... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Pomocnicy w milczeniu zapijali herbatę wraz z uczniami, paląc papierosy i rzucając półsłówkami. Służący wynosili pościel dyżurnego i porządkowali gabinet i laboratorium. Od czasu do czasu skrzypiały drzwi od ulicy – wówczas jeden ze śniadających zrywał się od herbaty z kawałkiem bułki w ustach i... „załatwiał interesanta”... – Podły dyżur! – mruczał Pracki. – W nocy było cicho, ale od samego rana istne piekło. Dwa infusa, dekokt i emulsja z semen cannabis! – Przyjemne! – dorzucił Werda. – Co tam! – mówił Werbel. – Ale ja dziś w laboratorium mam orkę! Opodeldok! Nienawidzę tej roboty! Stary dusi! Akurat mi wypadło na wychodnię. I jeszcze diachilum mam do malaksowania! – Weź puera! – Masz rację, Michałku – potwierdził Werbel, spoglądając aa Władysława. Wtem drzwi apteki otwarły się z niezwykłym łoskotem. Smaczyński wychylił się spoza stołu, zerknął do apteki i wyszeptał uroczyście: – Panowie, stary! W sąsiednim gabinecie dało się słyszeć chrząknięcie, przyśpieszone kroki, w końcu w materialni zjawił się drugi współwłaściciel oficyny, pan Konstanty Miłecki. Pracujący powstali na powitanie pryncypała. – Dzień dobry! – zaczął niepewnym dyszkantem Miłecki. – Jaki tu dym!... A... pan Władysław! To bardzo dobrze. Cóż, powiedzieli panowie już, co pan Władysław ma robić? –Jeszcze nie!–odparł Werda. – Obcierałem aptekę – dodał śmiało Władysław. – Tak, tak! Dobrze, bardzo dobrze. Tylko aptekę trzeba obcierać staranniej!... Pana Władysława należy zająć... Może pan Smaczyński pokaże panu, gdzie stoją wody... następnie trzeba odrobić zaległe fasunki... – Mam emplastrum plumbi do... malaksowania – wtrącił Werbel. – Diachilum? Tak, bardzo dobrze!... Niech tylko pan Władysław uważa, panie, i... tego... Tak, tak! Panie Werda, jest tam co pilnego?... – Owszem! Talcum, acidum hydrochloratum purum i spiritus vini są na defekcie od wczoraj. – Trzeba napisać zapotrzebowanie do składu. Tak! Ale niech panowie będą łaskawi spiritus na noc zamykać do szafki, bo tyrani pewno wypijają... – Zamykamy, a jakże! – odrzekł Pracki. – Tak? To dziwne. Bardzo! Bo spiritus się widocznie ulatnia. Ja, broń Boże, nie mówię, żeby panowie... proszę, niech panowie do obiadu... tego... aqua vitae... i owszem, tylko wysycha, wysycha!... Zjawienie się interesanta z receptą przerwało rozmowę z pryncypałem. Pracujący rozeszli się do swoich zajęć. Werda zasiadł na wysuniętej szufladzie przy aptecznym pulpicie do pisania sygnatur i sprawdzania lekarstw. Pracki ulokował się w „loży” oszklonej i zabrał się do 13 wykonywania pisanych hieroglifami recept. Werbel zajął się opodeldokiem w laboratorium, Miłecki zaś rozsiadł się w gabinecie. Smaczyński z Władysławem zeszli do piwnicy, do której wejście było ukryte za szafami pryncypałów w gabinecie. Piwnice apteki Gędźby i Miłeckiego, dosyć widne i obszerne, składały się z trzech izb. W dwóch pierwszych porozstawiane na poprzegradzanych półkach stały syfony, butelki i kamionki z wodami mineralnymi, kefirem i kilkunastu flaszkami win leczniczych – w trzeciej izbie, na klucz zamkniętej, lokowały się zapasowe tynktury, oleje, maście, kwasy, etery, spirytusy. Informacje Smaczyński rozpoczął od uderzenia Władysława po przyjacielsku... w kark, po czym, spoglądając z całym poczuciem swej wyższości na nowicjusza, jął recytować: – Proszę uważać! Tu stoją wody sztuczne w syfonach i odrutowanych butelkach: sodowa, selcerska, Vichy Celestin, Vichy Grand Grille, Ems Kraenchen, Kissingen, Rakoczy... limoniada magnezjowa... .Jak pan raz i,drugi się naszukasz, to pan trzeci raz znajdziesz! Tutaj są kartki zapasowe z napisami i klajster w kubku!... U nas wody żadnej nigdy nie może zabraknąć! Rozumiecie?... – Nie rozumiem. – To bardzo proste! Co drugi dzień przyjeżdża furgon z wodami sztucznymi z fabryki. Pan daje mu zamówienie w miarę potrzeby. Później pan wymiarkuje, której wody więcej idzie. Ale, przypuśćmy, jest nagle moc amatorów na Vichy i naraz zabrakło... posłać nie można!... Więc... zeskrobuję pan kartkę z selcerskiej wody i nalepia pan kartkę od Vichy!... Cała filozofia. Byleby był niebieski syfon! – Ależ to chyba nie wszystko jedno?... – Zapewne. Lecz przynajmniej apteki się nie dyskredytuje! W aptece nie może niczego braknąć