... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Trzymała początek życia. Owijała na palec serdeczny jak pierścionek, chciała uchronić. Toczył się po ostrych pochyłościach, czasem piął się pod górę. Przychodził splątany i milczał. Nigdy już nie powróci na słodki tron jej kolan. Wyciągnięte ręce świecą w ciemności jak stare miasto. 451 ZWYKŁE MATCZYSKO Tadeusz Borowski * * * Wciąż jesteś przy mnie. Wszelki dźwięk i ruch tak zwykły, jak schylenie czoła ku rękom, trzepot powiek i cichy uśmiech zamyślenia - to jesteś ty. Milczenie ust, puls serca i pieszczota dłoni nie chwycą ciebie ani słowo, które w przemożny rośnie rytm i jakby falą i ciemnością ogarnia mnie... Więc smutek, gorycz, tęsknota - czyż naprawdę jestem struną, na której ból mijania w dźwięk się przewija? Tylko jedna ty, kiedy schylasz się nade mną uważnie patrząc w moje oczy, uciszasz drżenie i mój ból i chociaż ciebie nie ogarnę słowem i gestem, jest mi dobrze i mówię ci po prostu: jesteś... ZWYKŁE MATCZYSKO Władysław Broniewski MATCE Matko moja! Cóż ja mogę powiedzieć?. Co ja myślę?... Złe żywioły przyszły mnie nawiedzić, jak burza na Wiśle Zwątpienie? Rozpacz? Zmarła żona? Nie! Jestem silny jak dąb. O to, co Ty mi dałaś, Matko rodzona, będę się bił ząb za ząb! A jeśli było coś złego, Mamusiu, przebacz. Jam tak zrobił. Jam tak musiał. Przebaczenia, nawet matczynego, nie trzeba. 452 453 ZWYKŁE MATCZYSKO ZWYKŁE MATCZYSKO Tadeusz Kubiak NA DŁONIE MATKI Wylałaś, nie wstydź się, morza łez. I były gorzkie. Były głębokie. Dziewczęca, w dłoniach z chityny - motyl? - cała się kryłaś przed moim wzrokiem. Nie dźwigniesz w konchach perłowych mrocznej warowni czy też świątyni boga. Już nie przyuczysz dłoni do walki ni przesuwania, z szeptem, łez Hioba. Dłonie nawykłe do posług innych, dla innych przyczyn, i z innym skutkiem: do pieszczot ślepych, do jasnowidzeń, gdy ciemne nitki motasz ze smutkiem. Jerzy Liebert DO MATKI Pod twoim wzrokiem, Matko, jak pod wielkim cieniem, Za który oddam chłody całej flory świata, Wyrasta moja miłość i w ciebie się wplata, Jak drzewo w głębie ziemi idące korzeniem. Pierś się moja podnosi wraz z twoim westchnieniem, A z twoim niepokojem sen z powiek mych wzlata - Tak oto, co dni wzięły, oddają nam lata. Znów na dźwięk twego głosu staję zamyślony. Jak zgiełk cichnę, jak wieczór w twe oczy zapadam Przed samym sobą w tobie szukając obrony, Znowu dłonią najdroższy zarys twarzy badam, A pod palcami smutek znajdując rzeźbiony, Już o nic się nie pytam, nic nie odpowiadam... 454 455 ZWYKŁE MATCZYSKO ZWYKŁE MATCZYSKO Jerzy Liebert MATCE Zbigniew Jerzyna MATKA Myślałem, że to wszystko jedno Być bez ciebie przez te dni dziesięć - I to smutniej jeszcze, niż gdy drzewa więdną I słońce kładzie w okna ostatnią pieczęć. List? Wszystkie się słowa w liście połamią I największe kochanie będzie malutkie, Nawet w tym jednym króciutkim wyrazie: mamo Za mało będzie smutku. Wyplątuję się z ciebie niby z wodorostów. Ciało moje potwierdza wody obojętność. A ręka powstrzymuje nieodpartą czułość. Miłość matki to nigdy nie skończony poród. Choć rzeka aż do krtani cofa każde słowo, Ja muszę cię przenosić na codzienny brzeg. Matka co trzyma straż przy mojej twarzy. 456 457 ZWYKŁE MATCZYSKO Jan Śpiewak ZWYKŁE MATCZYSKO Anna Kamieńska DAREMNE Płacze matka, śpiewa ptak, gałąź szeleści. W stawach znużone obłoki lipiec miłują. Bieli się mgła nad łąkami, rzeka szeleści. Drzewa rzucają cień, cień odlatuje. Płacze matka, rozkwita kwiat, krzak się pochyla. Graby wysmukłe siność świtania piją. Zioła po polach wędrują, klon się pochyla. W chmurę uderza wiatr, chmura przemija. Płacze matka, dzień się unosi, strumień przecieka. Fale igrają łagodne, dnem rozdzwonione. Rosa dojrzała, świerki się srebrzą, trawa przecieka. Płacze matka. Śpiewa ptak. Światło zgaszone. Noszę od dzieciństwa cały ten bagaż: Skrzypce ojca w czarnym futerale, Drewniany talerz z napisem: „Do soli i chleba gości nam potrzeba", Jedną dróżkę głęboką, Po której przesuwa się cień konia i wozu, Ścianę pleśni, Rozkładane łóżeczko, Wazon z gołąbkami, Przedmioty Trwalsze nad życie, Wypchanego głuszca Na spróchniałym kredensie, Ach - i jeszcze tę całą Piramidę schodów i drzwi. To nielekko Dźwigać tyle rupieci. A wiem, że do końca Nie pozbędę się ani jednego. Aż przyjdzie mądra moja matka Przyjdzie znikąd donikąd, I powie: - Złóż to wszystko, córuchno. To nie ma sensu