... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Mężczyzna był ubrany tak samo jak ostatnio, zmienił tylko koszulę. Sweter i kurtkę miał taką samą, aczkolwiek sweter dopraszał się już przepierki. W czapce może nawet spał. - Problemy są tylko za pierwszym razem - powiedział ten facet i lekko się uśmiechnął. Pociąg jedzie siedem minut. Dwie mamy już za sobą, zostaje pięć. To był idiotyczny pomysł, żeby do niego podejść, kiedy dostrzegłem go na peronie. A jeszcze głupszym pomysłem było pytanie go o to, czy przy ćwiartowaniu Wrońskiej się porzygał. Pociąg wjechał do tunelu. Światło zamrugało i zgasło. - Potem już nigdy. Ani razu. Tylko za pierwszym. Gdyby światło świeciło się nadal, pewnie bym się nawet roześmiał. W końcu, to przecież były tylko takie żarty. Ześwirowany facet w przedziale, cyniczne głupoty na temat kawałkowego i wymiotnego i ta krótka uwaga "już nie". Boki zrywać. Ale teraz te trzy krótkie zdania "Potem już nigdy. Ani razu. Tylko za pierwszym." zabrzmiały w ciemności, zrytmizowane stukotem kół, a woń przetrawionego alkoholu i przepoconego swetra nagle wydała mi się podobna do woni miejsca nawiedzonego przez śmierć. Pociąg wyjechał z tunelu i faceta na pomoście już nie było. *** - Nie jest to regułą, ale czasami dzieje się tak, że morderca tnie swoją ofiarę na kawałki - wyjaśniał mi Jarda Šámal. Znów siedzieliśmy w Galerii. W zasadzie, winiarnia znajduje się na rogu, jedne okna wychodzą na Kamzikową, drugie na przejście, którym można się dostać na Celetną. - Głównie chodzi o zniszczenie zwłok. Zabójca chce się pozbyć wszystkiego z pamięci. Zarówno chodzi mu o ofiarę, jak i sam czyn. Patrząc na to czysto racjonalnie, chce utrudnić identyfikację. Dochodzą do tego kwestie praktyczne, jak transport zwłok. - Trupa pociętego na kawałki można wynieść w walizce - przytaknąłem. Tego wieczora już nie dowcipkowaliśmy. - W walizce, jak Wrońską, w plastikowym worku, w plecaku, różnie... Na ogół chodzi po prostu o to, żeby to zapakować. - Czyli dzielicie ćwiartowanie według opakowania? - pokusiłem się o osamotniony żart. - Kategorie są inne. - odparł Jarda. - Ćwiartowanie jest defensywne albo ofensywne. - Defensywne? Obrona przed trupem? - Obrona przed odkryciem. Jest to czyn przemyślany. Właśnie tak postępował morderca Wrońskiej. Znam go, o mało mi się nie wymknęło. - Ćwiartowanie ofensywne, to w rzeczywistości ciąg dalszy zabójstwa. Sprawcą kieruje szaleństwo, seks, nienawiść, jakaś irracjonalna pobudka. Zabójca neguje tożsamość ofiary. Bezczeszczenie ciała może trwać nawet kilka godzin. To może być czyn satanistyczny, próba zmiany czegoś w nic, przemiany jednej istoty w inną. - Fascynujące... - zauważyłem. - Właśnie widzę, że cię to zafascynowało - powiedział Jarda Šámal, patrząc mi prosto w oczy. Na dworze padał deszcz. Każdy wchodzący wpuszczał do środka zapach wilgoci. Ludzie przemykali skryci pod parasolami, albo wtuleni między postawionymi kołnierzami, a daszkami czapek. - Na co patrzysz? Zorientowałem się, że uparcie wpatruję się w okno. - Tak tylko, zagapiłem się. Między spieszącymi dostrzegłem postać mężczyzny w spodniach z dżinsu, w skórzanej kurtce, lśniącej od deszczu. Każdy może mieć skórzaną kurtkę. Tylko, że na głowie ten facet miał zabawną czapeczkę z daszkiem, kanciastą, upstrzoną znaczkami. Błyskały w świetle latarni. To był on, mój znajomy - nieznajomy z pociągu... Zabójca Wrońskiej? Mogłem wyskoczyć, mogłem za nim pognać, pewnie bym go nawet namówił, żeby się do nas dosiadł, opowiedział o Wrońskiej, mojego kumpla z pewnością by to zainteresowało. Nie zrobiłem tego. Jarda obejrzał się. Tuż pod oknem, a raczej witryną, szła pod parasolem blondynka w błyszczącym, plastikowym płaszczyku, pewnie zabłądziła z niedalekiej Perlovki. - Wrońska przed akcją - rzucił Jarda. Boże, Wrońska przed akcją... Czy tak wyglądała? Padało wtedy? *** Upłynęło kilka dni i stało się jasne, że mnie ten gość po prostu śledzi. Przestałem jeździć pociągiem, ale i tak się go nie pozbyłem. Dostrzegłem go na przystanku tramwajowym. Jego skórzana kurtka zabłysła mi w półotwartych drzwiach kamienicy. Przyszło mi do głowy, żeby powiedzieć o tym Jardzie. Tylko, co mi miał poradzić? Chodzić innymi drogami? Tylko którymi, skoro ten gość jest wszędzie? Mam zacząć brać prochy? Dzwonić na policję? Pomyślałem, że mógłbym wyjechać z Pragi. Mógłbym sobie zrobić urlop, jestem raczej wolnym człowiekiem. Bez rodziny, bez stałego zatrudnienia, dziennikarz - wolny strzelec, czemu by z tej wolności nie skorzystać? Wszędzie mam jakichś znajomych, na całym świecie. Wystarczy słowo, a mógłbym się u kogoś zatrzymać na czternaście dni, nawet trzy tygodnie... Ale nie chciałem stracić tej historii