... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
- Jest cała w kurzu i masz piasek we włosach. Biedna dziewczyna oblała się gorącym rumieńcem, dotknięta do żywego tonem wyższości i drwiny, wyraźnie brzmiącym w głosie Stygijki. Jej rada nie była wszelako zła, choćby intencje złe były, jako że słońce i piasek zostawiły istotnie swe ślady na delikatnej jak różany płatek cerze, chlubie wszystkich kobiet z Brythunii, słynących z bieli i gładkości swej skóry. Natala uklękła przy fontannie i długie, jasne włosy odrzuciła na plecy. - Na Croma! - zżymał się Cymmeryjczyk - niewiasta zawsze niewiastą pozostanie! Thog nie Thog, ona zawsze pamięta o zwierciadle. Przecież zakurzysz się, ledwie dwa kroki za mury wyjdziemy! Dasz coś do jedzenia i picia? - zwrócił się do Thalis. Miast odpowiedzi ona przywarła doń całym ciałem, opasując jego biodra ramieniem. Czuł jej gładką skórę, a upajający zapach włosów drażnił nozdrza. - A po cóż tobie iść na pustynię? - szeptała gorąco. - Ze mną zostań! Ja nauczę ciebie rozkoszy, wyjawię ci wszystkie tajemnice Xuthalu! Tyś prawdziwym mężczyzną, innym niż tamci senni marzyciele. A jam spragniona ziemskiej namiętności. Ciebie pragnę! Moje serce drży z rozkoszy w blasku twych płonących oczu, twe potężne ramię sprawia, że mdleję! - Ze mną zostań! Uczynię cię królem Xuthalu! Zarzuciła ramiona na szyję barbarzyńcy i na palce się wspinając przylgnęła do jego ciała swym gorącym, nagim ciałem. A on tymczasem ujrzał ponad alabastrowym ramieniem Stygijki przyglądającą się im szeroko otwartymi oczyma niebywale zdumioną Natalę. Cymmeryjczyk chrząknął zasromany i jednym ruchem potężnego ramienia na bok odsunął czarnowłosą piękność. Ta podniosła nań oczy, zerknęła na Natalę - i tajemniczy uśmiech przemknął przez jej wargi. Oczy Natali płonęły, usta zaciskały się gniewnie. Conan mamrotał coś pod nosem. Nie był z natury wierniejszy w miłości od pierwszego lepszego żołdaka w najemnej armii, ale tliła się w nim pewna przyrodzona wstydliwość - najpewniejsza sojuszniczka Natali. Thalis wzruszyła ramionami, obróciła się na pięcie i prędkim krokiem podeszła do ściany, na której wisiał gobelin. Zdało się Cymmeryjczykowi, że jest czymś przelękniona. Czyżby poczuła obecność owego potwora, buszującego w mrocznych salach pałacu? - Stało się co? - zapytał. - Czyś co usłyszała? - Spójrz tam! - wyciągnęła śnieżnobiałe ramię. Conan obrócił się, szybki jak błyskawica, w obrocie dobywając szabli. Nie ujrzał nikogo. Nagle jakby westchnienie, szelest i szum posłyszał za swymi plecami. Obrócił się więc na powrót, sprężysty jak żbik, w stronę fontanny. Natala i Thalis zniknęły. Pionowa fałda spłynęła jak fala po gobelinie, jak gdyby ktoś od ściany odchylił przed chwilą jego krawędź - spłynęła i gobelin wygładził się, i nic już nie mąciło ciszy. Cymmeryjczyk stał osłupiały. Wtem zmartwiał. Zza ściany dobiegał stłumiony krzyk Natali. 2. Stała tuż za Conanem, gdy ten się obrócił - i w tejże chwili zwinna Stygijka, sprężysta niczym pantera, jedną ręką zamknęła jej usta, drugą chwyciła Natalę w pół i z niebywałą siłą porwała za sobą jakby wprost w ścianę, wślizgując się w szczelinę uchylonych pod naporem jej barku sekretnych drzwi. Znalazły się w zupełnej ciemności. Thalis, manipulująca przy sekretnych drzwiach - zapewne zasuwając rygiel - zdjęła dłoń z ust Natali, a ta natychmiast przeraźliwie krzyknęła. Szyderczy śmiech Stygijki przeniknął ciemność niczym trucizna miód. - Możesz sobie krzyczeć, mała idiotko! Szybciej nadejdzie twój koniec! Natala umilkła, słychać było jeno dźwięczne dzwonienie jej ząbków. - Cóżem ci uczyniła? Com ci uczyniła? Cóż zamierzasz? - Zamierzam powlec cię, ty płakso, w dół tego korytarza. - Głos Thalis stracił swą głęboką melodyjność, stał się syczący, zły - gdzie sobie poleżysz, dopóki ktoś po ciebie nie przyjdzie, a zjawi się na pewno! - O! Biada mi, biada! - szlochała Natala, a jej głos łamał się pod wpływem straszliwego przeczucia. - Jam cię nie ukrzywdziła! Przecz że ty mnie krzywdzisz? - Chcę twego chwata, a ty stoisz mi na zawadzie. Podobam mu się, widziałam to w jego oczach. Gdyby nie ty, zostałby ze mną. Gdy ciebie nie stanie - mój będzie! - Gardło ci pierwej poderżnie! - załkała Natala, pewna do ostatka swego barbarzyńcy. - Ano, obaczymy! - roześmiała się Thalis, świadoma swego czaru i wpływu na męskie serca. - Ale tobie się nie dowiedzieć nigdy, czy on gardło mi poderżnął, czy w objęcia mnie wziął. Bo ty już będziesz narzeczoną tego, co wypełza z otchłani! Na pół oszalała z trwogi walczyła Natala o życie z zaciętością łasicy