... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

.. nie wiedziałam. Jak to się stało, Miło? Milo opowiedział jej o strzelaninie, dodał, że to się zdarzyło w zaułku narkotykowym, ale nie wspomniał o raporcie toksykologicznym. Zmarszczyła brwi. - Nie wyglądał na ćpuna. Jeśli jakiś dzieciak był czysty i porządny, to właśnie Ike. Niezwykle porządny, aż za poważny jak na swój wiek. Miał naprawdę... lotny umysł. Jak to się można pomylić, prawda? - Kiedy zaczął pracę jako wolontariusz? - Pod koniec kwietnia. Przyszedł z ulicy i powiedział, że chce pomagać. Dobrze wyglądający dzieciak, z zapałem w oczach, pełen werwy. Przywodził mi na myśl studentów z lat sześćdziesiątych. Nie przyjęłam go z otwartymi ramionami. Chciałam mieć pewność, że ma ochotę robić to naprawdę, że to nie jest tylko słomiany ognień. I szczerze mówiąc, zdziwiłam się bardzo. Nie cieszymy się specjalnym zainteresowaniem młodzieży nieżydowskiej i po tych wszystkich napięciach pomiędzy Czarnymi i Żydami, jakie niedawno miały miejsce, to ostatnia rzecz, jakiej się spodziewałam, by czarny dzieciak chciał prowadzić badania na temat zagłady Żydów. Ale wydawał się naprawdę szczery. I do tego bystry. Bardzo szybko się uczył, a to dzisiaj rzadkość. Ci utalentowani zajmują się wyłącznie pracą zawodową, szybko się bogacą. Tacy jak ta trójka - wskazała w stronę sąsiednich biurek - są wyjątkiem. - Czy oni znali Ike’a? - Nie. Dopiero zaczęli. Stażyści jesienni. W grupie letniej była trójka studentów z Uniwersytetu Yeshiva w Nowym Jorku, po jednym z Browna i z Uniwersytetu Nowojorskiego oraz Ike. Z Uniwersytetu Santa Monica. Wszyscy pozostali powrócili na semestr jesienny. Ike nie zadawał się z nimi. To typ samotnika. - Powiedziałaś, że był przyjacielski. - Tak. To dziwne, prawda? Teraz, gdy o tym wspomniałeś. Był przyjacielski, uśmiechał się często, był układny, ale zdecydowanie zamknięty w sobie. Kiedy Janie powiedziała mi, co się stało, sięgnęłam myślami wstecz i zdałam sobie sprawę, jak niewiele mi o sobie powiedział podczas rozmowy kwalifikacyjnej. Przyjechał kilka miesięcy wcześniej ze wschodu, pracował i chodził do szkoły. Powiedział, że uwielbia historię, chciał być prawnikiem albo historykiem. Kierował rozmowę poza osobiste tematy, w stronę różnych zagadnień - historii, polityki, tego, jak ludzie potrafią zachowywać się nieludzko wobec siebie. Tak byłam poruszona jego zapałem, że poddałam się temu, nie zadawałam pytań osobistych. Sądzisz, że coś ukrywał? - Kto wie? - powiedział Milo. - Nie ma żadnych śladów jego podania o pracę? - Niestety nie. Wyrzucamy tony papierów. Żeby się nie zadławić makulaturą. - Chciałbym móc sobie pozwolić na taki luksus. - Milo westchnął. - Po trzykroć. - Ciesz się, że nie musisz się użerać z rządem federalnym. Po latach usilnych starań Departament Sprawiedliwości w końcu zaczął podawać nazwiska starych faszystów, którzy wciąż tu mieszkają. Wszyscy skłamali w podaniach o wizę i staramy się dobrać do tej zgrai. Spotykamy się z oskarżycielami federalnymi w różnych miastach, wypełniamy góry formularzy, próbujemy wpłynąć na nich, żeby szybciej przygotowywali dokumenty deportacyjne. Właśnie po to byłam w Chicago. Próbowałam dobrać się do dobrotliwego staruszka, który prowadzi piekarnię na południu miasta. Najlepsze wypieki w mieście, darmowe ciasteczka dla dzieciaczków z sąsiedztwa. Tylko że czterdzieści pięć lat temu ten staruszek był odpowiedzialny za zagazowanie tysiąca ośmiuset dzieciaczków. Twarz Mila stężała. - Dorwiesz go? - Spróbuję. Ten przypadek wygląda dość obiecująco. Oczywiście, jak zwykle, będzie protest ze strony jego rodziny i przyjaciół. Że to nie ten gość. Że ten jest święty, muchy by nie skrzywdził. Że go ścigamy z powodu jego szlachetnej, antykomunistycznej przeszłości. Wiesz, za tym wszystkim stoi Moskwa. Że już nie wspomnę o całym miauczeniu ze strony tchórzliwych oferm, które uważają, że natura ludzka jest w gruncie rzeczy dobra i co było, to było. I oczywiście bezpardonowe antyżydowskie bzdury ze strony rewizjonistycznych durniów - pod hasłem: „Po pierwsze, to nigdy nie miało miejsca, a nawet, jeśli miało, to wyraźnie na to zasłużyli”. Neo-Bundyści. - Neo-kto? - Bundyści. - Uśmiechnęła się. - Przepraszam za te skróty. Chodziło mi o Bund Niemiecko-Amerykański. To był wielki ruch w tym kraju przed n wojną światową. Podawali się za towarzystwo dumy Niemiecko-Amerykańskiej, ale pod tym płaszczykiem kwitł amerykański faszyzm. Bundyści udzielali się w ruchu izolacjonistycznym, nawoływali przeciw amerykańskiej ingerencji w wojnę, zasłaniając się pierwszą poprawką do konstytucji, naciskali, żeby wprowadzić przymusową sterylizację wszystkich azylantów - tego rodzaju rzeczy. I to wcale nie była mała grupa. Urządzali wiece w Madison Square Garden na tysiące osób. Były transparenty ze swastykami, marsze Brązowych Koszul, pieśń Horst Wessel. Mieli paramilitarne obozy treningowe - aż dwadzieścia cztery - gdzie były bunkry. Chcieli utworzyć niemieckojęzyczną kolonię - Sudetenland - w stanie Nowy Jork. Pierwszy krok w stronę aryjskiej Ameryki. Ich przywódcy byli płatnymi agentami Trzeciej Rzeszy. Wydawali gazety, utrzymywali biuro prasowe, wydawnictwo o nazwie Flanders Hali. Cieszyli się poparciem Charlesa Lindbergha i Henry’ego Forda, Fritza Kuhna, który był chemikiem z zakładach Ford Motors - i całej masy polityków. Zadawał się z nimi Ojciec Coughlin, Gerald L. K. Smith i wielka liczba innych świrów. Ale po Pearl Harbor ich przywódcy zostali zatrzymani za szpiegostwo oraz akcje wywrotowe i wsadzeni do więzienia. To przyhamowało ruch, ale go nie zniweczyło. Tak to już jest z podobnymi ekstremizmami