... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Oto Dabóg Awdaniec bez zgody Dago Piastuna zawładnął grodem Milicz i mostem przez rzekę Baryczę. Wymordował całą rodzinę Stojmira, który opłacał się księciu Svatoplukowi. Milicz oraz most prowadzący do Wrocławii uczynił Awdaniec swoją własnością. Dago Pan zaś nie skarcił go za to ani nie poskromił, czego się spodziewano. Znaczyło to, że albo Dago Pan jest bardzo słaby i rzeczywiście, jak to plotkowano, choruje na Brak Woli albo też nie lęka się wojny ze Svatoplukiem. Lecz jakby nie wyglądała owa sprawa, komornicy natychmiast nałożyli na ludzi większe uroki i większy sęp, tysiące ich też zmuszono do umacniania grodów i warowni. Z początkiem zimy, tuż po święcie przesilenia dnia i nocy, nagle zniknęła z Gniazda żona Piastuna, Lubusza, oraz jej trzy córki, które miała z Piastunem. Cztery dni i cztery noce przebywał Dago Piastun na polowaniu na grubego zwierza, a towarzyszył mu wódz Sogdów imieniem Petronas oraz jego siostra, słynna z piękności Zoe. Kiedy zaś wrócili do Gniazda z wieloma saniami pełnymi mięsa - Lubuszy we dworze nie było. Szeptano, ale był to szept słaby, ledwo dosłyszalny, że Dago Pan kazał zabić Lubuszę, aby móc posiąść za żonę piękną Zoe, gdyż Lubusza jako wierząca w Pana na Krzyżu, na drugie małżeństwo męża nie mogła dać zgody. Po cóż jednak Dago Piastun miał zabijać także trzy swoje córki, skoro mógł je z korzyścią dla siebie wydać za mąż za ludzi godnych i możnych? Prawdopodobniejsza zdawała się myśl, że Lubusza wraz z córkami uciekła z Gniazda. Lecz dokąd? A gdzieżby indziej, jeśli nie do księcia Svatopluka, aby mu się poskarżyć na swego męża. Svatopluk miałby wtedy dwa powody do wojny: zajęcie Milicza oraz ucieczkę Lubuszy, którą Dago Pan wzgardził i groził jej śmiercią, ponieważ zapragnął Zoe. Na rozkaz Dago Piastuna wódz jego straży przybocznej, Petronas, przeprowadził w Gnieździe dokładne śledztwo i wielu ludzi torturowano. Dowiedziano się jednak tylko tyle, że - jak twierdził jeden z Sogdów powołany do pilnowania żony Piastuna - do Lubuszy, obserwującej w południe jak jej córki jeżdżą na kościanych łyżwach na jeziorze obok Gniazda, podszedł jakiś człowiek w czarnej opończy i w szarym kapturze, a potem długo z nią rozmawiał. Następnego zaś dnia Lubusza zabrała tylko skrzynkę ze swymi klejnotami oraz trzy córki i konno udały się w czwórkę na przejażdżkę poza gród. Jak zwykle towarzyszył im jeden z Sogdów. Wieczorem, gdy stwierdzono, że Lubusza wraz z córkami nie powróciła do grodu, wysłano ich śladem dziesięciu Sogdów. Natrafili oni w puszczy na przebitego mieczem wojownika, który miał chronić Lubuszę. W tym też miejscu odkryto setki śladów po dziesiątkach jeźdźców, którzy następnie rozjechali się w cztery strony świata. Tak więc w cztery strony świata rozesłał Dago Piastun małe oddziały swych wojowników, a także wysłał wielu posłańców do każdego ze swych synów i wojewodów, aby ujęli Lubuszę oraz jego córki, i sprowadzili do Gniazda. Lecz o Lubuszy wszelki słuch zaginął. Stało się tak, jak gdyby była poranną mgłą, która się rozpłynęła nie wiadomo gdzie. "Uciekła do Svatopluka i z tego będzie straszna wojna" - mówiono we wszystkich warowniach i grodach, a nawet w wioskach. I ludzie czuli strach, ponieważ w tej stronie świata nie było potężniejszej i