... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

.. nie do wiary... spróbował starej sztuczki amatorów, przerzucając nóż z prawej ręki do lewej. W zasadzie powinien w ten sposób znaleźć drogę do brzucha Stena, jednak gdzieś pomiędzy jedną a drugą dłonią sztylet napotkał wzniesioną stopę i wzleciał wysoko w powietrze. Sten zaś odwrócił własną broń, by rękojeścią wyrżnąć Trumba w podbródek. Przeciwnik padł na plecy. Sten odczekał chwilę, po czym cisnął swój sztylet tak, że ten wbił się pod kątem prostym w parkiet. Walka dobiegła końca. Sten skłonił się Parralowi, który odpowiedział zdumionym spojrzeniem i odskoczył nagle... - Nie! - rozległ się damski krzyk (Sten miał nadzieję, że może to Sofia). Najemnik zrobił błyskawiczny zwrot. Trumbo właśnie się zbierał z podłogi i sięgał po sterczący z parkietu sztylet. Nim minęła sekunda, Sten trzymał już własny nóż. Teraz szybkie cięcie z poziomu kolana... Ostrze poddało się jak masło. Trumbo z niedowierzaniem spojrzał na to, co pozostało mu w dłoni, ale nie stanął. Dalej próbował atakować. Sten, przez chwilę ustępujący pola, okręcił się na pięcie i ciął powtórnie. Molekularne ostrze bez trudu rozcięło skórę, żebra i serce przeciwnika. Zanim Sten zdołał cofnąć rękę, wypłynęły jelita. Z przytłumionym bulgotem Trumbo osunął się na podłogę. Sten wciągnął głęboko powietrze i stwierdził, że miło jest oddychać. Po namyśle raz jeszcze skłonił się gospodarzowi. ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY - Rozczarował mnie pan, pułkowniku - powiedział Parral. - Słucham? - Sądziłem, iż wszyscy żołnierze lubią wypić. Że są jak poeci. Ktoś napisał kiedyś, iż zawsze śmiało wyruszają na spotkanie śmierci. Sten pokręcił kieliszkiem z wciąż nie tkniętym koniakiem i uśmiechnął się blado. - Większość znanych mi wojowników woli wyprawiać innych na takie randki. Doradca proroka też nie ruszył jeszcze swojego napitku. Obaj siedzieli we wspaniałej bibliotece Parrala. Od pojedynków minęło już kilka godzin, a zabawa trwała na całego. Alex i Sten odświeżyli się nieco w prywatnych komnatach gospodarza, który zapragnął następnie porozmawiać z pułkownikiem na osobności. Pozostali członkowie kompanii opuścili posiadłość. Uczynili to nader niechętnie. Sten musiał im wyjaśnić, że przecież nic mu tutaj nie grozi. Nikt zdrowy na umyśle nie zabija dowódcy najemników przed zakończeniem wojny. - Ciekawy z pana człowiek, pułkowniku - powiedział Parral, unosząc kieliszek do ust. - My tutaj, w Gromadzie Wilka, żyjemy nieco na uboczu. Niewiele imperialnych nowinek do nas dociera. Poza tym dotąd nie mieliśmy kontaktu z zawodowymi żołnierzami. Nawiasem mówiąc, jest pan chyba dość młody jak na swoją rangę? - Krwawe wojny oznaczają szybkie awanse - odparł Sten. - No tak. Poprosiłem pana, żeby zechciał jeszcze zostać, by osobiście pogratulować militarnych talentów. Chciałbym też nieco lepiej poznać pańskie, wasze plany. - Zamierzamy wygrać dla pana i dla proroka Theodomira wojnę z Jannami. - Sten wolał udać, że nie wie, o co chodzi. - Żadna bitwa nie trwa wiecznie. - To oczywiste. - A zatem zwycięży pan? - Tak. - A potem? - Odbierzemy zapłatę i rozejrzymy się za jakąś inną awanturą. - Kiepski żywot... A gdyby tak... Przypuśćmy, że ktoś z Gromady Wilka zaproponowałby wam załatwienie jeszcze jednej sprawy... - Jakiego rodzaju? - Mamy tu do czynienia z dwoma kulturami. Przedstawiciele każdej z nich wzajemnie skaczą sobie do gardeł. Czy to nie dziwne? Widział pan spory szmat galaktyki, nie uważa pan, że pomysł budowania porządku społecznego na religijnych dogmatach jest przeżytkiem? - Nigdy nie wnikam w przekonania religijne moich klientów. - Może czasem powinien pan to uczynić. Jednak, jak wspomniałem, niewiele wiem o najemnikach. Czytałem jednak, że zawodowi żołnierze, którzy nie zginęli od miecza i dożyli późnej starości, niekiedy zostają politykami. Ciemnoskóry mężczyzna zawiesił głos, czekając na komentarz Stena, ale pułkownik milczał. - Człowiek o pańskich możliwościach... Ktoś mający, powiedzmy, wpływ na interesy klientów, mógłby po skończonej wojnie zająć się przecież czymś jeszcze... Mantisowiec podszedł do ściany. Musnął palcami wiszące tam typowe symbole kupieckiej profesji - mikrokomputer, licznik do banknotów, wagę z szalkami, pistolet. Obrócił się do Parrala. - Sądzę, że jednym z warunków osiągnięcia sukcesu w handlu jest umiejętne ważenie słów. W tym nigdy nie byłem dobry. Mówiąc wiec wprost: pragnie pan, abyśmy po zniszczeniu Jannów usunęli jeszcze Theodomira. Parral przybrał pozę wielkiego oburzenia. - Przez gardło by mi nie przeszło! - Nie wątpię - zgodził się Sten. - Już późno, pułkowniku. Proponuję, byśmy wrócili do naszej rozmowy w jakiejś sposobniejszej chwili, kiedy pozna pan lepiej naszą kulturę. Sten skłonił się, odstawił pełny kieliszek na szafkę z książkami i skierował się do drzwi. ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI Sten zszedł po schodach i ziewnął prosto w twarz wschodzącemu księżycowi Nebty. To był długi wieczór, rzekł w duchu najemnik. A do nawiązania kontaktu i tak zostały jeszcze cztery godziny. - Wygląda pan na zmęczonego, pułkowniku - dobiegł go z cienia miękki, kobiecy głos