Natychmiast obniżyli œrodek ciężkoœci i przybrali dla zachowania równowagi optymalnš w tych warunkach pozycję. Ale nadbiegajšcy za nimi Elefant już nie zdšżył wyhamować z powodu zbyt dużej wagi ciała i z piskliwym okrzykiem grozy przejechał się na rybach jak na rolkach aż do stoi- ska mleczarskiego, a tam całš masš swojego stukilowego cielska wbił się w stertę jogurtów, kefirów, œmietanki, tudzież kolorowych kremów. Wszystkie apetyczne danony i bakomy rozprysły się po osłupiałych sprzedawcach i klientach, a na moje szczęœcie także po ogłupiałych Rypsiakach. 11 Zanim, oœlepieni, przyszli do siebie, zyskałem nad nimi kilka se- kund przewagi. Miałem nadzieję, że dadzš za wygranš i odczepiš się ode mnie, ale oni byli zażarci. Upaćkani jak klowni na biało i różo- wo pozbierali się szybko i na nowo podjęli poœcig nawet nie ocie- rajšc pysków. Teraz pozostała mi już tylko jedna szansa... ZnaleŸć się jak naj- prędzej w parku na skarpie i tam zaszyć jak œcigane zwierzę w gęstwinie krzaków. Ale czy zdšżę? Na trawniku, obrócony do mnie tyłem, ogrodnik z wężem w ręku rozmawiał z muskularnym inwalidš o bujnej czuprynie, który sie- dział w wózku. Od razu wiedziałem, co zrobię. Wyrwałem ogrodni- kowi z ršk sikawkę i skierowałem mocny strumień wody prosto w zbliżajšcych się Rypsiaków. Najpierw w grubego Elefanta. Nie wy- trzymał i czmychnšł, potem załatwiłem w ten sam sposób Igiełkę. Zajadłoœć we mnie wstšpiła. Już zaczšłem wierzyć, że się obronię, ale szczęœcie niespodziewanie odwróciło się ode mnie. Szpryco- wałem właœnie doœć skutecznie obu braci całš siłš szeœciu atmosfer ciœnienia, gdy nagle wšż zakrztusił się i zwiotczał, a bystry strumień załamał się żałoœnie. Zrozumiałem - nagły spadek ciœnienia, typowa dolegliwoœć naszych biednych dłubkowskich wodocišgów. Sprawy potoczyły się teraz fatalnie. Ogrodnik wyszedł z chwilo- wego osłupienia, rozzłoszczony wyrwał mi sflaczałego węża i zaczšł mnie nim okładać bezlitoœnie; odskoczyłem w bok, ale tak nieszczęœliwie, że prosto w łapy tego kudłacza na inwalidzkim wózku. Typ œcisnšł mnie stalowym chwytem i przydusił. Miał po- twornš siłę w rękach (inwalidzi na wózkach często majš). - Co pan wyrabia! - wykrztusiłem. - Niech pan mnie puœci! Goniš mnie! Cała banda! To Ÿli chłopcy. On jednak ani myœlał mnie puœcić. - Znasz tego gnojka? - zapytał ogrodnika. - Gdzieœ go chyba widziałem. - To mój młodszy brat - rozległ się głos Darka Rypsa. Zdyszany ocierał mokrš twarz. - Œwietnie, że pan go przytrzymał. Jest psy- chicznie chory. Stale ucieka z domu i rozrabia w mieœcie. Gdy do- staje ataku, bywa niebezpieczny. Ciężko poranił już paru ludzi. Jutro 12 odwozimy go do czubków. Dziękujemy za pomoc... to był wspaniały chwyt! Tylko pozazdroœcić takiej krzepy w rękach! - Niech pan nie słucha, to kłamstwa! - bełkotałem rozpaczliwie, ale wštpię, czy inwalida mnie zrozumiał. Mile pochlebiony komple- mentami bez wahania oddał mnie w ręce braci Ryps, którzy zaraz obezwładnili mnie fachowo i wierzgajšcego bezradnie jak cielę za- cišgnęli na ławkę w kšcie ogrodu. Byłem przygotowany na najgorsze. Wiedziałem, że znęcajš się be- stialsko nad swoimi ofiarami, już na wstępie częstujšc pojmanych jeńców nadzwyczaj bolesnym ciosem w