... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- To rozsądne - przyznał Horacy. - Ale i tak podoba mi się myśl o odszukiwaczach z połamanymi nogami. Alvin uśmiechnął się tylko i ruszyi przez las. Świadomie robił trochę hałasu i szedł tak wolno, żeby pozostali za nim nadążyli mimo niemal całkowitej ciemności. Zatrzymali się nad rzeką. Alvin nie chciał, żeby Arthur wsiadał do łodzi w swej obecnej skórze i wszędzie zostawiał ślady. Jeżeli miał go odmienić, musi to zrobić teraz. - Rzuć ubranie, chłopcze - polecił Horacy. - Jak najdalej. Arthur wszedł na dwa kroki do wody. Alvin przestraszył się. Wewnętrzny wzrok ukazał mu, jak Arthur - zbudowany ze światła, ziemi i powietrza - znika częściowo, pochłonięty czernią wody. A jednak woda nie skrzywdziła ich po drodze na tę stronę i Alvin znalazł nawet sposób, by ją wykorzystać. Arthur Stuart cisnął zawiniątko do wody. Prąd nie był tu zbyt silny; ubranie wirowało leniwie i spływało w dół, a tobołek rozsypywał się stopniowo. Arthur stał zanurzony do pośladków i wpatrywał się w rzeczy na wodzie - a właściwie nie... Nie drgnął nawet, kiedy przepłynęły daleko z lewej strony. Patrzył na północny brzeg, brzeg wolności. - Już tu kiedyś byłem - oznajmił. - Widziałem tę łódź. - Możliwe - przyznał Horacy. - Chociaż byłeś trochę za mały, żeby to wszystko pamiętać. Po i ja pomogliśmy twojej mamie wsiąść do tej samej łódki. A moja córka Peggy niosła cię na rękach, kiedy już wyszliśmy na brzeg. - Moja siostra Peggy - stwierdził Arthur. Obejrzał się na Horacego, jakby zadał pytanie. - Chyba tak - mruknął Horacy i to była cała odpowiedź. - Nie ruszaj się, Arthurze Stuarcie - uprzedził Alvin. - Kiedy cię będę przemieniał, muszę przemienić całego, w środku i na zewnątrz. Lepiej załatwić to w wodzie, żebyś mógł zmyć z siebie dawną skórę, gdzie jesteś naznaczony dawny ty. - Zrobisz ze mnie Białego? - zapytał Arthur Stuart. - Potrafiłbyś? - zdziwił się Po Doggly. - Nie wiem, do czego doprowadzi ta zmiana. Ale mam nadzieję, że nie będziesz biały. To byłoby jak kradzież tej części ciebie, którą dała ci twoja mama. - Biali chłopcy nie są niewolnikami. - I ten mieszany chłopiec też nie będzie. Przynajmniej jeśli mogę coś na to poradzić. A teraz stój, nie ruszaj się i pozwól mi się zastanowić. Czekali bez ruchu, mężczyźni i chłopiec, a Alvin studiował wnętrze Arthura Stuarta, szukał tego maleńkiego podpisu, który znaczył każdy żyjący fragment jego ciała. Wiedział, że nie może nic zmieniać dowolnie, ponieważ nie miał pojęcia, do czego właściwie taki podpis służy. Zgadywał tylko, że jego część czyni Arthura Stuarta sobą, a tego przecież odmieniać nie wolno. Zmiana w nieodpowiednim miejscu może odebrać chłopcu wzrok, zmienić krew w deszczówkę albo co... Skąd Alvin miał to wiedzieć? To nić, nadal łącząca ich serca, podsunęła mu pomysł... I jeszcze wspomnienie słów Drozda, wypowiedzianych ustami Arthura Stuarta: "Stwórcą jest ten, kto staje się częścią tego, co tworzy". Alvin ściągnął koszulę i wszedł do rzeki, uklęknął tak, że patrzył Arthurowi prosto w oczy. Na piersi czuł łagodne falowanie chłodnej wody. Potem przyciągnął chłopca do siebie, pierś do piersi, dłonie na ramionach. - Myślałem, że nie wolno nam małego dotykać - szepnął Po. - Cicho, durniu jeden - burknął Horacy. - Alvin wie, co robi. Chciałbym, żeby to była prawda, pomyślał Alvin. Ale przynajmniej miał teraz jakiś plan, a to już lepsze niż nic. Teraz, kiedy ich skóry do siebie przylegały, mógł porównać ów tajemny podpis Arthura Stuarta z własnym. Większe ich części były podobne, nawet identyczne. Alvin domyślił się, że to one sprawiają, iż jest się człowiekiem, a nie żabą, świnią czy kurą. Tej części nie ośmielę się zmienić, ani odrobinki. Reszta... resztę mogę przekształcić. Ale nie jakkolwiek. Po co go ratować, jeśli stanie się jasnożółty albo głupi, albo coś takiego? Dlatego Alvin postąpił w jedyny sposób, jaki wydał mu się rozsądny. Zmienił kawałki podpisu Arthura Stuarta na takie, jakie znalazł u siebie. Nie wszystko, co się różniło... Właściwie całkiem niedużo. Tylko trochę. Ale nawet ta odrobina wystarczała, żeby Arthur przestał być do końca sobą, a stał się częściowo AKinem. Zaś Alvin miał wrażenie, że to, co robi, jest równocześnie piękne i straszne. Ile? Ile musi odmienić, żeby odszukiwacze nie poznali chłopca? Na pewno wystarczy te kilka przeróbek. Alvin mógł się tylko domyślać, a więc uwierzył w swoje domysły i już. Oczywiście, to był dopiero początek