... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Większość marnie wyglądających gości to stali klienci, którzy wiedzieli, że nie warto z nim grać. Łatwe cele to farmerzy z prowincji, lecz o tej porze pewnie wszyscy śpią albo opuścili mury miasta. Niewielką miał szansę, by spotkać jakiegoś ot tak, na ulicy. Inni poważni gracze pewnie też znaleźli już nocleg na ulicy Gier lub w Obozowisku po drugiej stronie miasta, gdzie Sterren nigdy nie bywał – blisko obozu było zbyt wielu strażników. Strażnicy szkodzili w interesach, byli podejrzliwi i skłonni do sprawdzania swych podejrzeń. Kilku potencjalnych przeciwników mógłby znaleźć w znanej mu okolicy Zachodniej Bramy albo w Nowej Dzielnicy Kupców. Albo w dzielnicach portowych, w Dokach lub Dzielnicy Korzennej, których zwykle unikał; lecz żeby kogoś znaleźć, musiałby znowu podjąć męczącą wędrówkę od tawerny do tawerny. Oczywiście może po prostu siedzieć i czekać w nadziei, że jakiś późny gość stanie w drzwiach. Żadna z tych możliwości nie wzbudziła w nim entuzjazmu. Może powinien zrobić sobie przerwę na resztę nocy? Zależy, ile dotąd wygrał... Postanowił przeliczyć pieniądze i sprawdzić, na czym stoi. Jeśli zebrał dość, żeby zapłacić oberżyście, by się nie wtrącał, a także za zajmowany od miesiąca pokój, i spłacić rosnący dług w barze, może sobie pozwolić na odpoczynek. Zaciągnął ciężką szarą zasłonę, by nikt mu nie przeszkadzał w jego małej wnęce, a potem wysypał zawartość sakiewki na poczerniałe deski podłogi. Dziesięć minut później studiował miedziaka, próbując wykryć, czy był przycięty, czy nie, gdy nagle usłyszał jakieś zamieszanie przy drzwiach. Zapewne nie miało to z nim nic wspólnego, pomyślał, ale na wszelki wypadek schował pieniądze. Przycięta moneta – jeśli rzeczywiście była przycięta – nie miała właściwie znaczenia. I bez niej zarobił więcej niż się spodziewał. Dość, żeby coś jeszcze zostało po spłaceniu wszystkich rachunków. Ale bardzo małe „coś”, niestety – za mało na porządny posiłek. Przynajmniej jednak zacznie z czystym kontem. Zamieszanie trwało nadal. Słyszał podniesione głosy, nie wszystkie mówiące w języku ethsharyjskim. Uznał, że sytuacja wymaga zbadania, więc wyjrzał ostrożnie zza zasłony. Z oberżystą spierała się dziwna grupa ludzi. Było ich czworo i Sterren nikogo z nich chyba nie widział wcześniej. Dwaj czarnowłosi potężni mężczyźni, ubrani w ciężkie, nabijane ćwiekami skórzane tuniki i krwistoczerwone kilty barbarzyńskiego kroju, mieli na głowach proste stalowe hełmy, a u szerokich pasów zwisały im miecze. Wyraźnie byli to cudzoziemcy, skoro ubierali się tak niemodnie; prawdopodobnie jacyś żołnierze, choć z pewnością nie ze straży miejskiej. Kilty mogły pochodzić z miejskich zapasów, lecz jeśli tak, to krawiec oszukał oficerów władcy. Jednak hełmy, tuniki i pasy zupełnie nie były odpowiednie. Obaj mężczyźni byli opaleni na brąz, co sugerowało, że pochodzą z południa, pewnie z Małych Królestw. Trzeci mężczyzna był niski, krępy, miał kasztanowe włosy i lekką opaleniznę. Nosił prostą, bieloną, bawełnianą tunikę i niebieski wełniany kilt żeglarza; trudno było odgadnąć, czy jest cudzoziemcem, czy miejscowym. To głównie on krzyczał; jedną ręką chwycił tunikę oberżysty, drugą uniósł gestem najwyraźniej magicznym, gdyż z wyciągniętego palca spływała cienka strużka różowych iskier. Ostatnim członkiem grupy była kobieta: wysoka, o arystokratycznej postawie, ubrana w suknię z pięknego zielonego aksamitu haftowanego złotem. Czarne włosy miała przycięte i utrefione w stylu, który wyszedł z mody przed wielu laty, co w połączeniu z marnym haftem i smagłą cerą dowodziło, że tak jak żołnierze pochodzi z barbarzyńskiego kraju. – Gdzie on jest? Końcowy ryk żeglarza wyraźnie dotarł do uszu Sterrena. Odpowiedź oberżysty już nie, lecz trudno było nie zrozumieć gestu, wskazującego na zasłoniętą wnękę – w stronę Sterrena. Przeżył szok. Było oczywiste, że ta czwórka nie ma dobrych zamiarów wobec tego, kogo szukają. Nie rozpoznał nikogo, ale możliwe, że od któregoś z nich – a może od wszystkich – wygrał kiedyś pieniądze. Może też byli krewniakami jakiegoś biednego durnia, którego obrobił, a teraz przybyli, by pomścić honor rodziny