... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

A jeśli jej wrodzona indolencja nie weźmie góry - potrafi wylegiwać się w jakimś roślinnym odrętwieniu całymi godzinami, całymi dniami w ciemnym pokoju przed dymiącym kominkiem - to jednak czasem ciśnie niedopałek cygara w ogień, da się namówić na zrzucenie sukien i zatańczy dla Papy, który, co przyparta do muru niechętnie przyznaje, jest dobrym Papą, kupuje jej ładne rzeczy, wydzieli czasem porcję haszyszu, i dzięki któremu nie musi zarabiać na ulicy. Październikowe noce kruchych sierpów księżyca, kiedy ziemia ukrywa błyszczącego wspólnika morderców w swym cieniu, tak że wszystko staje się jeszcze bardziej tajemnicze - w taką noc można powiedzieć, że księżyc jest czarny. Taniec, który specjalnie dla niej ułożył, który tak bardzo chciał, żeby zatańczyła, składa się z serii zmysłowych póz następujących jedna po drugiej; prywatny pokaz w lupanarze, ale w dobrym guście. Wolał, by kołysała się w takt, nie zaś podskakiwała, wyrzucając nogi. Lubił, kiedy do tańca wkładała wszystkie swoje bransolety i korale, stroiła się więc w brzęczącą biżuterię, prezent od niego, stras, nic, co by mogła sprzedać, bo dawno by już sprzedała. Nuciła przy tym kreolską melodię, podobały jej się najbardziej rubaszne piosenki, o tym, co żona szewca zrobiła podczas Mardi Gras, albo o rozmiarach legendarnego przyrządu pewnego rybaka, ale Papa nie zwracał najmniejszej uwagi, co śpiewa jego syrena, tylko wpatrywał się bystrymi, błyszczącymi, ciemnymi oczyma w jej mieniącą się od klejnotów skórę, autentycznie, frajer jeden, wniebowzięty. - Frajer - mruknęła niemal tkliwie, on jednak nie usłyszał. W blasku ognia rzucała długi cień. Była kobietą gigantycznego wzrostu, w typie tych pięknych olbrzymek, które sto lat później zachwycały na scenie „Crazy Horse” czy „Casino de Paris”, w obszytych cekinami cache-sexe i fałszywych brylantach, bosko wysokie, barwy i faktury zamszu. Josephine Baker! Ale temperament, wylewność nie były nigdy cechami Jeanne. Ospała niechęć do wszystkiego, czego nie da się zjeść, wypić czy wypalić, to znaczy unicestwić, oto jej rys uderzający. W posępno-sardonicznym nastroju wykonywała zmysłowy taniec Papy, obserwując zarazem ze znudzeniem i fascynacją wyszukane refleksy licznych szklanych naszyjników, które jej ofiarował, pląsające po suficie. Mogłoby się wydawać, że jest źródłem światła, ale to było złudzenie, świeciła jedynie dlatego, że dogasający ogień rozświetlał jego podarunki. Chociaż jego względom zawdzięczała swój blask, to jego cień czynił ją jeszcze czarniejszą, jego cień potrafił całkowicie pogrążyć ją w mroku. Trudno zgadnąć, czy miała kiedyś dobre serce, czy nie; wychowała się w Szkole Twardych Ciosów, a dostateczna liczba twardych ciosów potrafi zabić serce u każdego. Jeanne nie miała skłonności do introspekcji, czasem jednak, gdy wirowała po ciemnym, pławnym pokoju, który szarpał się na cumujących linach, marząc, by poszybować na poszukiwanie ukochanej przez poetów Cytery, zastanawiała się, jaka jest różnica między tańczeniem nago przed jednym mężczyzną, który płaci, a tańczeniem nago przed grupą mężczyzn, którzy płacą. Miała wrażenie, że do tej różnicy sprowadza się moralność. Profesorowie w Szkole Twardych Ciosów, to znaczy inne chórzystki z kabaretu, gdzie w szesnastej wiośnie chrypiała niemelodyjnie te same kreolskie przyśpiewki, które nuciła i teraz, mówili jej, że to różnica zasadnicza, niebo a ziemia; zatem w wieku lat szesnastu jej największą ambicją było zostać utrzymanką, czyli - nie znaleźć się na ulicy. Prostytucja była kwestią liczby, braniem pieniędzy od więcej niż jednego naraz. To było złe. Nie była złą dziewczyną. Kiedy sypiała z kimś innym poza Papą, nigdy nie pozwalała mu płacić. Była to sprawa honoru. Na tym polegała wierność. (W tych etycznych dociekaniach drzemało ziarnko ironii, choć jej kochanek uważał, że puszcza się, bo lubi się puszczać). Teraz jednak, po kilku obłąkańczych sezonach przepędzonych z nim w chmurach, zadawała sobie niekiedy pytanie, czy aby na pewno dobrze rozegrała swoje karty. Jeśli tak czy owak musi tańczyć nago, żeby zarobić na utrzymanie, czemu nie tańczyć nago w zamian za twardą gotówkę do ręki i nie zarobić dosyć, by utrzymać się samej? No nie, no nie? Jednak już na myśl o organizowaniu sobie nowej kariery zaczynała ziewać. Ciągać się od jednej burdelmamy do drugiej, po music-hallach i tym podobne, co za fatyga. A ile żądać? Miała zaledwie blade pojęcie o swojej wartości użytkowej