... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Nie można wyposażyć tak dużej floty bez tego, by do kapitanów genueńskich nie dotarły przynajmniej jakieś pogłoski. — Potem wpatrzył się we mnie groźnymi wolimi oczyma i zapytał: — Gdzie byłeś? Przez całą dobę nikt cię nie widział w Blachernach. Odrzekłem: — Dzień był spokojny i załatwiałem swoje sprawy prywatne. Czy już mi nie ufasz? Powiedział oskarżająco: — Jesteś w moim zaciągu. Muszę wiedzieć, co robisz. — Nagle przysunął twarz tuż do mojej, policzki mu nabrzmiały i w oczach pojawił się zielony ognik. Wybuchnął: — Widziano cię w tureckim obozie. — Czyś oszalał?! — wykrzyknąłem. — To haniebne kłamstwo, musi być ktoś, kto pragnie mej głowy. Jakżeż mógłbym choćby tylko przedostać się tam i z powrotem? Rzekł: — Co noc krążą łodzie między nami i Perą. Wiesz o tym dobrze. Można przepłacić podestę w Perze, a tamtejsi wartownicy to ubodzy ludzie, którzy nie odrzucą ubocznego dochodu. Nie myśl, że nie wiem, co dzieje się u sułtana. Mam tam oczy, podobnie jak sułtan ma je tutaj. — Giustiniani — powiedziałem — musisz mi wierzyć ze względu na naszą przyjaźń. Dzień był wczoraj spokojny i wziąłem ślub z grecką kobietą. Ale na miłość boską zachowaj to dla siebie! Inaczej ją stracę. Wybuchł grzmiącym śmiechem i uderzył mnie szeroką łapą po barku jak dawniej: — Jeszcze nigdy nie słyszałem czegoś bardziej szalonego — rzekł. — Uważasz, że to odpowiednia pora, by myśleć o ożenku? Wierzył mi. Może chciał mnie tylko nastraszyć, żebym wyznał, co robiłem, kiedy nie miał mnie na oku. Ale serce przepełniło mi przygnębienie i złe przeczucia. Przez całą noc nowe ogniska płonęły w obozie tureckim, a z wielkich dział, które dotychczas zadowalały się w nocy jednym strzałem, strzelano teraz co dwie godziny. 21 kwietnia 1453 Piekielny dzień. W nocy Turcy podprowadzili nowe działa i wzmocnili swoje baterie. Ich nowa metoda, by nie kierować strzałów w jeden i ten sam punkt, okazała się skuteczna. Po południu zwaliła się jedna z wież na wielkim murze koło bramy św. Romana, pociągając za sobą kawał muru. Wyłom jest pokaźny. Gdyby Turcy mieli w pogotowiu odpowiednią do ataku siłę, mogliby wtargnąć do miasta. Z muru zewnętrznego w tym punkcie pozostała tylko prowizoryczna palisada, którą trzeba odbudowywać co noc. Ale Turcy na szczęście zadowolili się atakowaniem w sile paruset ludzi w różnych miejscach muru. Nie nadążają już ze zbieraniem poległych. Wiele trupów leży pod murem zewnętrznym i tam, gdzie fosa obsunęła się, i odór zatruwa powietrze. Wymiana strzałów trwała nieprzerwanie przez cały dzień aż do późnego wieczora. Sułtan kazał próbować muru wszędzie. Na wzgórzach za Perą ustawił nowe armaty, które strzelają nad Perą i usiłują trafić okręty w porcie. Co najmniej sto pięćdziesiąt kul kamiennych spadło już do portu. Kiedy weneckie okręty odpłynęły od zapory, by uniknąć ostrzeliwania, sułtańskie galery starały się ją przełamać. Uderzono jednak w porę na alarm i Wenecjanie wrócili, by bronić łańcucha. Udało im się uszkodzić galery tureckie tak ciężko, że zawróciły. W ciągu tej bitwy Turcy nie mogli strzelać nad Perą z obawy, by nie uszkodzić własnych okrętów. Trzy razy flota sułtańska usiłowała nadaremnie przerwać łańcuch. Wydaje się, że sułtan zmobilizował wszystkie siły, by pomścić wczorajszą haniebną porażkę na morzu. Mówią, że wczoraj wieczorem pojechał konno do portu Pelar i własnoręcznie bił swego admirała w pierś i po barkach żelazną buławą emira. Admirał Baltoglu, sam ciężko ranny, stracił w bitwie oko, a na pokładzie jego okrętu admiralskiego padło dwustu ludzi, tak że z wielkim trudem tylko zdołał wycofać się z walki o własnych siłach. Bez wątpienia jest to mąż dzielny, ale nie umiał dowodzić całą flotą. Wskazuje na to wczorajsze zamieszanie. Sułtan chciał wbić go na pal, ale wyżsi dowódcy floty błagali go o łaskę podkreślając odwagę admirała. Toteż sułtan zadowolił się chłostą. Na oczach całej floty bito więc admirała kijami, dopóki nie stracił przytomności. Skonfiskowano mu też cały majątek i wygnano go z obozu sułtana. A że stracił oko, majątek i honor, zrozumiałe jest, że sułtanowi trudno jest teraz znaleźć kogoś, kto objąłby dowództwo nad flotą. W każdym razie flota turecka nie jest już bezczynna, przez cały dzień była w ruchu, nie osiągnąwszy jednak mimo to zbyt wiele. Wenecjanie obawiają się, że działalność floty i ustawiczne utarczki rozpoznawcze zapowiadają rychłe ogólne natarcie. Stan alarmowy trwał przez cały dzień. Nikomu nie wolno oddalać się z muru. Nikomu nie wolno nawet odłożyć na noc zbroi. Wczorajszą zwycięską radość zastąpiło w całym mieście przygnębienie. Nikt już nie stara się liczyć strzałów armatnich, tak nieprzerwany jest huk. Dym prochowy zaciemnia niebo i osmala domy