... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Wkrótce musimy wyruszyć. Ten budynek już nie jest bezpieczny - powtórzył. Goryl poderwał ją na nogi. Paula miała chwilę, żeby rozejrzeć się po otoczeniu. Wielki pusty pokój, w którym jedynym meblem było jej łóżko. Zamknięte drzwi. Duże okno, szeroko otwarte. Przez nie wpadało zimno, jakie teraz odczuła. Nagle znalazła się na szerokim ramieniu, głową w dół, opierając się piersiami o jego plecy. Mężczyzna, trzymając ją za nogi, ruszył ku otwartemu oknu. Tłukła go związanymi rękami po plecach w nadziei, że trafi w nerki. Jakby waliła w worek treningowy. Ogarnęło ją prawdziwe przerażenie. Goryl zatrzymał się przy oknie i ponuro ostrzegł: - Wystarczy jeden krzyk. Tylko jeden - i puszczę. Kapujesz? - Zapłacisz mi za to, bydlaku. - Paniusiu, mam kupę pieniędzy. Hop... Złapał ją za nogi i wysunął za okno. Z całej siły powstrzymywała się od wrzasku. To był istny koszmar. Zawisła za oknem i po raz pierwszy zobaczyła, jak jest wysoko. Ściana budynku schodziła co najmniej trzydzieści pięter w dół. Była noc. Latarnie uliczne rzucały kręgi światła na pustą ulicę daleko w dole. Wokół ani śladu człowieka. Naprzeciwko wznosił się drugi nowoczesny gmach. Bóg wie, ile miały pięter. Była w Nowym Jorku. - Pierwsze pytanie - zawołał Goryl. - Kto jest twoim szefem? -Jackson. Było to pierwsze nazwisko, które wpadło jej do głowy. Kiedy Goryl wystawił ją za okno, jego szorstkie łapy zsunęły jej rajstopy i zacisnęły się wokół kolan. Teraz poczuła, że ręce rozluźniają się, że nogi zaczynają się wysuwać. To koniec, pomyślała, patrząc w otwierającą się pod nią otchłań. - Jeszcze jedna szansa, potem poszybujesz w dół. - Tweed - zawołała pośpiesznie. Ręce zatrzymały się tuż nad kostkami i zacieśniły uchwyt. Przekręciła szyję, spojrzała do góry. Goryl stał z odwróconą głową, zapewne przekazując jej odpowiedź chudemu w pokoju. Wisiała obok górnej części okna piętro niżej. Wewnątrz nie paliło się światło. Zacisnęła dłonie w pięści, z całej siły uderzyła w szybę. Szkło pękło. Nie sądziła, że Goryl zobaczył, co zrobiła. Znalazła mały zaokrąglony kawałek pękniętej szyby. Ostrożnie, żeby się nie pokaleczyć, wyjęła go jedną ręką i ukryła w dłoni. - Po co Tweed pojechał do Dartmoor, do Appledore? - Dostał wiadomość, że ma tam jechać. - Od kogo? Szybko... - Od doktora Goslara. Znów ogarnęła ją fala mdłości. Efekt działania narkotyku albo zawrotów głowy. Droga w dół wydawała się cholernie daleka. Skończy rozbita na miazgę. Przestań o tym myśleć. - Co według Tweeda stało się w Appledore? Co zobaczył? - Martwego rybaka unoszącego się na fali. Zdechłe ryby na plaży. - Cholera! Co o tym pomyślał? - Że w wodzie musi być jakaś trucizna. Nie wiedział, co sądzić... Zwisanie głową w dół miało jedną zaletę. Krew napływała do mózgu. Myślała teraz jaśniej. Złączyła ręce, poprawiła kawałek szkła, zamknęła dłoń. - Czy według niego doktor Goslar miał coś wspólnego z tym, co zobaczył? - Raz o tym wspomniał. Tylko raz. Był zdumiony. Nie mogliśmy pojąć, co się dzieje. Było ciemno... Przestała mówić. Daleko w dole zobaczyła pierwszą oznakę życia. Zza rogu wyjechał samochód, na dachu błysnęły niebieskie światła. Przez chwilę chciała krzyknąć, ale szybko zrezygnowała z pomysłu. Goryl ją puści. Usłyszała, jak woła do chudego w głębi pokoju. - Przyjechał wóz policyjny... Nie usłyszała odpowiedzi, ale ręce na kostkach zacisnęły się mocniej. Goryl podnosił ją szybko. Wiatrówka chroniła jej tułów od kontaktu ze ścianą, ale czuła, że tynk drapie jej nogi. Odetchnęła głęboko, gdy wciągnął ją do pokoju i zarzucił na ramię. Ujrzała Goslara - stał tyłem, z pistoletem w ręce. Nie miała żadnych szans na poderżnięcie gardła Gorylowi. Może by się udało, ale Goslar strzeliłby jej w żebra. - Co z nią zrobimy? - wyzgrzytał Goryl. - Rzuć ją na łóżko. - Mógłbym ją zastrzelić... - Masz tłumik? - Nie... - Policja usłyszy strzał. Rób, co mówię - rzuć ją na łóżko. Zmywamy się, szybko. Goryl wykonał rozkaz i podbiegł do okna. Zerknął na dół, odwrócił się niezwykle szybko jak na tak potężnie zbudowanego człowieka. W milczeniu otworzył i zamknął usta. Chudy, stojąc przy teraz otwartych drzwiach, syknął: - Co się dzieje? - Odjechał. Zniknął za rogiem sąsiedniego budynku. - Idziemy. Może wrócić. Policjanci lubią takie sztuczki. Mogli widzieć, jak ją wciągałeś. Ruszaj się! W czasie krótkiej chwili, kiedy leżała na ramieniu Goryla, Paula spojrzała w otwarte drzwi. Zobaczyła pustą przestrzeń, słabo oświetloną - i rząd wind na przeciwnej ścianie. Goslar wyszedł w pośpiechu, ale cicho. Nie miał czasu spojrzeć na Paulę