X


... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Kontrasty kryj�ce si� w przepa�cistej duszy J�zefa Pi�sudskiego mia�y jednak niebawem objawi� si� ponownie. Ze zdziwieniem, prawie ze wsty- dem, czyta�em wywiad, w kt�rym uzasadnia� odmow� przyj�cia wyboru na prezydenta Rzeczypospolitej. Powo�ywa� si� na rzekome zagro�enie �ycia c�rek, na jakie� mniej czy bardziej urojone strza�y, kt�re pad�y opodal jego domu w Sulej�wku. W chwili, w kt�rej tyle rodzin polskich okrytych by�o �a�ob� najbole�niejsz�, bo z bratob�jczej walki si� wywodz�c�, nie przysta�o w�a�nie temu, pod czyim wezwaniem dokonany zosta� zamach, wzgl�dami osobistymi uzasadnia� postanowie� o znaczeniu pa�stwowym. Spod delii, kt�r� zwyci�zca zarzuci� na ramiona i kt�r�, przyzna� trzeba, nosi� wspaniale, po hetma�sku, wyjrza� strz�p ma�o�ci. VII Zacz�� si� wi�c drugi okres mi�dzywojennego dwudziestolecia. Walki we- wn�trzne maj� to do siebie, �e trudniej wyr�wna� wyrz�dzone przez nie szkody moralne ni� szkody materialne, �e dawno ju� zanik� �lad po stawia- nych na mie�cie barykadach, a przedzia� mi�dzy lud�mi, kt�rzy stali po r�- nych ich stronach, nadal trwa i nawet si� pog��bia. A w przeciwie�stwie do wojen narodowych i przewrot�w spo�ecznych, tak utrwalona linia podzia- �u jest nieraz przypadkowa i rozumowo niewyt�umaczalna. Brak wzajemnej wyrozumia�o�ci i zdolno�ci do kompromisu stanowi jedn� z cech naszego narodu. Posiadamy za to, jako odpowiednik politycz- nej pobudliwo�ci i gwa�towno�ci dora�nych ocen, sk�onno�� do zapomina- nia, w miar� up�ywu czasu, minionych uraz. Po odzyskaniu niepodleg�o�ci wielu aktywist�w i pasywist�w dobrej woli wierzy�o szczerze, �e ich prze- ciwnicy s� wyrazicielami interes�w obcych. Zarzucano sobie wzajemnie moskalofilstwo i s�u�b� pa�stwom centralnym. Zmuszeni do wsp�pracy rych�o zrozumieli i jedni, i drudzy bezzasadno�� dawnych podejrze�. Po- majowe r�nice by�y trudniejsze do zatarcia, bo mimo marginesowych ob- jaw�w, jak czwarta brygada i kadzich�opstwo, podzia� na zwyci�zc�w i zwyci�onych przetrwa� usztywniony w zachowanym do wybuchu drugiej wojny �wiatowej systemie rz�d�w monopartyjnych. Jak wszyscy moi wsp�cze�ni, a mo�e bardziej jeszcze, bo odci�ty zo- sta�em od pracy, w kt�r� k�ad�em ca�y entuzjazm mej m�odo�ci - wraca�em nieraz my�l� do paru kr�tkich, a tak brzemiennych w skutki dni majowych. Wraca�em do nich te� w rozmowach. Dwie z nich uzupe�niaj� w spos�b szczeg�lnie wyrazisty moje osobiste wspomnienia. W rok czy p�tora po przewrocie wyja�ni� mi m�j przyjaciel, Adolf Bni�ski32, zagadk� rzekomo podpisanego przeze mnie ok�lnika do plac�- wek. Autorem jego by� prof. Stefan D�browski33, niegdy� pose� na sejm i przez kr�tki czas parlamentarny podsekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Profesor D�browski, cz�owiek szlachetny, ale poryw- czy, stosuj�cy do zagadnie� politycznych kryteria przyrodnicze przy nie ukrywanej pogardzie dla norm prawnych, przyni�s� na wiadomo�� o wal- kach w Warszawie do wojew�dztwa pozna�skiego zredagowan� przez sie- bie odezw� propagandow� przeznaczon� dla zagranicy. Wojewoda Bni�ski zapoznawszy si� z jej tre�ci�, odm�wi� zgody na jej rozes�anie. Inaczej po- stanowili jednak nast�pnie przybyli samolotem z Warszawy ministrowie Osiecki i Piechocki. Nie tylko udzielili odezwie aprobaty, ale uwa�aj�c, �e posiadaj� upowa�nienie do dzia�ania imieniem wszystkich koleg�w gabine- towych, nadali jej charakter urz�dowy i rozes�ali drog� radiow� do polskich plac�wek zagranicznych przy r�wnoczesnym podpisaniu jej, zale�nie od osoby adresata, nazwiskiem b�d� to moim, b�d� te� premiera Witosa. Za dow�d wyrobienia naszej s�u�by zagranicznej poczytywa� nale�y, �e wszy- scy szefowie poselstw, nie wy��czaj�c tak stanowczych przeciwnik�w marsza�ka Pi�sudskiego jak Stanis�aw Kozicki, od niedawna minister pe�no- mocny w Rzymie, przeczytawszy radiotelegram schowali go starannie pod sukno. Tekst jego przedosta� si� jednak, wbrew wskaz�wkom ambasadora Ch�apowskiego, a przez niedopatrzenie jednego z sekretarzy, do prasy fran- cuskiej. Z Pary�a wiadomo�� o nim dotar�a do Warszawy zaj�tej ju� tym- czasem przez wojska marsza�kowskie. Informacji tych s�ucha�em ze zrozumia�ym zainteresowaniem. Zmu- szony by�em jednak zachowa� je dla siebie i nie czyni� z nich dalszego u�yt- ku. By�y to bowiem czasy, kiedy m�odzi oficerowie, kieruj�cy si� bardziej anarchicznym temperamentem ni� poszanowaniem dyscypliny, napadali kolejno na Adolfa Nowaczy�skiego34, min. Zdziechowskiego i innych przeciwnik�w politycznych. Uznali�my zgodnie z Adolfem Bni�skim, �e p�ki panuje w kraju prawo d�ungli, ujawnianie nazwiska autora telegramu mia�oby nieomal charakter donosu. Ze skierowanych do mnie w jeszcze pa- r� lat p�niej s��w p�k

 

Drogi uĚźytkowniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

 Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

 Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.