... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Nie byłem pewny, co znaczy słowo „recydywista”, dlatego powiedziałem rodzicom, na czym polegało moje przestępstwo. Tego dnia spotkaliśmy się z drużyną skautek, by razem pływać kanoe. Dziewczyny śpiewały piosenkę, którą znałem z ciemnej, obozowej przeszłości moich sióstr: Zawieraj nowe przyjaźnie i podtrzymuj stare, pierwsze to srebro, drugie to złoto*. Odziedziczyłem po siostrach kilka wariantów tekstu, którymi podzieliłem się z kolegami: Nie dbaj o przyjaciół i kop staruszków, Ważne jest tylko srebro i złoto**. Nie byłby to jeszcze powód do wyrzucenia mnie z obozu, ale Willy Carlson wpadł na wspaniały pomysł, jak się zemścić. Gdy najstarszy wychowawca pochylił się nad ogniskiem, wymierzył mu kopniaka w zadek, a następnie stwierdził, że uczynił to pod moim wpływem. Nowe słowa, niczym zaklęcie, zmusiły jego stopę, by powędrowała ku tyłkowi wychowawcy. Natychmiast uruchomiono machinę skautowskiej sprawiedliwości i już po paru godzinach obaj się pakowaliśmy. To doświadczenie miało dwa trwałe skutki, poza ostatecznym zakończeniem mojej harcerskiej kariery. Po pierwsze, zaprzyjaźniłem się z Willym Carlsonem. Jak się okazało, niezwykła wrażliwość jego pęcherza była kłamstwem, które wymyślił, by skłonić drużynowego do wyrzucenia mnie z drużyny. Trudno było go nie lubić, skoro był zdolny do takich rzeczy. Po drugie, matka wygłosiła surowe kazanie. Dopiero pod koniec studiów w Princeton zrozumiałem, o co jej chodziło. Nie miała nic przeciwko pierwszej linijce zmodyfikowanej wersji, choć to właśnie z powodu kopnięcia starszej osoby zostałem wyrzucony z obozu. Jej gniew wzbudziła dziwna mania, której doszukała się w drugiej linijce. – Dlaczego srebro i złoto? – spytała. Siedzieliśmy w małym pokoju na zapleczu księgarni, gdzie trzymała zapasy książek i różne graty. – O co ci chodzi? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Na ścianie wisiał stary kalendarz Muzeum Sztuki w Columbus z reprodukcją obrazu Edwarda Hoppera, przedstawiającego kobietę siedzącą w łóżku. Nie mogłem oderwać od niej oczu. – Czemu nie rakiety? – spytała. – Albo ogniska? – Bo nie pasują. – Pamiętam, że byłem zirytowany, ponieważ odpowiedź wydawała mi się oczywista. – Ostatnie słowo musi rymować się z old. – Posłuchaj, Tom. – Mama wzięła mnie pod brodę i zmusiła, bym na nią spojrzał. W świetle lampy jej włosy wydawały się złote, takie same, jak kobiety na obrazie Hoppera. – To nie jest naturalne. Chłopiec w twoim wieku nie powinien myśleć o srebrze i złocie. – Wcale nie myślę. Jakie to ma znaczenie? – Każde pragnienie powinno mieć właściwy przedmiot. To zabrzmiało jak przykazanie z lekcji religii. – O co ci chodzi? – Ludzie przez całe życie pragną tego, czego pragnąć nie powinni. Pod wpływem presji otoczenia kierują swoją miłość na niewłaściwe rzeczy. – Mama poprawiła kołnierz sukienki i usiadła obok mnie. – Żeby być szczęśliwym, wystarczy kochać właściwe rzeczy we właściwej proporcji. Nie pieniądze. Nie książki. Ludzi. Dorośli, którzy tego nie rozumieją, nigdy nie czują się spełnieni. Nie chcę, by tak było w twoim przypadku. Nigdy nie zrozumiałem, dlaczego tak jej zależało, żebym