ďťż

... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

— Czuję się wtedy tak, jakby mnie ktoœ uderzył — zwierzyła się kiedyœ Sara Ermengardzie. — I mam ochotę oddać uderzenie. Muszę przypomnieć sobie szybko, gdzie jestem, żeby się powstrzymać od powiedzenia czegoœ przykrego. 54 55 Musiała więc przypomnieć sobie szybko, gdzie jest, kiedy odłożyła ksišżkę na parapet i zeskoczyła ze swego wygodnego miejsca w kšcie. Lotka œlizgała się po posadzce i najpierw rozzłoœciła Lawinie i lessie bo przy tym hałasowała, a na zakończenie przewróciła się i stłukła sobie kolano. Teraz podskakiwała wrzeszczšc wœród grupki przyjaciółek i nieprzyjaciółek, które na przemian uspokajały jš i łajały. . . - Cicho bšdŸ, ty bekso! Milcz! - nakazywała Lawima. - Nie jestem beksa! Nie je-estem be-e-ksa! - darła się Lotka. — Saro, Sa-ro! - Jeżeli nie przestanie ryczeć, panna Minchin z pewnoœciš jš usłyszy! - zawołała Jessie. - Lotuniu, kochana moja, dam ci pensa! - Nie potrzebuję twojego pensa - szlochała Lotka, a spojrzawszy na swoje tłuste kolanko i widzšc na nim kroplę krwi, zaczęła wrzeszczeć ze zdwojonym zapałem. Sara przebiegła pokój, uklękła przy małej i otoczyła jš ramionami. - No, Lotko - szepnęła - Lotko, obiecałaœ Sarze... - Ona powiedziała na mnie beksa — płakała Lotka. Sara pogłaskała jš wprawdzie, ale odezwała się tak dobrze znanym Lotce, stanowczym tonem: - Bo jak będziesz płakać, to będziesz beksa, kochanie moje. Przecież obiecałaœ. ,.,,- Lotka przypomniała sobie danš obietnicę, wolała jednak jeszcze pokrzyczeć. - Nie mam wcale mamy - oznajmiła ^szetn i wobec. - Nie mam ani kawałeczka ma-my. _ Owszem, masz - odparła wesoło Sara. - Zapomniałaœ? Nie wiesz, że Sara jest twojš mamš? Nie chcesz Sary na swojš mamę? . . Lotka przytuliła się do niej i westchnęła uspokajajšc się. - ChodŸ, posiedzisz ze mnš na oknie - mówiła dalej Sara — a ja ci opowiem cichutko bajkę. — Naprawdę? — chlipnęła Lotka. — Opowiesz mi-- o... o kopalniach diamentów? — O kopalniach diamentów? — wtršciła Lawinia • — Wstrętne, rozpieszczone stworzenie, chętnie bym jš zbiła! Sara wstała szybko. Należy pamiętać, że była bardzo pochłonięta lekturš ksišżki o Bastylii i musiała przypomnieć sobie nagle dużo rzeczy, kiedy się zorientowała, że powinna zajšc się przybranš córeczkš. Nie była aniołem i nie żywiła sympatii do Lawinii. — A ja bym chętnie zbiła ciebie — powiedziała gniewnie — ale nie chcę cię zbić! — dodała usiłujšc się opanować. — Właœciwie to mam ochotę cię zbić i sprawiłoby mi to przyjemnoœć — ale cię nie uderzę. Nie jesteœmy łobuzami ulicznymi. Obydwie jesteœmy doœć duże, żeby mieć trochę rozsšdku. Lawinia skorzystała od razu ze sposobnoœci. — Ach, tak, wasza królewska moœć — powiedziała. — Jesteœmy pewnie księżniczkami. A przynajmniej jedna z nas jest księżniczkš. Pensja powinna teraz stać się szalenie modna, skoro panna Minchin ma księżniczkę wœród wychowanek. Sara zrobiła krok w jej kierunku. Miała takš minę, jak gdyby chciała uderzyć Lawinie. Może