... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
" (fr. - potwornie zmęczona). - Niech panie zmienią wędliny na konfitury, a wujeneczka niech od nalewek przejdzie do serów - żartował Waldemar. - Dobra rada! a potem ty nas będziesz cucił, bo po takiej zmianie rozchorowałabym się na pewno. - Jakże panie znajdują owe produkty? - Są przeważnie wyborne. Zwłaszcza wędliny zasługują na uznanie. - To dowodzi, że dobrych gospodyń u nas nie brakuje. Ma to dla kraju utylitarne znaczenie. Jeden z panów zwrócił się do Waldemara: - O ile się nie mylę, i pan, panie ordeynacie, jest ekspertem. - Tak, panie: narzędzi rolniczych, bydła i koni. - I jak pan opiniuje? - Że maszyny i kultywatory nasze robią olbrzymie postępy. Wprawdzie nie doścignęły jeszcze zagranicy, ale to wada nieustalonego systemu, brak intensywności w wykonaniu. Wina ta ciąży i na obywatelach, odbiorcach. Zanadto wierzymy w zagranicę: co zagraniczne, zyskuje uznanie, a co nasze, najczęściej ironiczny śmiech. Ale śmiać się łatwo, trudniej działać. - Więc pan przeciwny jest maszynom zagranicznym? - spytał ktoś z grupy panów. - Bezwarunkowo, ale w naszym kraju. My powinniśmy przede wszystkim dbać o to, aby własną glebę uprawiać własnymi narzędziami. Im większy będziemy kładli nacisk, tym ta presja da lepsze wyniki. Wówczas nasze fabryki zrozumieją, że trzeba postępować, bo jest dla kogo. Zwiększy się zdolność producentów, gdy się konsumpcja rozszerzy. Lecz nieprędko to nastąpi, mamy bowiem zbyt wielu starowierców Zachodu, którzy są ślepi i głusi na nasz postęp. Wtrąciła się hrabina Ćwilecka: - Zapomina pan, że zagranica daje nam to, czego w kraju znaleźć nie możemy, każdy zaś woli zagraniczne jedwabie niż miejscowe drelichy. - Dobrze! ale niech pani stale kupuje drelichy i rozszerzy ich wytwórczość - mówię w przenośni - a z czasem dojdziemy do jedwabiów. Jest to w naszej mocy. - Toteż pan stosuje u siebie swoje poglądy, słyszałam - odrzekła z ironią. - Tak, stosuję i dobrze na tym wychodzę, a majątki moje choć mają wygląd zupełnie europejski, lecz przede wszystkim nasz własny, i tym się cieszę najwięcej. To jawny dowód, że przy dobrych chęciach rezultaty być muszą. - Jednak dawniej zagranicą pan nie pogardzał, częściej przebywając tam niż tu. - Nie przeczę! Nie tylko przebywałem, ale i hulałem tam. Lecz gdyby nie owe lata, nie miałbym dziś obecnego poglądu. Hrabina umilkła zaczerwieniona z gniewu. Nie wiedziała już, co odpowiedzieć. A panna Rita utkwiła w niej złośliwo_szydercze spojrzenie, które hrabinę obezwładniło zupełnie. Waldemar mówił dalej: - Dzięki swym podróżom znam główniejsze źródła cywilizacji zachodniej i śmiało twierdzę, że powinniśmy iść z nią w zawody, badać pilnie dodatnie strony i stosować je u nas, bo nauka i wynalazki są dla wszystkich. Nie powinniśmy tylko oddawać obcym pieniędzy, malować się ich farbami, bo to co innego, i to zabija naszą indywidualność. Wytwarzajmy u siebie nie surogaty, ale rzeczy doskonałe, a przekonamy się, że i u nas głów ani rąk nie zabraknie. Będzie nam brakowało jedynie wytrwałości i patriotyzmu, tego zaś nauczyć się możemy w poglądowych lekcjach od Niemców i Anglików. Wiele punktów cywilizacji z trudnością da się u nas zastosować, lecz motorem do tego kultura i zawsze kultura. Gdy ona stanie się postulatem całego narodu, osiągnięcie celu już niedalekie. Trestka obudził się z zamyślenia. - Ordynat ma rację. Póty będziemy pogrążeni w ciemnościach, aż elektryczność u nas stanieje jak zapałki. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Waldemar zawołał: - Brawo, panie Trestka! jesteśmy więc skazani na długie ciemności. Ale domyślam się, mówiłeś pan pod przenośnią do oświaty i kultury naszej. Nie świecimy elektrycznie, ale i nie zapałkowo; jedynie w pewnych okolicach lud nasz poprzestaje na owym mdłym światełku. Źle się wyraziłem. Mniejsza o to! Właściwie chciałem powiedzieć co innego, i to o postulatach. Gdyby wszystkie postulaty miały doprowadzać do celu, musiałbym dostać złoty medal za swoją oborę, a tymczasem przeczuwam, że czeka mnie najwyżej list pochwalny, i to wątpię. - Owszem, osiągnąć pan może złoty medal, ale później. HOdowlę prowadzi pan zaledwo od paru lat. To za mało! Stefcia szepnęła cicho do Rity: - Pan Trestka ma inne, ważniejsze postulaty i również czeka złotej nagrody. - Dostanie, jak zawsze, grochową. Trestka zauważył ruch Stefci i domyśliwszy się treści jej słów, kiwnął zabawnie głową w jej stronę. - Wiem, co tam pani przeciw mnie knuje, ale to już przestaje być moim dążeniem. - Bardzo szczęśliwie, jak dla mnie. Ale i medalu za oborę pan nie dostanie. Ja w tym! - Szczęściem nie pani jest ekspertem, tylko ordynat. - A propos! jak pan znajduje hodowlę bydła i koni? - spytał znowu Waldemara jeden z panów. - Znakomicie! Wśród bydła i koni są okazy najróżnorodniejszych ras