... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Otworzył oczy, pewien, że nie może chybić. Dwa strzały prawie jeden za drugim, tak szybko jak tylko po odrzucie, pierwszym spojrzeniem uchwycił nowy cel. Może nie osiągnął ćwierci sekundy, co podobno teoretycznie było dobrym wynikiem i o co usilnie starał się w ćwiczeniach, ale na pewno zszedł poniżej połowy. Czuł, że to najlepsze strzały jego życia i nie czekając na nic, znurkował do rowu i jak szalony popędził na upatrzone wcześniej nowe miejsce. Na rękach i nogach dotarł do mostku, teraz przepychanie się przez cementową rurę zajęłoby zbyt dużo czasu, poza tym odrzucało go wspomnienie miejsca, gdzie raz już siedział jak w ciasnej pułapce, nie zdolny do żadnej obrony. Ubita na rurze ziemia wznosiła się nieco, tworząc wypukłość i powinna osłonić go z przodu, może tylko czujki z tyłu mogłyby go dostrzec. Spojrzenie w tą strone, nic nie dostrzegł, trawa dosyć wysoka. Moment wahania, sprężył się i rzucił naprzód jak wystrzelony z procy, resztę odległości ślizgnął się na murawie brzuchem jak naoliwiony węgorz i już wpadł do rowu po drugiej stronie. Około 50 m dalej rów skręcał pod kątem prostym w stronę lasu. Może 10 m wcześniej kawał ziemi oberwał się i rozsypał, rów był nieco płytszy ale szerszy, wygodny i z dobrym wyglądem w przód. Dopadł tego miejsca i ostrożnie uniósł głowę. Pierwsze wrażenie to nienaturalny spokój i cisza. Wprost nierzeczywiste uczucie, jakby przy filmie nagle zatrzymał się aparat. Większość widzianych przedtem leżała na ziemi, niektórzy tylko zastygli na miejscu, Żadnego ruchu, żadnego dźwięku, wydawało się, że nawet owady przestały latać. To przelotna migawka, bo przede wszystkim spojrzał w stronę karabinu maszynowego. Dwaj Niemcy koło niego, widoczni teraz nieco bardziej z frontu i jeszcze lepiej, leżeli spokojnie w tej samej pozycji, jakby zupełnie zignorowali albo w ogóle nie zauważyli że ktoś do nich strzelał. Jezus, Maria, czy to możliwe żeby spudłował aż tak? Kule nawet nie padły koło nich, nawet nie przypadli do ziemi. Ten pierwszy tak jak przedtem, oparty był na łokciach, tyle, że opuścił lornetkę. Obejrzał już całe przedpole albo jak inni nadsłuchiwał. Agnus cofnął się. Wszyscy czekali na wyjaśnienie sytuacji, nie wiedzieli kto i gdzie strzelił. To mogło być wszystko, ostrzeżenie, sygnał, nawet przypadek. Najbardziej mogli się obawiać niespodziewanego ataku, tzw. "przeważających sił". Nie potrwa długo, aż się otrząsną i znajdą tutaj tego nieszczęsnego błazna. Zresztą im prędzej tym lepiej. Po co brał się do czegoś, czego nie umie zrobić, ba, w ogóle nie ma pojęcia. Po co w ogóle zajmuje miejsce na świecie, zjada chleb który może przydać się innym, psuje powietrze. Niech się to wreszcie skończy z tą kupką nieszczęścia siedzącą tu na rozsypanej ziemi między pokrzywami, z trzęsącymi się rękami, poczuciem bezsilności i mdłościami w brzuchu. Opanuj się, człowieku! Przynajmniej tego jednego, uniesionego, możesz jeszcze dostać jeżeli się uspokoisz. Przecież to tak blisko i widać go doskonale. Agnus oparł się plecami o tylną ścianę i zrobił pięć głębokich oddechów. Potem otworzył oczy i spojrzał na swoje ręce. Już nie drżały. Dotąd tego nie robił, ale teraz wplótł kilka zerwanych nowych pokrzyw we włosy. Przez moment chciał też nimi owinąć karabin, ale czuł. że teraz musi się śpieszyć, że czas mu się kończy więc zrezygnował. Ostrożnie wysunął karabin opierając go starannie tak żeby spoczywał pewnie jak przy sprawdzaniu celownika. Nie ma mowy o