nawet tak było rzeczywiœcie. Wyobrażanie sobie różnych rzeczy „na niby" umilało jej życie. Nie rozmawiała o tym nigdy z dziewczynkami, których nie lubiła. Nowy pomysł, że jest „na niby" księżniczkš, przypadł jej ogromnie do gustu i była na tym punkcie bardzo wrażliwa. Zamierzała trzymać rzecz w tajemnicy, a tu Lawinia wyœmiewała się z tego wobec całej szkoły. Sara poczuła, że krew nabiega jej do twarzy i pulsuje w uszach, ale opanowała się ostatnim wysiłkiem. Księżniczki nie wpadajš w furię. Opuœciła rękę i stała przez chwilę bez ruchu. Kiedy się wreszcie odezwała, gł°s jei brzmiał zupełnie spokojnie. Podniosła wysoko głowę, a wszystkie dziewczynki zaczęły nasłuchiwać. — To prawda — powiedziała. — Wyobrażam sobie czasem, że jestem księżniczkš, żeby móc się zachowywać jak prawdziwa księżniczka. 57 Lawinii nie przyszła na myœl stosowna odpowiedŸ. Kilka razy już się przekonała, że nie potrafi znaleŸć właœciwej odpowiedzi, kiedy ma do czynienia z Sarš. Głównym powodem było to, że reszta dziewczynek zawsze jakoœ stała po stronie jej przeciwniczki. Teraz też zauważyła, że słuchajš z zainteresowaniem. Dziewczynki interesowały się zawsze księżniczkami i miały nadzieję, że usłyszš coœ więcej na ten temat, toteż przysunęły się bliżej do Sary. Lawinia zdołała zdobyć się na jednš tylko uwagę, która zresztš nie wywarła wielkiego wrażenia. — O, Boże! — zawołała. — Mam nadzieję, że kiedy wstšpisz na tron, nie zapomnisz o nas, prostaczkach. — Nie zapomnę — odparła Sara. Nie wyrzekła więcej ani słowa, lecz stała spokojnie, wpatrujšc się w Lawinie, aż tamta wreszcie ujęła Jessie pod ramię i odeszła. Od tego czasu dziewczynki, które zazdroœciły Sarze, mówiły o niej „księżniczka Sara", ilekroć chciały szczególnie dosadnie wyrazić swojš dla niej pogardę, te zaœ, które jš lubiły, nazywały jš tak między sobš, traktujšc ten tytuł jako zwrot pieszczotliwy. Nikt nie zwracał się do niej w ten sposób, ale wielbicielkom jej podobał się bardzo malowniczy, imponujšcy tytuł, panna Minchin zaœ, dowiedziawszy się o tym, wspominała nieraz o całej sprawie odwiedzajšcym szkołę rodzicom, czujšc, że dodaje to pensji splendoru. Rózi tytuł ksišżęcy nadawany Sarze wydawał się rzeczš naj-naturalniejszš w œwiecie. Znajomoœć nawišzana pochmurnego popołudnia, kiedy Rózia ocknęła się wystraszona z drzemki na wygodnym fotelu, rozwijała się i zacieœniała, chociaż trzeba wyznać, że panna Minchin i panna Amelia niewiele o niej wiedziały. Orientowały się, że Sara „jest dobra" dla pomywaczki, nic im jednak nie było wiadomo o pewnych kradzionych cza-rownych chwilach, kiedy Rózia uprzštnšwszy błyskawicznie górne pokoje docierała wreszcie do pokoju Sary i z westchnieniem radoœci stawiała na podłodze ciężkš skrzynię z węglami. W chwilach takich odbywało się opowiadanie bajek w odcinkach, a ponadto na widowni ukazywały się różne smaczne rzeczy, spożywane od razu albo też chowane pospiesznie do kieszeni do zjedzenia póŸniej, kiedy Rózia szła spać do swojego pokoiku na poddaszu