... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Jestem pewien, że Asharak da nam inną możliwość, w jakimś bardziej odludnym miejscu. - Czyli wyjeżdżamy natychmiast? - upewnił się Silk. - Zaczekamy do świtu - odpowiedział Wilk. - Prawdopodobnie będziemy śledzeni, ale przy pustych ulicach będzie im trochę trudniej. - Porozmawiam z kucharzem - oświadczył Grinneg. - Tyle przynajmniej mogę zrobić, że poślę was w drogę z solidnym posiłkiem, żebyście łatwiej znieśli trudy podróży. Poza tym, oczywiście, jest ta baryłka piwa, którą trzeba dokończyć. Pan Wilk uśmiechnął się szeroko, dostrzegł jednak, że ciocia Pol z przyganą marszczy brwi. - Tylko by zwietrzało, Pol - wyjaśnił. - Kiedy otworzy się baryłkę, trzeba ją wypić możliwie szybko. Wstyd marnować takie dobre ale, prawda? Rozdział XVIII Nazajutrz opuścili dom Grinnega przed świtem. Przebrali się w rzeczy podróżne, wymknęli przez tylną bramę i ruszyli bocznymi uliczkami, które Silk zawsze potrafił znaleźć. Niebo na wschodzie zaczynało się rozjaśniać, gdy stanęli przed masywną spiżową bramą na południowym krańcu wyspy. - Kiedy otworzycie wrota? - zapytał pan Wilk jednego z legionistów. - Już niedługo, gdy tylko będzie wyraźnie widać drugi brzeg. Wilk stęknął. Poprzedniego wieczoru był solidnie podchmielony i od rana wyraźnie cierpiał na ból głowy. Zsiadł z konia, podszedł do juków i napił się wody z bukłaka. - Wiesz co? To chyba nie pomoże - stwierdziła złośliwie ciocia Pol. Postanowił nie odpowiadać. - Mam wrażenie, że czeka nas cudowny dzień - oświadczyła wesoło, spoglądając najpierw na niebo, potem na otaczających ją mężczyzn, którzy siedzieli ciężko w siodłach, demonstrując światu godne litości cierpienie. - Jesteś okrutna, Polgaro - stwierdził ze smutkiem Barak. - Powiedziałeś Grinnegowi o tym statku? - zapytał Wilk. - Chyba tak - jęknął Barak. - Pamiętam, że coś takiego mówiłem. - To ważne. - O co chodzi? - chciała wiedzieć ciocia Pol. - Pomyślałem, że może dobrze by było, gdyby jakiś statek czekał na nas u ujścia Leśnej Rzeki. Jeśli trzeba będzie podążyć do Sthiss Tor, lepiej tam dopłynąć, niż brnąć przez bagna północnej Nyissy. - To naprawdę bardzo dobry pomysł - pochwaliła. - Jestem zdumiona, że przyszedł ci do głowy... biorąc pod uwagę twój stan ostatniej nocy. - Czy nie sądzisz, że moglibyśmy porozmawiać o czymś innym? - zapytał lekko błagalnym tonem. Było coraz widniej i z wieży strażniczej podano rozkaz otwarcia bramy. Legioniści zdjęli żelazną sztabę i rozsunęli wielkie wrota. Silk z Mandorallenem u boku ruszyli przodem, minęli potężny portal i przekroczyli most nad ciemnymi wodami Nedrane. Do południa oddalili się o dwadzieścia pięć mil od Tol Honeth i pan Wilk w pewnym stopniu odzyskał dobrą formę, choć jego oczy nadal silnie reagowały na jasne wiosenne słońce. Krzywił się też od czasu do czasu, gdy jakiś ptak zaśpiewał zbyt blisko. - Jacyś jeźdźcy za nami - poinformował Hettar. - Ilu? - spytał Barak. - Dwóch. - Może zwyczajni podróżni - uznała ciocia Pol. Dwie postacie na koniach wynurzyły się zza zakrętu i zatrzymały. Rozmawiały chwilę czy dwie, po czym, zachowując