... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
co to? Zamkniête? - No tote¿ mówiê. Zamkniête. - Dlaczego? Kto zamkn¹³? - Matka. ¯ebym ja tam nie wchodzi³. - Bo co? - Bo siê trzêsie o wêdki. Boi siê. ¿e coœ wezmê i pójdê na ryby. Zabrania mi chodziæ na ryby. Tak jakbym nie móg³ iœæ na ryby bez ojca wêdek. Teraz Tadzio zdumia³ siê uczciwie i rzetelnie. - Dlaczego, jak rany, zabrania ci chodziæ na ryby?! O co tu biega?! Staœ niechêtnie wzruszy³ ramionami. - A bo ja wiem? Strasznie sobaczy³a, jak ojciec chodzi³. a ja z nim, trzeba by³o po cichu z domu nawiewaæ. Nienawidzi tych wêdek. Sarn siê bojê, ¿e weŸmie i spali albo co, i tylko patrzê, czy tam nie wchodzi, ¿eby jakiej szkody narobiæ. Ale nie wchodzi wcale. - Diabli nadali A klucz? Gdzie go trzyma? - A, co do klucza, to ju¿ spoko, nie znajdziesz. Pewno w saku przy sobie nosi. Jak ojca w domu zamyka³a, ¿eby jej siê gdzie z oczu nie zmy³, to te¿ wszystkie klucze bra³a ze sob¹. Myœmy oknem z piwnicy wy³azili, ale ojciec siê nie mieœci³. Tadzio pomyœla³, ¿e ostatnimi czasy jego ojciec ³atwego ¿ycia nie mia³. Szkoda, ¿e o tym nie wiedzia³, bo mo¿e by go zbuntowa³? Albo jakoœ inaczej pomóg³, komplet kluczy dorobi³ czy coœ w tym rodzaju - No patrz, a ja te wêdki mam sobie zabraæ na pami¹tkê, twoja matka siê zgodzi³a, i od razu pomyœla³em, ¿e podzielê siê z tob¹ i jakby co, przechowam dla ciebie. Ode mnie byœ bra³ i u mnie trzyma³. - To ju¿ bym wola³ u pana Henryka, bo bli¿ej. El¿bieta by siê zgodzi³a, ona ma ca³kiem pouk³adane. - Mo¿na i u nich, dlaczego nie? Tylko przedtem trzeba by ich dopaœæ. - No? - o¿ywi³ siê Staœ. - Jak masz obiecane, to mo¿e byœ siê upomnia³? I ona wtedy musi otworzyæ! Ja nawet mogê udawaæ, ¿e mnie to ca³kiem nic nie obchodzi. - Niez³a myœl. Dobra, tak zrobimy. Naprawiê szafê, zrobiê dobre wra¿enie i wtedy siê upomnê. Bêdzie dobrze? - Super. To poœpiesz siê, bo lato. wakacje i a¿ mnie skrêca. Z kumplem chodzê, ale to sznurek mamy i kawa³ek leszczyny, takie tam ³owienie A ojciec mia³ ko³owrotki i wszystko. No. bierz ten stó³! Stary blat dêbowego sto³u okaza³ siê materia³em w³aœciwym, Tadzio odpi³owa³ z niego odpowiedni rozmiarami kawa³ek i wróci³ na dó³. Podstawow¹ informacjê uzyska³, teraz pojawi³a siê koniecznoœæ dalszych dyplomatycznych zabiegów. Dom Chlupa, jak dot¹d, zosta³ przeszukany zaledwie w nik³ym procencie, na dobr¹ sprawê teczka Karpiowskiego mog³a le¿eæ wszêdzie. Wytypowane komórki i zakamarki piêtra poniek¹d przejrzeli, parter prezentowa³ co najmniej dwa razy wiêksze mo¿liwoœci. Chocia¿by przestrzeñ pod schodami, du¿a, zagracona kompletnie i nieopisanie niewygodna do przegl¹dania Tadzio postanowi³ zastanowiæ siê nad ni¹ póŸniej, bo teraz musia³ wróciæ do szafy w holu. Mignê³o mu w g³owie, ¿e przy okazji poszukiwañ odremontuje babie ca³y dom, pocieszy³ siê myœl¹, ¿e w³aœciwie pracuje tak¿e dla dobra m³odszego rodzeñstwa, co mo¿na okreœliæ jako czyn chwalebny, zabra³ kawa³ek sto³u i podj¹³ obowi¹zki oficjalne. Pani Bogusia brylowa³a w salonie, nie prezentuj¹c ¿adnej sk³onnoœci do poœpiechu. Ca³e towarzystwo ju¿ z góry zaprosi³a na obiad, co El¿bietê i Krystynê nape³ni³o lekkim niepokojem. Jak¿e to, dzisiejsza akcja oparta by³a na jej przewidywanej nieobecnoœci, musia³a przecie¿ iœæ do pracy, zostawiaj¹c na placu boju gorliwych robotników i, ewentualnie. El¿bietê, a