... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Opanował się. Pojął, że o swoje prawa, które mu odbierają, musi walczyć przy pomocy tych praw. Zwrócił się do automatu, który prowadził z nim rozmowę: - Co było przyczyną eliminacji mojego numeru z Ewidencji? - Dobrze wiesz, że nie mogę ci odpowiedzieć na to pytanie. Zachowanie każdej informacji pochłania energię. Dlatego bezcelowe byłoby eliminowanie jednej informacji i wprowadzanie drugiej, która wskazywałaby przyczynę usunięcia poprzedniej. Ogólnie jednak wiadomo, że usuwa się numer w wypadku śmierci. - Ale przecież ja żyję? - Tak. Stwierdziliśmy to. - No więc... - Otrzymaliśmy polecenie usunięcia cię z tego pomieszczenia. - Złożę skargę do Trybunału przeciwko Administracji! - wyrzucił z siebie gwałtownie, dziwiąc się, że dotąd nie zauważył tego wyjścia. Nie mógł posądzać tego bezdusznego stworzenia o drwinę, ale beznamiętna odpowiedź, którą usłyszał, w ustach każdego człowieka na nią by wyglądała:- Jako kto? I czym zapłacisz? - Przecież mam konto... Rozpoczęte zdanie ścichło mu powoli w gardle. Automat kontynuował rozmowę, jak gdyby nie wziął tej wypowiedzi pod uwagę: - Dobrze wiesz, że na pojęcie człowieka składają się łącznie: struktura biologiczna i numer ewidencyjny. Nie spełniasz warunków. - A więc nie jestem człowiekiem? - W świetle prawa nie. - To kim jestem, u diabła? - w okrzyku tym zawarł cały bezmiar zdziwienia, w jakie wprawiła go dyskusja. Automat, tkwiąc wciąż w tym samym miejscu, odpowiedział natychmiast: - Definicja jest trudna. Można tylko stwierdzić, że nie jesteś człowiekiem. Gdyby ktoś ze znajomych opowiedział mu w przeszłości podobną historię, wziąłby go za fantastę i potraktowałby relację z przymrużeniem oka. Teraz przeżywał wszystko w rzeczywistości, ale miał wrażenie, że śni, że to niebawem się skończy, a on odetchnie z uczuciem niewysłowionej ulgi. Próbował przez moment narzucić sobie takie spojrzenie na sytuację, ale powracający lęk przypomniał, że zbyt wiele, a raczej wszystko świadczy o realności tego, co się wydarzyło, a on sam jest w położeniu nie do pozazdroszczenia. Postanowił nagle poddać się biegowi wypadków i zrzucić cały kłopot na głowy tych, którzy wciągnęli go w tarapaty. - A więc zróbcie coś ze mną - powiedział z jawną przebiegłością. - Przecież muszę jeść, pić, mieszkać, poruszać się, słowem - żyć. - Te wszystkie czynności wymagają energii, a ty nie masz konta. - To potraktujcie mnie jak nowo narodzonego albo jak golca! - wyrzucił z siebie w przypływie nowego natchnienia. - To niemożliwe - głos automatu nie zmienił się ani o jotę. - Dlaczego? Przecież biologicznie jestem człowiekiem, spełniam więc pierwszy warunek. Nie mam konta, co wypełnia drugi warunek, aby być uznanym za golca. - Wiesz dobrze, że to nie wszystko - odpowiedział tym razem drugi automat. - Golec posiada numer ewidencyjny. Nie przestaje być człowiekiem mimo rozrzutnego trybu życia. - Wystarczy więc nadać mi numer i umieścić w Ewidencji! - Celowo wysnuwasz fałszywe wnioski. Dobrze wiesz, że numer to nie tylko ciąg cyfr, element rozpoznawczy, za którym kryje się zbiór informacji dotyczących człowieka od czasu jego narodzin do ostatniej chwili życia. - I co z tego? Możecie mnie potraktować tak, jakbym dopiero przyszedł na świat. - To jest niemożliwe - odpowiedział automat stojący z prawej. - Psychikę dziecka można kształtować, i śledzić jego rozwój. Z dużą dozą pewności można określić w każdym dowolnie wybranym momencie życia, kim jest, do czego ma predyspozycje, jakich zachowań u niego oczekiwać. Ty byłbyś zawsze zagadką, stwarzałbyś niebezpieczeństwo ryzyka. - To jest śmieszne! Komu lub czemu mógłbym zagrażać? - Pozornie śmieszne. Ludzkość w ciągu wieków, na drodze wielu prób kończących się nieraz tragicznie, wytworzyła doskonały system funkcjonowania społeczeństwa, eliminując raz na zawsze sprzeczności powstające na styku interesów jednostki z interesami ogółu. To jest bezsprzeczne. Czy sądzisz, że Ludzkość może pozwolić sobie na choćby najmniejsze ryzyko zachwiania tej równowagi? - I ja mógłbym zachwiać tę równowagę? - zapytał, na powrót tracąc przekonanie, że wszystko dotyczy właśnie jego. Automat odpowiedział tak, jakby recytował wyuczoną lekcję: - Tak, mógłbyś. Wskażę porównanie. Wystarczy jedno fałszywe połączenie obwodów w komputerze, aby stał się bezużyteczny. Cofnął się o krok i powoli usiadł w fotelu. Zrozumiał wszystko z przerażającą jasnością. Swoją sytuację, a w niej najbardziej przerażającą prawdę, że przegrywa. Mglista, bezdenna jak ocean, nieokreślonym śliskim lękiem napawająca go przyszłość, leżąca po drugiej stronie tego świata, który znał, przerażała go; jej obraz tasowany smugami barw i cieni, przeraźliwych dźwięków i potępieńczych chichotów, galopował w jego wyobraźni w niepowstrzymalnym rytmie eksplodujących i rodzących się na nowo słońc, galaktyk, metagalaktyk strachu. Zadrżał cały. Drgające każdą komórką ciało przywróciło go rzeczywistości. Musi walczyć - to jedno uświadomił sobie jasno. Ta walka na słowa, które były niczym innym jak tylko wiertłami nakłuwającymi w kolejnych, niekończących się próbach opokę zwaną Systemem, dawała jedyną szansę znalezienia jakiejś rysy, małego pęknięcia, co umożliwiłoby mu znalezienie drzwi prowadzących do traconego, dotąd tak często przeklinanego raju. W strumień poplątanych myśli wdarł się głos automatu: - Jeżeli udzielone informacje wystarczają co do zobiektywizowania wewnętrznego obrazu sytuacji, zobowiązany jesteś poddać się dyrektywie opuszczenia... - Stop! - rozkazał.- Nie mam jasności sytuacji