ostrożność, podjechały bliżej. Tworzyły dziwną parę. Mężczyzna nosił zielony tolnedrański płaszcz, niezbyt odpowiedni do konnej jazdy. Miał wysokie czoło i starannie zaczesane włosy, kryjące łysinę. Był bardzo chudy, a uszy sterczały mu szeroko po obu stronach głowy. Jego towarzyszka sprawiała wrażenie dziecka ubranego w podróżny płaszcz z kapturem. Na twarzy zawiązała chustę dla ochrony przed kurzem. - Witajcie wszyscy - pozdrowił ich uprzejmie chudy mężczyzna. - Witajcie - odpowiedział Silk. - Ładna pogoda jak na tak wczesną porę roku - zauważył Tolnedranin. - I owszem - zgodził się Silk. - Zastanawiałem się - mówił dalej chudzielec - czy nie macie może odrobiny wody, którą zechcielibyście się podzielić? - Oczywiście. - Silk spojrzał na Gariona i skinął ręką na juczne konie. Garion ściągnął cugle, został w tyle i odczepił z juków skórzany bukłak. Obcy wyjął drewniany korek i starannie wytarł ustnik. Podał wodę swojej towarzyszce. Ta zdjęła z twarzy chustę i spojrzała na bukłak z wyrazem bezradności. - W ten sposób, wasza... ehm... pani - mężczyzna odebrał jej bukłak, podniósł w obu rękach i wypił trochę. - Rozumiem - powiedziała dziewczyna. Garion przyjrzał się jej z uwagą. Głos był jakby znajomy. Nie była dzieckiem, choć miała bardzo drobną budowę. W twarzy dostrzegł zarozumiałość i drażliwość. Był niemal pewien, że gdzieś już ją widział. Tolnedranin oddał jej bukłak. Wypiła trochę wody, krzywiąc się na żywiczny posmak. Włosy miała fioletowo-czarne, ale ciemne plamy na kołnierzu płaszcza sugerowały, że nie jest to naturalny kolor. - Dziękuję, Jeebers - powiedziała, gdy skończyła pić. - I tobie dziękuję, panie - dodała, zwracając się do Silka. Garion przymknął oczy. W umyśle zaczynało mu narastać straszliwe podejrzenie. - Daleko jedziecie? - zapytał Silka chudy mężczyzna. - Spory kawał. Jestem Radek z Boktoru, drasański kupiec. Podążam na południe z ładunkiem wełnianych tkanin z Sendarii. Ta zmiana pogody załamała rynek w Tol Honeth, więc postanowiłem spróbować szczęścia w Tol Rane. Leży w górach i pewnie wciąż jest tam zimno. - Wybrałeś niewłaściwą drogę - poinformował obcy. - Trakt do Tol Ranę biegnie bardziej na wschód. - Miałem problemy na tym trakcie - skłamał gładko Silk. - Bandyci, sam rozumiesz. Myślałem, że bezpieczniej jechać przez Tol Borune. - Co za zbieg okoliczności - oświadczył chudzielec. - Moja uczennica i ja także podążamy do Tol Borune. - Istotnie - przyznał Silk. - Niezwykły przypadek. - Może jechalibyśmy razem? Silk spojrzał z powątpiewaniem. - Dlaczego by nie - zdecydowała ciocia Pol, zanim zdążył odmówić. - Jesteś niezwykle łaskawa, szlachetna pani - podziękował Tolnedranin. - Jestem mistrz Jeebers, członek Towarzystwa Imperialnego, nauczyciel z zawodu. Słyszeliście może o mnie? - Chyba nie, niestety - odparł Silk. - Choć to nic dziwnego, jako że jesteśmy obcy w Tolnedrze. Jeebers był nieco zawiedziony. - Zapewne masz rację - westchnął. - A to moja uczennica, lady Sharell. Jej ojciec to baron Reldon, wielki kupiec. Towarzyszę lady do Tol Borune, gdzie chce odwiedzić krewnych. Garion wiedział, że to nieprawda