... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Pierworodny uśmiechał się, a w oczach miał taką nienawiść, że jego kocie źrenice przekształciły się w niteczki. - Przecież opowiesz nam wszystko o dziwnych zabawach Jego Królewskiej Mości Elessara Kamienia Elfów, prawda, że tak, zwierzaczku? Sojusznicy nie powinni mieć przed sobą tajemnic... - Mordor... i... Oko... - Głos porucznika brzmi nadal równo, chociaż tylko Manwe wiadomo, ile kosztowało go to wysiłku. Elf jakby nieświadomie opuścił dłoń na zgruchotaną kostkę jeńca, i... - Sir Engold, proszę popatrzeć, co to?! Elf odwrócił się, zaskoczony wołaniem swoich towarzyszy i teraz ze zdziwieniem patrzył jak za Anduiną, tam, gdzie powinien się znajdować Karas Galadon, błyskawicznie rośnie do samego nieba coś przypominającego gigantyczny dmuchawiec - cienka, lśniąca niesamowitym blaskiem łodyga, zwieńczona przezroczystym purpurowym kwiatostanem. Eru Wszechmogący, jeśli to naprawdę stało się w Karas Galadonie, to jakież to ma rozmiary? Ach, jaki tam Galadon - tam i popiołu nie pozostało... W tym momencie ktoś przywrócił go do przytomności, krzycząc rozpaczliwie: - Sir Engold, jeniec! Co z nim?! Mimo, że odwrócił się błyskawicznie, wszystko już się stało. Jeniec był martwy i niepotrzebny był lekarz, do stwierdzenia zgonu: na oczach osłupiałych elfów w ciągu kilku sekund trup zmienił się w szkielet, obciągnięty gdzieniegdzie resztkami zmumifikowanej skóry. Brązowo-żółty czerep z wypełnionymi piaskiem oczodołami ironicznie szczerzył zęby spod poczerniałych warg, jakby kpiąc z Elgolda: "No, teraz pytaj o co tylko zechcesz... Jeśli chcesz, możesz mnie wykąpać w >>napoju prawdy<<, a nuż pomoże". * * * A w pałacu Minas Tirith zdumiony Aragorn obserwował jak nieubłaganie zmienia się oblicze siedzącej naprzeciwko Arweny. Niby się nic nie zmieniło, ale czuł z niezachwianą pewnością, że nieodwołalnie odchodzi, ucieka, jak cudowny poranny sen z pamięci, coś ważnego, może coś najważniejszego... Jakieś czarowne niedopowiedzenie rysów, które teraz stały się zupełnie ludzkie. I kiedy po kilku chwilach to się skończyło, ogłosił wyrok, podkreślający ten okres jego życia: "Tak, niewątpliwie, ładna kobieta... Nawet bardzo ładna. I tyle". Nikt z jego poddanych tego rzecz jasna nie widział, a gdyby nawet i widział - na pewno nie przydałby temu znaczenia. Natomiast uczciwie zaznaczyli w kronikach inne wydarzenie tego południa, a mianowicie: gdy w Lorien uległo zniszczeniu Zwierciadło, eksplodowało również pięć innych, pozostających w śródziemiu palantirów, a wtedy z fal zatoki Belfalas, do której wpadały wody Anduiny, uderzył w niebo straszliwy gejzer niemal półmilowej wysokości. Gejzer ten zrodził czterdziestostopową falę-tsunami, która zmyła doszczętnie kilka belfalaskich wiosek wraz z ich mieszkańcami. Jednakże nikomu chyba nie przyszło do głowy, że ci nieszczęśnicy również byli ofiarami Wojny o Pierścień. Najdziwniejsze jednak było to, że Jego Królewska Mość Elessar Kamień Elfów, mimo całej swej spostrzegawczości i przenikliwości, nie mógł w żaden sposób połączyć ze sobą tych kilku wydarzeń, które przypadły na południe pierwszego sierpnia 3019 roku Trzeciej Ery i, w pewnym sensie, stały się finalnym punktem jej biegu. No, a po mm nikt nawet nie próbował tego ze sobą łączyć, gdyż nie mieli takich możliwości... * * * - Zegnij rękę, szybko! - polecił Haladdin, zaciskając opaskę na lewym łokciu Cerlega. - Nie puszczaj tej szmaty, bo cały na zewnątrz wyciekniesz... Nadgarstek kaprala "rozmroził się", gdy tylko wulkan pożarł palantir - tak więc krew płynęła teraz jak należy, gdy człowiek ma oderwane dwa palce. Inne sposoby, poza opaską zaciskową nie nadawały się: powstrzymujące krew środki z elfickiej apteczki, w tym legendarny korzeń mandragory, który może podobno "zaszpachlować" nawet tętnicę szyjną, jak się nagle okazało przestały działać. Kto by pomyślał, że to wszystko też była magia... - Konsyliarzu... Wynika z tego, że zwyciężyliśmy? - Tak, niech to licho! Jeśli można to nazwać zwycięstwem... - Nie rozumiem, panie konsyliarzu... - Szare z utraty krwi wargi kaprala nie do końca były mu posłuszne. - Jak mam to rozumieć: "Jeśli można to nazwać zwycięstwem?" "Nie waż się - ofuknął siebie Haladdin. - To była moja decyzja i niczyja więcej. Nie mam prawa nawet minimalnie wplątywać w to Cerlega. Nie powinien podejrzewać tego, czego był świadkiem i niezamierzonym powodem - dla jego własnego, w końcu, dobra. Lepiej niech to zostanie dla niego naszym osobistym Dagor Dagoradem. Zwycięskim Dagor Dagoradem..." - Po prostu miałem na myśli... rozumiesz, w nasze zwycięstwo nie uwierzy ani jeden człowiek w Śródziemni. Nie mamy co liczyć na "podziękowanie przed frontem". I wspomnisz moje słowa - elfy i ludzie z tamtego brzegu Anduiny wynajdą jakiś sposób, żeby ukazać sprawę tak, by to oni wyszli z tej historii jako zwycięzcy. - Tak - odezwał się zamyślony orokuen i na chwilę znieruchomiał, jakby wsłuchując się w głęboki pomruk Ognistej Góry. - Tak pewnie będzie. Ale co to nas obchodzi? * * * EPILOG - ... Co powie Historia? - Historia, sir, skłamie - jak zawsze. B.Shaw * * * Miej odwagę marzyć i kłamać. F. Nierzsche * * * Nasza opowieść jest całkowicie oparta na szczegółowych, choć mających pewne luki, opowieściach Cerlega, które przechowywane są w jego klanie w postaci ustnego przekazu. Należy szczególnie podkreślić, że nie mamy w swoim posiadaniu żadnych potwierdzających go dokumentów. Haladdin, od którego należałoby oczekiwać rozwiniętych dowodów, nie zostawił na tę okoliczność ani jednego wersu. Pozostali zaś bezpośredni uczestnicy polowania na Zwierciadło Galadrieli - Tangorn i Kumai - milczą z dość zrozumiałego powodu. Tak więc, każdy kto chce może ze spokojnym sumieniem oznajmić, iż są to majaczenia szalonego orokuena, który u schyłku żywota postanowił zmienić finał Wojny o Pierścień. W końcu, po to wymyślono memuary, by weterani mogli ze wsteczną datą przekształcić swoje porażki w wiktorie. Dla tych natomiast, którzy uznali tę opowieść, jeśli nawet nie za prawdziwą, ale przynajmniej zasługującą na uwagę wersję, zapewne ciekawić będą pewne wydarzenia, rozgrywające się poza jej ramami czasowymi