... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
- Dlaczego tego nie opublikowano? - zapytał Waller. - Doktor Marshall oczywiście pragnie opublikować wyniki swoich badań, ale są jeszcze pewne detale, które musi opracować, zanim zdecyduje się na ich ujawnienie. Do wygłoszenia referatu został zmuszony przez szefa swojego wydziału. Szczęśliwie dla nas! Po referacie i krótkiej dyskusji podszedłem do niego i zaproponowałem prywatne spotkanie. Nie było łatwo i tym, co go ostatecznie przekonało, była obietnica zbudowania dla niego laboratorium marzeń, bez jakichkolwiek ingerencji świata akademickiego. Zapewniłem go, że będzie miał dostęp do każdego urządzenia, jakiego zapragnie. - Macie takie laboratorium? - zapytał Waller. - Nie w tej chwili - przyznał Raymond. - Kiedy tylko otrzymałem jego zgodę, skontaktowałem się z pewnym międzynarodowym gigantem w zakresie biotechnologii, dopóki nie zdecyduje się pan przyłączyć do naszego projektu, firma pozostanie anonimowa, i udało mi się, choć z trudnościami, sprzedać pomysł nadania całemu zagadnieniu wymiaru komercyjnego. - I jak to działa? Raymond pochylił się w swym krześle i spojrzał prosto w oczy Wallera. - Za pieniądze tworzymy duplikat immunologiczny klienta. Jak może sobie pan łatwo wyobrazić, cena jest znaczna, lecz niewygórowana dla tych, którzy się na to decydują. Klient musi wpłacać roczne honorarium, które pokrywa koszty utrzymania jego duplikatu. - Coś jak wpisowe, a później raty - stwierdził Waller. - Tak, tak też można to widzieć - przytaknął Raymond. - W jaki sposób ja bym z tego skorzystał? - Na mnóstwo sposobów. Ten interes działa na zasadzie piramidy. Za każdego klienta, którego pan zwerbuje, płacimy procent, nie tylko z wpisowego, ale z corocznie wnoszonej opłaty. Dodatkowo upoważnimy pana do rekrutacji następnych lekarzy takich jak pan, z kurczącą się liczbą pacjentów, ale mających ciągle kontakt z osobami zatroskanymi o swoje zdrowie i jednocześnie dostatecznie bogatymi, aby płacić gotówką. Ód każdego zwerbowanego lekarza płacimy procent z jego honorarium. Wyjaśnię to na przykładzie: jeżeli przystąpi pan do nas, to doktor Levitz, który pana zarekomendował, będzie otrzymywał swój udział od każdego pacjenta skierowanego na zabieg przez pana. Nie trzeba być księgowym, żeby zrozumieć, że przy niewielkim wysiłku uzyska się znaczące przychody. Dla dodatkowej zachęty mogę dodać, że korzystamy z gościnności innego kraju, więc pieniądze są wolne od podatku w Stanach. - Po co zachowywać to w sekrecie? - Z oczywistych powodów, jeśli chcemy utrzymać zagraniczne konta. A co do całości programu, mamy tu do czynienia z delikatnym problemem etycznym. Tymczasem firma, która umożliwia realizację przedsięwzięcia, jest niezwykle czuła na punkcie złej prasy. Szczerze powiedziawszy, użycie organów zwierzęcych do transplantacji uraża uczucia niektórych ludzi, a bezwzględnie chcemy uniknąć kontaktów z bojownikami o prawa zwierząt. Poza tym to kosztowna operacja i korzyści medyczne z niej płynące dostępne są tylko dla wąskiego grona zamożnych osób. Gwałcimy więc zasadę równości. - Mogę się dowiedzieć, ilu ludzi jest włączonych w przedsięwzięcie? - zapytał Waller. - Lekarzy czy pozostałych osób? - Poza lekarzami. - Około setki. - Czy ktoś skorzystał już z usług? - Czterech pacjentów. Przeszczepiono dwie nerki i dwie wątroby. Wszystkie zabiegi poszły znakomicie, bez konieczności stosowania specjalnych leków i bez śladów odrzucenia. I, jeśli mogę dodać, otrzymaliśmy pewną dodatkową sumę za transplantacje, z której procent przypadł także lekarzom. - Ilu lekarzy weszło do spółki? - Niespełna pięćdziesięciu. Na początku rekrutacja szła nam wolno, ale teraz przyspieszamy. - Od jak dawna realizowany jest program? - Od około sześciu lat. Poniesiono spore wydatki i olbrzymi wysiłek, lecz teraz zaczyna się to zwracać z nawiązką. Powinienem panu uświadomić, że włącza się pan do naszej grupy stosunkowo wcześnie, więc rozbudowana piramida przyniesie panu olbrzymie zyski. - Brzmi to wszystko interesująco - stwierdził Waller. - Dodatkowy dochód mógłbym zainwestować w upadającą praktykę. Muszę coś zrobić, bo inaczej stracę gabinet. - Byłaby wielka szkoda - zauważył Raymond. - Mogę przez dzień lub dwa zastanowić się nad odpowiedzią? Raymond wstał. Doświadczenie podpowiadało mu następne posunięcie. - Ależ oczywiście. Proponowałbym nawet skontaktować się z doktorem Levitzem. To w końcu on pana rekomendował i bardzo cieszył się z naszego spotkania. Pięć minut później Raymond wyszedł i skierował się na południe. Spacer sprawiał mu prawdziwą przyjemność. Nad głową miał czyste niebo, wdychał świeże powietrze przesycone zapachem wiosny i czuł się, jakby cały świat miał pod stopami. Zawsze tak się czuł, kiedy radość z zakończonej sukcesem rekrutacji pobudzała wydzielanie adrenaliny