właściwie wybrał cele moich namiętności. Skinąłem tylko uroczyście głową i obiecałem, że nie będę więcej śpiewał o srebrze i złocie. Poczułem, że udało mi sieją spacyfikować. Szlachetne metale nigdy nie były szczególnym problemem. Teraz rozumiem, że mama walczyła o coś znacznie ważniejszego: usiłowała sprawić, bym nie stał się podobny do ojca. Obsesja ojca na punkcie Hypnerotomachii była dla niej wzorcowym przykładem błędnie skierowanej namiętności i walczyła z nią aż do jego śmierci. Wierzyła, jak sądzę, że miłość ojca do tej książki była perwersją, wypaczeniem uczucia, jakie żywił do niej i dzieci. Nic nie mogło zmienić tej sytuacji. Gdy mama zrozumiała, że przegrała bitwę o zmianę priorytetów mojego ojca, skupiła uwagę na mnie. Wolę nie mówić, czy dotrzymałem obietnicy. Upór, z jakim chłopcy popełniają różne dziecinne wybryki, z pewnością zadziwia kobiety, które błyskawicznie zmieniają się w aniołki. Przez całe moje dzieciństwo w naszym domu panował monopol na złe zachowanie, a ja byłem Rockefellerem. Nie zrozumiałem powagi błędu, przed jakim ostrzegała mnie mama, dopóki go nie popełniłem. Niestety, wtedy konsekwencje mojego zachowania musiała znieść Katie, a nie rodzina. Nadszedł styczeń. Po pierwszej zagadce Colonny trafiliśmy na drugą, później na trzecią. Paul wiedział, gdzie ich szukać, ponieważ odkrył pewną regularność w strukturze Hypnerotomachii. Długość kolejnych rozdziałów zmieniała się cyklicznie, od pięciu lub dziesięciu stron do dwudziestu, trzydziestu, a nawet czterdziestu. Krótkie rozdziały następowały w seriach liczących trzy lub cztery, a długie raczej pojedynczo. Na wykresie widać było, że linia wskazująca długość rozdziałów ma wyraźne maksima. Tworzyła wizualny profil, który nazywaliśmy „tętnem Hypnerotomachii”. Taki miała przebieg w pierwszej połowie książki, później zaczynała się chaotyczna sekwencja rozdziałów, których długość nie przekraczała jedenastu stron. Paul szybko wyjaśnił tę regularność, wzorując się na naszym sukcesie z Mojżeszem i jego rogami. Każdy długi rozdział krył pewną zagadkę, której rozwiązanie stanowiło klucz do szyfru w kilku krótkich rozdziałach, zawierających część wiadomości od Colonny. Druga część książki, zdaniem Paula, stanowiła tylko uzupełnienie, podobnie jak początek pierwszej. Chodziło o stworzenie wrażenia, że fragmentaryczna opowieść stanowi jednak spójną całość. Podzieliliśmy się pracą. Paul wyszukiwał zagadki w dłuższych rozdziałach, mnie natomiast pozostawiał ich rozwiązanie. Pierwsza, jaką zaatakowałem, brzmiała: Jaka jest najmniejsza harmonia wielkiego zwycięstwa? – To kojarzy mi się z Pitagorasem – zauważyła Katie, gdy opowiedziałem jej o tym w Small World Coffee. Piliśmy gorącą czekoladę i jedliśmy biszkopt. – Według niego wszystko polegało na harmoniach. Harmonia w astronomii, matematyce, cnocie... – Moim zdaniem ma to związek z techniką wojenną – odpowiedziałem. Spędziłem sporo czasu w bibliotece Firestone, przeglądając renesansowe teksty o inżynierii. Leonardo w liście do księcia Mediolanu twierdził, że potrafi zbudować rydwany odporne na pociski, czyli renesansowe czołgi, a także przenośne moździerze i wielkie machiny oblężnicze