żadnym swobodnym strzelaniu, mierzył teraz bardzo starannie. Już. Mocny Boże! Byłby przysiągł, że widział jak ciało drgnęło od uderzenia kuli, a na pewno przechyliło się na bok. Strzelał do trupa. Zabił obydwu za pierwszym razem. Znurkował do rowu i z niedowierzaniem spojrzał na broń. Przed nim wybuchło piekło. Gwałtowna strzelanina ze wszystkich stron, po prostu burza ognia. Krzyki. Klątwy, ale i dzikie wrzaski, jakby kogoś raniono. Ale zadziwiające, że w pobliżu nie sypią się kule. To chyba strzelanina na wszystkie strony. Czyżby mogli jeszcze go nie zauważyć? Przecież uczył się, że trzeci strzał zawsze ujawnia stanowisko, dlatego uważa się go za feralny. A tymczasem wydaje się, że większość strzałów skierowana jest w stronę linii lasu. Jedyne rozsądne przypuszczenie, to że zmylił ich nietypowy, głuchy odgłos strzału. To ta obudowana lufa i ta dziwna narośl zmieniły i wyciszyły huk tak, jakby dochodził on z dalszej odległości. Co ma robić dalej? Mógłby naturalnie zastrzelić jeszcze jednego Ruska, ale po co. Obrona własna by to nie była, przeciwnie, jeżeli strzeli teraz to pokaże miejsce, jeżeli w tym bałaganie choć jeden go dostrzeże, to po chwili cały ten grad kul spadnie na niego. Nie będzie mowy, żeby się ruszyć, przyciśnięty do ziemi nie będzie mógł nic więcej zrobić i wkrótce go dostaną. Widząc przedtem MG miał nadzieję, że może gdzieś znajdzie się niemiecki oficer. Gdyby był, to zupełnie co innego, wtedy byłoby warto. Ale niestety. Czy zdoła jeszcze teraz się wycofać? Właściwie rów, za załamaniem prowadził aż do lasu, a raczej do zagajnika młodych sosenek na jego skraju. Czujki za nim pewnie nie mogą podnieść nosa, ta strzelanina w stronę lasu - kule lecą nad nimi i przyciskają ich do ziemi. Ewentualnie może spotkać jeden z patroli, które weszły do lasu.- No cóż, to już na los szczęścia. Pewnie też się położyli, jeżeli nie wpadnę, nie nadzieję się wprost na nich, to nie ma się czym przejmować.- Czas jest najważniejszy, trzeba decydować natychmiast. W kilka minut wyszedł już z rowu koło małych drzewek, Kule owszem, padały, ale nie tak gęsto jak się spodziewał. Strzały rozkładały się na długiej linii lasu. Mocno zgięty, także dlatego, żeby nie wynurzyć się między małymi sosenkami, dotarł do lasu i zaczął biec. Nagłe dość daleko, z tyłu usłyszał Pam! i w sekundę Woom! z lewej strony. Zupełnie nie widział, żeby mieli też moździerz. Może to też Niemcy? Ale chyba nie, do zachęcania żołnierzy strzałami w plecy stosuje się karabin maszynowy, cięższe pociski raczej tylko po kilka w linii i to na froncie, nie tutaj. Ponownie, z tyłu Pam! Pam! i bliżej Woom! Woom! Przyśpieszył. Po dobrym kwadransie biegu był pewien, że jest już poza strefą, do której mogły dotrzeć patrole. Był spocony, a raczej umierał z gorąca - całkowicie wyczerpany. Zdecydował się na 10 min. odpoczynku. Rozebrał się też ze wszystkiego za wyjątkiem spodni i koszuli, przy której zawinął rękawy i rozpiął przód. Zdjętych rzeczy oczywiście nie wyrzucał , to było kategorycznie zakazane i te polecenia i zakazy miał wpojone, lecz złożył w mały węzełek i wsunął za pazuchę koszuli. Plecak i reszta zostały w miejscu noclegu, ale na pewno oddział je zabrał, zawsze sprawdzało się miejsce obozowania, czy wszystkie widoczne ślady zostały usunięte. Do niesienia miał więc tylko tą ciężką strzelbę. Strasznie ciężką - ale, teraz się okazało, co to za wspaniała broń. Przez następne godziny na przemian szedł i kawałek biegł, znowu odpoczywał idąc i znów biegł i tak dalej, na zmianę