żołšdek. Pewien, że mnie też to spotka, napišłem obronnie mięœnie brzucha, by złagodzić skutki ciosu, ale, o dziwo, ciosu nie było, ani tortur, w ogóle nic z tych rzeczy. - Czemu uciekałeœ jak głupi zajšc - zapytał Mariusz. - Nerwowy jestem - bšknšłem. - Bałeœ się nas? Nieczyste sumienie, co Mucha? - Nie mam jeszcze tej forsy, ale jutro... przysięgam... - Jutro będzie futro. Masz nas za głupków? Od poczštku wiedzie- liœmy, że chcesz nas zrobić w konia. Wymyœliłeœ sobie, że obłowisz się u nas zgrywajšc się na Wielkiego Szu i cišgnšc zyski ze strzyże- nia baranów. A naprawdę to taki z ciebie szuler, jak ze mnie karme- lita bosy. Nie masz zielonego pojęcia o szulerce, a gdybyœ nawet miał, to też zdałoby się psu na budę, bo jesteœ mięczak i rozklejasz się na widok płaczšcego barana. Krótko mówišc blagier z ciebie, Mucha, a my bardzo nie lubimy blagierów, prawda, Darek? - Oj, nie lubimy! - potwierdził Dariusz. - Zwłaszcza, gdy próbuje nas zwodzić taki gnojek, takie waluto- we zero, taki finansowy trup jak ty! - Ja, finansowy trup! - oburzyłem się - owszem mieliœmy w domu chwilowy kłopot z gotówkš, bo ojca zatrzymały interesy... ale już dzwonił, że wraca... dziœ, najdalej jutro, dostanę zaległe kie- szonkowe, pięć i pół melona i spłacę dług pod hajrem! Z nowym wozem wraca. Zarobił dwanaœcie miliardów na komputerach z Taj- wanu, co zrobiły furorę na rynku... - blago wałem bez zajšknienia, ale oni nie kupili tej gadki. 13 - Ty, ty, czaruœ, daruj sobie - zaœmiali mi się w twarz - to sš bajeczki, które sam sobie opowiadasz przed snem. Prawda jest taka, że twój stary kładzie każde przedsięwzięcie, zawala każdš trans- akcję, nic jeszcze mu nigdy w życiu nie wyszło i nie wyjdzie! To kompletny nieudacznik, noga do interesów. Wszyscy to mówiš! Na- robił tylko niebosiężnych długów, samemu Szyjce winien jest miliard z okładem! O, bo nacišgać na pożyczki to on umiał. Nabrał nawet Karola Mantykę. - Nc 10, licz się ze słowami! - warknšłem. - Mój tata nikogo nie nacišgnšł. - Owszem, to znana sprawa, namówił swojego szwagra na jakiœ księży^ interes, który okazał się wielkš plajtš, a teraz, biedak, ukrywa się przed wierzycielami. - Wcale się nie ukrywa. Byłby wrócił już wczeœniej, ale niespo- dziewanie musiał przeprowadzić ważne rozmowy z koncernem Daewoo. - No proszę, tak ci powiedział? Biedak, zgrywa się na człowieka sukcesu, ale zapytaj go jak wróci, co się stało z majštkiem twojej matki. Niech ci opowie, jak go zmarnował na nieudane przed- sięwzięcia... - Nieprawda! Niczego nie zmarnował. Mama ma wcišż sto dzie- sięć działek budowlanych w Radomiu Firleju, tak jak miała... - Co ty powiesz, sto dziesięć działek! - Żebyœ wiedział i na największej firma „Plaża" chce postawić ho- tel na dwadzieœcia kondygnacji... Mama właœnie wyjechała do Rado- mia przeprowadzić pertraktacje. Bracia Ryps parsknęli œmiechem. - Ty, Mucha, masz wyobraŸnię, niech cię licho! Powieœci mógłbyœ pisać! - powiedział Dariusz. - A co do twojej mamy, to owszem wyjechała, ale ambulansem do szpitala, po tym jak zasłabła na ulicy pod pocztš. To twój stary wpędził jš w chorobę, wszyscy mówiš. To smutne, ale jesteœcie na dnie, Mucha... - Wuj Karol... 14 - Wuj Karol też ci nie pomoże - przerwał mi ostro Mariusz