... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
O krok od„powtórzenia tego wyczynu był w 1909 roku w Col-ma w Kalifornii Polak Stanisław Kiecal (Stanley Ketchel), ówczesny champion również kategorii średniej, gdy rzucił w dwunastej rundzie na deski samego Jacka Johnsona. Głupio zaprzepaścił szansę, kiedy będąc już pewnym zwycięstwa, odkrył 70 się lekkomyślnie i zafasował desperacki hak „Olbrzyma z Galve-ston", po którym stracił na kilka minut przytomność. Michael Spinks nie popełnił jednakże błędu poprzedników, nie dał się mocno trafić i po piętnastu rundach twardego pojedynku został pierwszym w historii półciężkim, który wywalczył tytuł mistrza świata wszechwag. Po raz pierwszy również w dziejach boksu koronę mistrza wszechkategorii zdobyło dwóch braci, jako że osiem lat wcześniej tego samego wyczynu dokonał jego starszy brat Leon, bijąc na punkty 15 lutego 1978 roku Muhammada Alego w swej dopiero ósmej zawodowej walce. 19 kwietnia następnego roku, mimo groźnego nokdaunu w czternastej rundzie, Michael Spinks został uznany za zwycięzcę w rewanżowym pojedynku z Lanym Holmesem. W obronie tytułu znokautował Stefana Tangstada i został - jak już wspomniano - pozbawiony pasa mistrzowskiego przez IBF za odmowę walki z Tonym Tuckerem. Sprał potem jeszcze Gerry'ego Coo-neya i zdecydował się wreszcie stawić czoło Mike'owi Tysonowi. Osiągnął do tego momentu trzydzieści jeden zwycięstw (bez porażki), z czego dwudziestu jeden przeciwników załatwił przed czasem. Nazywano go „The Jinx", czyli „Człowiek Przynoszący Nieszczęście" i to zarówno z powodu skutków uderzeń jego mocarnych pięści, jak i faktu, że urodził się w piątek trzynastego (13 lipca 1956 roku). Na widowni w Atlantic City zasiadło tego gorącego wieczoru 27 czerwca 1988 roku dokładnie dwadzieścia jeden tysięcy siedmiuset osiemdziesięciu pięciu fanów boksu, których ściągnął do Convention Center niespożyty Don King, wyczarowując kolejną „walkę stulecia" dwóch niepokonanych mistrzów. Bilety na ringowe miejsca osiągnęły niespotykaną dotąd cenę półtora tysiąca dolarów za sztukę. Na tych miejscach zasiadła cała śmietanka amerykańskiego filmu, biznesu, sportu i polityki. Byli między innymi aktorzy Jack Nicholson i Warren Beaty, gwiazdy NBA Edwin „Magie" Johnson i Michael Jordan, czarnoskóry senator Jessie Jackson i multimilioner Donald Trump. Za wymienioną wyżej sumę mogli jeszcze zobaczyć, jak „Buster" Douglas wygrywa przez t.k.o. w siódmym starciu z Mikiem 71 Williamsem, jak Donovan Ruddock nokautuje w drugim Reggie Grossa i jak „Big George" Foreman rozprawia się w czwartej rundzie z Carlosem Hernandezem. Mogli zobaczyć, ale nie widzieli. Jak łatwo można zauważyć w licznych transmisjach z bokserskich pojedynków, tego rodzaju „miłośnicy" szlachetnej walki na pięści przychodzą dopiero na ostatnią, główną walkę wieczoru. Rozgrywane wcześniej pojedynki - często również niezwykle ciekawe -nie interesują ich zupełnie, jak nie interesuje ich zarówno główne danie spektaklu, jak i cały boks. Przypuszczalnie nic ich nie interesuje - prócz pokazania całemu światu swoich ślicznych buziu-niek. Po to tylko przychodzą, aby się pokazać, by skierowały się na nich światła reflektorów i obiektywy kamer oraz aparatów. Po to, by o tym fakcie doniosły następnego dnia wszystkie gazety. Gdyby się dało, przychodziliby na piłkarskie mecze tylko w momencie strzelenia gola. Chociaż chyba nie, bo w tym momencie wszystkie kamery skierowane są na zdobywcę bramki, a nie na nich