... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Wówczas szybko, ruchami zwinnymi i pełnymi gracji, którymi go tak zawsze czarowała, rozpinała bluzkę, unosiła wysoko spódnicę. Jak ruchliwy słupek trującego kwiatu język jej wciskał się pomiędzy wargi Henryka. Dawny czar działał znowu. W spojeniu wilgotnych warg i oddechów zapominał o swym haniebnym poniżeniu, o wstręcie, jaki w nim budziła. Przez dzień, dwa po takiej scenie bywała wesoła, przymilna, niemal tkliwa. W jednym z podobnych okresów skruchy poprosił ją któregoś popołudnia, żeby mu pozowała. Ku jego zdziwieniu zgodziła się z radością. - Namalujesz mój portret, prawdziwy portret? - Tak, i jeśli ci się spodoba, to ci go podaruję. Pobiegła na górę do łazienki i spędziła tam dłuższy czas malując się i fryzując włosy. Kiedy zeszła z powrotem, miała na sobie czarną, welwetową suknię, tę za pięćdziesiąt franków. Przez ramię przerzuciła boa z piór. W pierwszej chwili chciał jej powiedzieć, żeby się przebrała, ale pohamował się. Mogło to wywołać nową scenę. Przez ostatnie dwa dni była bardzo miła. Uparła się, że upozuje się sama. - Najładniejsza jestem z profilu. - Zajęła miejsce na podium i przygładziła ręką włosy. - Tylko pamiętaj, zrób mi małe usta. Straciła wszelką naturalność. Ona, tak pełna wrodzonej gracji, nie nadawała się do pozowania. - To ciężka praca tak siedzieć bez ruchu - zniecierpliwiła się po chwili. - Czy nie mógłbyś malować trochę prędzej? Nagle strzeliła jej nowa myśl. - Ile płacisz swoim modelkom? - Bardzo rzadko korzystam z usług zawodowych modelek. Ale zwykła taksa wynosi: trzy franki do południa, pięć za cały dzień. - Więc powinieneś mi płacić - rzuciła mu przez ramię. - Tyś mnie prosił, żebym ci pozowała, prawda? Ja cię nie prosiłam o portret. Powiedziałeś, że chcesz mnie malować, więc musisz mi zapłacić tak jak modelce. Ze wszystkich cech jej charakteru najbardziej nienawistna była mu ta, właściwa prostytutkom, taksa na wszystko, co zrobiła; pozbawiało go to bowiem przyjemności spontanicznego ofiarowania jej czegokolwiek. Patou miał rację - była zgniłym jabłkiem. - Powiedziałem, że ci podaruję ten portret, czy to nie dosyć? - odrzekł ze znużeniem. - No i zapominasz o pieniądzach, które dostajesz co dzień. Zakręciła się jak fryga, oczy jej rozgorzały. - To za to, że jestem z tobą. Powiem szczerze, że niełatwo znajdziesz dziewczynę, która zgodziłaby się przesiadywać z tobą cały dzień za pięć franków. Jeżeli mam jeszcze pracować, musisz mi za to dopłacać. Trzy franki. - Modelka pozuje cztery godziny, żeby tyle zarobić. Ty nie pozowałaś nawet godziny. Zeskoczyła z podium. - Jak mi nie będziesz płacił, nie będę pozowała. Przeszła w przeciwległy kąt pracowni, wyciągnęła papierosa z torebki i wracając stanęła przed zaczętym obrazem. - To wcale do mnie niepodobne. Jestem znacznie ładniejsza. Wiedziałam, że nie umiesz malować. Ten, co malował talerze, to był prawdziwy... - Dość tego. - Słowa wyrwały mu się z ust, zanim zdążył je pohamować. - Idź sobie, zostaw mnie w spokoju! Wracaj do niego, jedź, gdzie chcesz. Wszystko mi jeedno! - A moje trzy franki? Nie chcesz, żebym ci pozowała, więc na przyszłość nie będziesz mi płacił. Ale te pieniądze mi się należą. Wiedział z doświadczenia, że nie ma sensu starać się ją przekonać. Wyjął z kieszeni trzy srebrne monety i rzucił jej. Złapała je w powietrzu, schowała za stanik i skierowała się ku drzwiom. - Dokąd idziesz? - zawołał za nią