tu co? Obiad, œwietnie, jak widaæ, nie zaraz, kiedy¿ zatem ona zamierza wyjœæ? El¿bieta nie wytrzyma³a. Zatroskania nie musia³a udawaæ. - Ale czy my pani w ogóle nie przeszkadzamy? Wspomina³a pani wczoraj, ale to w³aœnie dlatego przyszliœmy wczeœniej, bo pani idzie do pracy? - O moj¹ pracê niech siê El¿unia nie martwi. Ju¿ ja sobie pouk³adaæ potrafiê. A tacy goœcie, co nawet po¿ytek z nich jest, to rzadka rzecz. Na g³odno nikt tu pracowa³ nie bêdzie. Kwestia nie zosta³a dok³adnie wyjaœniona. Urlop ta baba wziê³a czy jak? Bubel wykluczy³ dalsze dyplomatyczne dociekania, twardo trzymaj¹c siê w³asnego tematu i kusz¹c pani¹ domu czarownymi wizjami intratnej dzia³alnoœci garma¿eryjnej. Niepewna, czy œmierdz¹cym farszem zas³u¿y³a siê ju¿ dostatecznie, Krystyna na wszelki wypadek siedzia³a cicho, s³uchaj¹c, sama w koñcu zaciekawiona, ile w jego gadaniu jest prawdy, a ile ³garstwa. Diabli go wiedz¹, facet doros³y, kawa³ek ¿ycia ma za sob¹. mo¿e i rzeczywiœcie ogl¹da³ na w³asne oczy te parê miejsc, w których jeden i drugi restaurator zbi³ maj¹tek, mo¿e i uczestniczy³ w przyjêciach, za które wynajêty szef kuchni dostawa³ fortunê, mo¿liwe jednak, ¿e wszystko to na poczekaniu wymyœla. Rodzaje i smaki potraw opisywa³ tak. ¿e musia³ je chyba jadaæ, a co najmniej próbowaæ, pani Bogusia zaœ w skupieniu rozwa¿a³a hipotetyczne sk³adniki. Posprzeczali siê nawet o cenê i op³acalnoœæ karczochów, po czym Bubel da³ siê przekonaæ, przyzna³ jej racjê, wyrazi³ skruchê, ¿e w ogóle niepotrzebnie siê m¹drzy³, bo pani Bogusia wie lepiej, i rzuci³ siê do ca³owania raczek. Krystyna zaczê³a patrzeæ na niego niemal z podziwem. G³upi bo g³upi, ale swój rozum ma i zdaje siê, ¿e wie, co robi El¿bieta porzuci³a towarzystwo przy stole i uda³a siê do holu. Przy akompaniamencie stukania, ³omotów i zgrzytów zdo³a³a porozumieæ siê z Tadziem. - No to nie wiem, co zrobiæ - powiedzia³a, zdenerwowana, us³yszawszy z³e wieœci. - Ona sobie chyba przerobi³a godziny pracy, bo na razie nigdzie nie idzie. Gdyby posz³a, zajê³abym dzieci, a wy byœcie mogli przez ten czas wleŸæ pod schody. Przy niej odpada. - Pokój ojca, to owszem - rzek³ zmartwiony Tadzio. - Tu skoñczymy, no, nie dziœ, jak ma byæ porz¹dnie, muszê na wpust robiæ, zakotwiæ i jeszcze drug¹ stronê zabejcowaæ Ale jak skoñczymy, upomnê siê o wêdki i w pami¹tkach pogrzebiê. Co do schodów, to nie wiem - Przecie¿ ona do tej pracy musi chodziæ? - zauwa¿y³ Karpiow;ski rozs¹dnie. - Udamy, ¿e nam siê myli szczerze mówi¹c, mnie siê naprawdê myli i przyjdziemy, jak jej nie bêdzie. Ju¿ raz tak by³o. Dzieci, mam wra¿enie, bez przerwy tu nie siedz¹? Chocia¿by teraz, nie ma ich. - Bo mamusia jest. Gdyby wysz³a - Ze Stasiem dam sobie rade - przerwa³ Tadzio. - Agatkê musisz zaj¹æ. Nie wiem. jak. Nie znam siê na dziewczynkach. - Zauwa¿y³am - przyœwiadczy³a sucho El¿bieta. - Jako dziewczynka, wielkiej pociechy z ciebie nie mia³am. - Ale mo¿e chocia¿ pamiêtasz, co ciê interesowa³o? - Nie by³am taka wœcibska i nikt mi nie kaza³ pilnowaæ goœci. Za to ze sob¹, zdaje siê, mia³am znacznie wiêcej k³opotów. No nic, spróbujê. O, mo¿e jakieœ ciuchy - Nie mam szmergla - powiedzia³ nagle Tadzio. - A czy ktoœ mówi, ¿e masz? - zdziwi³a siê El¿bieta. - Przeciwnie, uwa¿am, ¿e myœlisz ca³kiem rozumnie! - Nie, nie to. Mam na myœli papier œcierny. Szmergiel