... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
A teraz proszę odpowiedzieć na moje pytanie! - To był pomysł Pierwszego. Powiedział, że co prawda nie bardzo rozumieją, o co w tym wszystkim chodzi, ale skoro dotarli już tak daleko, to powinni zostać z panem, bo być może będzie pan potrzebował dodatkowej ochrony. Nie mieli żadnych kłopotów z wejściem na piętro - cały parter wygląda jak szpital dla umysłowo chorych, w którym wybuchło zbrojne powstanie. - To ładnie z ich strony - powiedziała Jennifer. - To idiotycznie z ich strony! - wybuchnął Devereaux. - Zostaną zdemaskowani, aresztowani i poddani przesłuchaniom, a wszyscy razem znajdziemy się na pierwszych stronach gazet! - Nic pan nie rozumiesz - odezwał się Desi Pierwszy, podnosząc pochyloną do tej pory głowę. - Numero uno, siedzimy cicho jak myszy pod miotłą. Numero dos, jesteśmy misioneros, którzy nawracają biednych barbaros na wiarę Chrystusa. Kto mógłby aresztować takich 278 adres' Nawet jak spróbują, to przez parę miesięcy nie będą mogli się poruszać, a żaden nie wejdzie za wami do sali. Niech mnie kule biją! - mruknął Jastrząb, spoglądając z roz-czuleniem na klęczących adiutantów. - Dobrze was wyszkoliłem, chłopcy Podczas tajnych operacji zawsze należy mieć w odwodzie najlepszych ludzi; zwykle nie posyła się ich na pierwszą linię, bo viadomo, jakie mają szansę na przeżycie, ale wy zgłosiliście się sami, na ochotnika. Jestem z was dumny, żołnierze. - Klawo, henerale - odparł D-Dwa. - Ale niech się pan nic nie obawia, nie będzie pan potępiony. Ja sam się tym zajmę, nie mój amigo Widzi pan, ja jestem catolico, a on tylko zwykły protestante, więc się nie liczy. W korytarzu rozległ się nagle grzmiący odgłos ciężkich, szybkich kroków. Wszyscy spojrzeli z niepokojem w kierunku, z którego dobiegł, ale natychmiast się uspokoili na widok pędzącego w ich stronę Romana Z. w przepoconej koszulce z napisem WFOG-TV, z kamerą w każdej ręce i z reporterską torbą obijającą mu się przy każdym kroku o biodro. Moi najdrożsi, najukochańsi przyjaciele! - wysapał, łapiąc z trudem powietrze. - Nie uwierzycie, jak wspaniale się spisałem! Sfilmowałem po kolei wszystkich, łącznie z trzema typkami, którzy na widok mojego noża zgodzili się przyznać, że zostali przysłani przez prokuratora generalnego i jakiegoś kurdupla od czegoś, co nazywali sekretariatem obrony. Mam też zeznanie wielkiego futbolisty, który twierdził, ze reprezentuje jakieś Stowarzyszenie Fanny Hill... Też mi coś! U nas, na Serbii, mamy lepsze stowarzyszenia. - Wspaniale! - ucieszył się Sam. - Ale jak się tutaj dostałeś? To nic trudnego. Na dole, w tym wielkim marmurowym holu, wszyscy tańczą, śpiewają, śmieją się i płaczą, jak za najlepszych czasów, które widzieli moi cygańscy przodkowie. Jacyś ludzie w zwariowanych strojach i z pomalowanymi twarzami rozdają butelki z napitkiem, a wszyscy tak się cieszą, że aż mi to przypomina nasze obozy na Morawach. Mówię wam, wspaniała sprawa! O Boże! - wykrzyknęła Jennifer. - Wyciąg z korzenia - Z czego, moja droga? - Z korzenia yaw-yaw, panie Pinkus. To najmocniejszy narkotyk, jaki kiedykolwiek został wyprodukowany przez człowieka. Mohaw- 279 kowie twierdzą, że to oni go wynaleźli, ale my opracowaliśmy nową metodę destylacji, dzięki czemu stał się dwudziestokrotnie silniejszy. W rezerwacie jego produkcja jest już od dawna zabroniona, ale jeśli ktoś mógł ją uruchomić na nowo, to tylko ten drań Johnny Calfnose! - Wydaje mi się, że akurat w tej chwili powinniśmy być mu za to wdzięczni - zauważył Devereaux. - A więc w taki sposób radziliście... to znaczy, radziliśmy sobie z białymi osadnikami - mruknął Jastrząb. - Generale, to bez znaczenia... - Owszem, ale mimo wszystko bardzo interesujące. - Wchodźmy do środka! - powiedział Cyrus rozkazującym tonem. - Ten narkotyk ma bardzo specyficzne działanie: najpierw oszałamia i sprowadza zapomnienie, a potem nagle przypomina o zaniedbanych obowiązkach, co wywołuje natychmiastową panikę, a tego na pewno nie chcemy. Ja otworzę drzwi. - Uczynił to, po czym dodał: - Pan pierwszy, generale. - Słusznie, pułkowniku. W chwili kiedy MacKenzie Hawkins wraz ze swoją świtą wkroczył dostojnie do sali posiedzeń, w wyłożonym mahoniem pomieszczeniu rozległy się ogłuszające dźwięki indiańskiej pieśni wojennej, bicie w bębny i przeraźliwe wrzaski. Sędziowie, siedzący z marsowymi minami na półkolistym podwyższeniu, zareagowali panicznym przerażeniem; wszyscy, co do jednego, dali nura pod stół, by dopiero po dłuższej chwili ostrożnie wychylić zza niego głowy. Przerażenie nie minęło, ale w wybałuszonych oczach pojawiła się ulga, że nie doszło do żadnych aktów przemocy. Cały skład sędziowski z szeroko otwartymi ustami wpatrywał się w stojącego pośrodku sali pierzastego potwora. - Co ty wyrabiasz, do cholery? - szepnął Sam do Jastrzębia. - To mała sztuczka, której nauczyłem się w Hollywoodzie - odparł półgłosem MacKenzie. - Podkład dźwiękowy potrafi wywołać wrażenie, jakiego nie da się osiągnąć żadnymi słowami. Mam w kieszeni odporny na wstrząsy magnetofon z potrójnym wzmacniaczem, - Natychmiast wyłącz to gówno! - Zaraz to zrobię, ale najpierw niech do tych roztrzęsionych dyń dotrze, że widzą przed sobą Grzmiącą Głowę, wodza plemienia Wopotami. Oszołomieni sędziowie podnieśli się z wolna na kolana. Zgiełk 280 przycichł, a wreszcie zupełnie umilkł, oni zaś spojrzeli niepewnie na siebie, po czym, jeden po drugim, wrócili na fotele. Wysłuchajcie mnie, mądrzy starcy, którzy czynicie w tym kraju sprawiedliwość! ryknął Grzmiąca Głowa, a jego głos odbił się od wyłożonych drewnem ścian. - Wasi ludzie zawiązali zdradziecki spisek, [który miał na celu pozbawienie nas praw do naszego dziedzictwa, do [ naszych pól, gór i rzek, które dają nam pokarm i schronienie. Skazaliście nas na życie w jałowych gettach, gdzie rosną jedynie nikomu nie potrzebne [ chwasty