... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
S¹dzê, ¿e by³am ma³ostkowa. Zbyt d³ugo przebywa³am wœród krewnych Grzegorza. - Przeprosiny zosta³y przyjête. PójdŸmy do mojej pracowni. Poka¿ê ci tê ksiêgê, a ona przekona ciê o wszystkim - spojrza³ ku niskim drzwiom wiod¹cym do tylnego pokoju i dopiero teraz zauwa¿y³ w nich Sima. W Simie by³o coœ dziwnego: choæ od chwili gdy zobaczy³am go po raz pierwszy, minê³o ju¿ kilka lat, nigdy naprawdê nie wyrós³. Wci¹¿ by³ ma³y niczym oœmiolatek, mimo ¿e musia³ mieæ dwanaœcie, a mo¿e czternaœcie lat. Jego du¿a g³owa by³a nieco zniekszta³cona, a uœmiech ods³ania³ przerwy miêdzy zêbami. Mia³ w¹skie, czarne, ma³e oczka ch³opaka, który wychowywa³ siê na ulicy. Ale polubi³ nas niczym zab³¹kany kot, gdy dawno temu nakarmiliœmy go, i od tamtego czasu przylgn¹³ do Malachiasza jak rzep. Teraz jak zawsze sta³ i s³ucha³, ch³on¹c ka¿de s³owo mistrza. - Sim, ty diable! - krzykn¹³ Malachiasz. - Dlaczego nie dogl¹dasz ognia? Powiadam ci, ¿e jeœli to wystygnie, zniszczysz wszystko! Chroñcie mnie, niebiosa, od leniwych terminatorów! Sim pobieg³ do pracowni, by pogrzebaæ w piecu, a ja schyli³am g³owê i przez otwarte drzwi pod¹¿y³am za bratem Malachiaszem do tylnego pokoju. Hilda posz³a za nami i zamknê³a drzwi, by parobcy niczego nie s³yszeli. - Nie myœl, ¿e nie próbowa³em ju¿ znaleŸæ jakiegoœ t³umacza... - mówi³ brat Malachiasz, sapi¹c przy zdejmowaniu sterty ksi¹¿ek z wieka wielkiej skrzyni ukrytej w k¹cie pracowni. - Haczyki, powiedzia³em do siebie, to wygl¹da na hebrajski. Wezmê tê ksiêgê na uniwersytet w Oksfordzie, pomyœla³em. Zdaje siê, ¿e by³ tam pewien jegomoœæ, Mistrz Beniamin; ¯yd, który otrzyma³ prawo przebywania w królestwie, poniewa¿ przek³ada³ Stary Testament. Ale umar³. Znalaz³em jakiegoœ posêpnego doktora teologii, który spojrza³ na mnie z góry i rzek³, ¿e skoro Stary Testament zosta³ ju¿ przet³umaczony, to nie ma potrzeby, by na uniwersytecie pozostawali jeszcze jacyœ ¯ydzi. Patrzcie no! Có¿ to za uczony! Zrobiwszy rozeznanie, uda³em siê na poszukiwania niejakiego Izaaka Neofity, o którym mówiono, ¿e mieszka gdzieœ w hrabstwie Sussex. W koñcu znalaz³em jego starsz¹ córkê, ale nie potrafi³a przeczytaæ ani s³owa. - Malachiasz uniós³ niewielk¹ skrzynkê i postawi³ j¹ ostro¿nie na swoim stole do pracy. Nastêpnie szukaj¹c klucza, mówi³ dalej. - Przemierzy³em ca³e królestwo, chc¹c znaleŸæ t³umacza. W koñcu by³em tak zdesperowany, ¿e wróci³em do Londynu i zanios³o mnie do Domu Neofitów, choæ ka¿dy wie, ¿e od pokolenia nie by³o tam ani jednego neofity. Skoro król kaza³ wypêdziæ ¯ydów, nie by³o ¿adnej potrzeby utrzymywania domu dla neofitów prócz tej, ¿e uprzednio przynosi³ on niez³y dochód prze³o¿onemu, który wynajmowa³ pokoje. „O nie - rzek³ ów prze³o¿ony - spe³niam swój obowi¹zek chrzeœcijanina... Mam tu na pe³nym utrzymaniu pewnego hiszpañskiego ¿eglarza, który powiada, ¿e zamierza siê nawróciæ.” Ha! Czegó¿ to ludzie nie zrobi¹, by zachowaæ stanowisko, szczególnie tak intratne... Spêdzi³em wiêc ca³y dzieñ z owym cz³owiekiem, który nazywa siebie Janettusem Hiszpañskim. Naprawdê by³ ¯ydem. „Nie, to dla mnie zbyt trudne - powiedzia³. - Jestem prostym cz³owiekiem i znam tylko kilka modlitw. Tu zaœ jest pe³no tajemnic. Nie potrafiê zrozumieæ ani s³owa. Potrzebujesz wielkiego t³umacza i uczonego, najwiêkszego na œwiecie. Tobie potrzebny jest Abraham-¯yd.” By³em rozgor¹czkowany. „Gdzie mogê go znaleŸæ?”, zapyta³em. „Och, on podró¿uje. Kiedy o nim us³ysza³em, mieszka³ w Salamance, ale niektórzy powiadaj¹, ¿e zosta³ zaproszony do Pary¿a przez króla Francji, inni zaœ, ¿e uda³ siê do Montpellier, a mo¿e na zaproszenie papie¿a przebywa w Awinionie...” Mówi³ mgliœcie, jednak dla mnie by³o to oczywiste. We Francji czy w Hiszpanii... gdzieœ przecie¿ jest. Znajdê go. Obdarzê zaufaniem. Sekret... czujê, ¿e jest tak blisko, i¿ dr¿¹cy budzê siê w nocy. Brat Malachiasz znalaz³ wreszcie klucz i otworzywszy skrzynkê, ostro¿nie wyj¹³ z niej jak¹œ paczkê owiniêt¹ w naoliwiony jedwab