bitniejszej armii niż ta, jaką posiadał książę Wielkiej Morawy. Jego wojownicy zaprawieni w nieustannych wojnach, a to z Madziarami, a to z Teutończykami lub Bułgarami, stanowili siłę niezwykle groźną tak pod względem ilości ludzi, jak i wyszkolenia bojowego. "Awdaniec ukradł Milicz, Svatopluk zaś pomścił tę krzywdę, kradnąc żonę Piastuna" - tak sądzono tu i ówdzie. I z obawą spoglądano w przyszłość. Odtąd niemal codziennie przed oblicze Piastuna, który siedział w swej komnacie i popijał miód sycony, bywał wzywany Wielki Kanclerz, Mikora. Pytał go drwiąco Dago Pan: - Jakże to tak, Wielki Kanclerzu. Oto z mego domu zniknęła kobieta i trzy niedorosłe dziewczęta, a ty nie wiesz, gdzie ich szukać? Każdego roku ze swej szkatuły daję ci ogromny skarb srebrnych i złotych solidów, różnego kształtu grzywien, abyś mógł zatrudniać setki szpiegów i donosicieli. A jednak nie wiesz, co się stało z moją żoną. - Jest u Awdańca, panie - kłaniał mu się nisko Mikora. - Awdaniec cię nienawidzi i postanowił dać schronienie twojej żonie oraz twoim córkom. Zamierza uderzyć na Ziemię Ślęzan i potrzebna mu Lubusza, aby nie spadł na niego gniew Svatopluka. Z uznaniem kiwał głową Dago Pan: - Mądrze to obmyśliłeś, Mikora. W rzeczy samej tak powinien był zrobić Awdaniec, gdyby uczył się sztuki rządzenia ludźmi. Niestety, on był u Arnulfa, zaś Frankowie niewiele wiedzą o tej przedziwnej sztuce. Jej można się nauczyć tylko u Rhomajów. - W takim razie Lubusza jest u Siemowita. On był z Herimem przez rok u Rhomajów i mógł się nauczyć tej sztuki. Poza tym, kocha Zoe, panie. Umiłował ją podczas podróży z Bizantionu. Z uznaniem kiwał głową Piastun: - Wiem, że Siemowit kocha Zoe i dlatego tak szybko opuścił mój dwór, widząc, że i mnie ona ciekawi. Ale dopóki była na mym dworze Lubusza, dopóty nie mogłem poślubić Zoe. Jeśli więc kocha Siemowit Zoe i, jak powiadasz, nauczył się trochę sztuki rządzenia ludźmi, winien był się starać, aby Lubusza pozostała tu jak najdłużej. Bo teraz, gdy zniknęła nic nie stoi na przeszkodzie, abym posiadł Zoe. - Ona jest u Lestka - innego dnia mówił Mikora. - Lestek dziedziczy po tobie władzę i chce przeciw tobie otrzymać pomoc od Svatopluka. Trzymając u siebie Lubuszę i twoje córki, ma cię, panie, jak gdyby w potrzasku. Wiem zresztą, że cię nienawidzi, gdyż dałeś mu tylko Poznanie, a nie całe państwo. - To słaby człowiek -wzruszył ramionami Piastun. - Umarłby ze strachu myśląc, że czyni coś wbrew mojej woli. Nikomu zresztą nie oddam teraz władzy. Czy nie słyszałeś, że kąpałem się w rosole długowieczności i zamierzam panować przez sto lat? - Jest u Wszechsława Pałuki - kiedy indziej twierdził Mikora. W odpowiedzi usłyszał tylko śmiech Piastuna i otrzymał rozkaz, aby opuścił komnatę władcy. - Czy nie są olbrzymami twoi synowie? - zapytał wreszcie zrozpaczony Mikora. - I czy nie postępują jak olbrzymi? - To są jeszcze bardzo mali olbrzymi, Mikoro. Odejdź, abym się na ciebie nie rozgniewał - radził mu Dago Pan i Mikora posłusznie szedł do swej kancelarii. Pewnego dnia Dago Piastun wezwał do siebie Petronasa. - A cóż ty, dowódco mej straży dworskiej, myślisz o zniknięciu mojej żony oraz moich córek? - zapytał. - Kobieta i trzy niedorosłe dziewczęta nie uczyniły tego bez pomocy wielkiej potęgi - odparł Petronas. - Słusznie mówisz - przytaknął Dago