... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Właściwie z trudem przechodziła przez drzwi. Jeśli dodać do tego masę pierścionków i złotą biżuterię zawieszoną na uszach, szyi, nadgarstkach, otrzymamy w miarę dokładny obraz tego, co w jej mniemaniu składało się na olśniewający wygląd. Dość powiedzieć, że kiedy wchodziła do pokoju, obejmowała go w cał kowite posiadanie. Nie można było o niej nie mówić. - Jak się czujesz? Czy przeszły ci już poranne nudności? dopytywała się mama. - Nie powinnaś stać - dodała, nie czekając na odpowiedź. - Koniecznie musisz usiąść, bo upał jest nie do zniesienia. Angela, kochanie, przynieś Vanessie fotel. Wiesz, ten najwygodniejszy. Z ulgą wyszłam, bo w tym samym czasie Sonny rozpoczął opowieść o ostatnim USG. - Jestem pewien, że coś zauważyłem. Mogę przysiąc, że to będzie chłopak... Tylko jedna rzecz mogła zepchnąć Vanessę na drugi plan. Właściwie nie jedna tylko dwie rzeczy, czyli dwójka siejących postrach sześciolatków, które w tym momencie wpadły do pokoju, o mało nie zwalając jej z nóg. - Hej! Hej! Powoli! - wołał Joey karcąco, stając chwilę potem w drzwiach razem z Mirandą. Obiema dłońmi obejmował jej szczupłą talię. Joey w charakterze taty! Ciągle nie mogłam się nadziwić, jak gładko wszedł w tę rolę. Zanim rok temu w życiu Joeya pojawiła się Miranda, mój brat cały swój czas i energię poświęcał samochodom, które reperował w warsztacie odziedziczonym po naszym ojcu. W wolnych chwilach, o ile takie 42 miał, woskował i polerował zabytkowego cadillaca, rocznik 1967, swoją największą radość i powód do dumy. Teraz, całkowicie niespodziewanie, jego największą radością i powodem do dumy stali się Trący i Timmy, Miranda zaś stanowiła sens jego życia. Z czym tak do końca nie mogła pogodzić się mama. Przez całe lata zamartwiała się, że Joey, który ani na moment nie unosił głowy znad maski ukochanego cadillaca, nie zakłada rodziny i nie produkuje wnuka. Teraz musiała pogodzić się z faktem, że związał się z Mirandą, co nie przychodziło jej łatwo. Miałam wrażenie, że w głębi ducha uważa ją za pozbawioną środków do życia samotną matkę, która uknuła chytry plan przejęcia naszego rodzinnego majątku. Na szczęście Miranda tego nie zauważała - albo udawała, że nie zauważa. Na dzień dobry serdecznie objęła mamę. Mama oddała uścisk, ale widać było, że całą energię i tak przeznacza na powitanie syna, którego natychmiast przytuliła do siebie. - Zobacz! - oznajmiła babci. - Za każdym razem, kiedy go widzę, wygląda lepiej. Postronny obserwator nie widziałby w tym nic złego, ale ktoś, kto znał moją mamę tak dobrze jak ja, wykryłby w jej głosie nutę żalu: "że też ktoś tak wspaniały marnuje się w rękach Mirandy". - Świetny facet! - Bunia dosłownie zgniotła w uścisku dużo wyższego od niej Joeya, a potem zaciągnęła go do kanapy, na której usiadł posłusznie Artie. - Znasz oczywiście Artiego Matarrazzo, prawda? Joey uścisnął dłoń starszego pana z takim samym zdziwieniem, jakie zademonstrował przed chwilą Sonny na widok zarumienionej i promieniującej szczęściem babci, która naj wyraźniej flirtowała z kimś, kto nie był naszym dziadkiem. Tylko że dziadek umarł dziesięć lat temu. Na szczęście nikt nie miał czasu dłużej zajmować się Artiem, bo Trący i Timmy przypuścili frontalny szturm na pokój. W powietrzu zaczęły 43 . latać poduszki. Gdyby mama natychmiast nie złapała ich w objęcia i nie zasypała gradem prezentów schowanych zawczasu za kanapą, straty mogłyby być wielkie. Bliźniaki miały niebieskie oczy, brązowe kręcone włosy i nikt nie mógł się im oprzeć. Jednak mama przejmowała opiekę nad nimi z takim zadowoleniem, jakby chciała coś udowodnić Mirandzie. Wszelkie podskórne animozje - o ile istniały i nie były moim wymysłem - zniknęły, kiedy do pokoju weszła babcia. - Obiad gotowy - oznajmiła. Dopiero kiedy zasiedliśmy za stołem - ja zostałam usadzona pomiędzy Trący i Timmym, co miało uniemożliwić im ciągnięcie się za włosy - do Sonny'ego dotarło, że jestem sama. - A gdzie jest Kirk? - zapytał z pełnymi ustami makaronu z bakłażanem. - Kto to jest Kirk? - dopytywała się Trący. Najwyraźniej zapomniała, że podczas poprzedniej wizyty dosłownie wisiała na Kirku, który rozbawiał ją swoimi dowcipami. - Ale z ciebie idiotka. - Brat popatrzył na nią z dezaprobatą. - Kirk to chłopak Angeli. - Sam jesteś idiotą! - zawołała Trący i za moimi plecami złapała brata za włosy. - Kirk pojechał odwiedzić rodziców - wyjaśniła zebranym mama i uniosła powątpiewająco brwi, jakby zachęcając zebranych do spekulacji. - To on ma jakiś dom? - zdziwił się Sonny. - Tak często bywa u nas na obiadach, że byłem pewien, że nie ma. - Jego rodzina mieszka chyba gdzieś w Massachusetts, prawda? - wtrąciła się Vanessa, wyraźnie dumna, że pamięta takie szczegóły. - W Newton. Sześć godzin drogi pociągiem. - Miałam nadzieję, że zdobyłam się na swobodny ton. Nie zamierzałam informować nikogo, że Kirk nigdy nie jeździ pociągiem, tylko lata samolotem, bo ma tyle bonusowych punktów, że prawdopodobnie mógłby dostać za nie bezpłatne bilety nie tylko dla siebie, ale i dla mnie. Potem spojrzałam na mamę znacząco. 44 - Niech ci się nie wydaje, że wystarczy jeden skok i już jest w domu. - Przecież ja nic nie mówiłam - oburzyła się, udając, że wcale nie robiła min. I kiedy wydawało się, że temat został wyczerpany, Miranda postanowiła się wtrącić: - Poznałaś już jego rodziców? - zapytała na cały głos. Zastanawiałam się, jak sensownie odpowiedzieć, ale wyręczyła mnie mama. - Nie. Nie uważacie, że to źle? - Jak to: źle? - Joey spojrzał na mamę, jakby nie zrozumiał. - Po prostu uważam, że jeśli mężczyzna ma poważne zamiary... - zaczęła mama. - Co? Myślisz o tym, żeby wyjść za tego faceta? - Sonny najwyraźniej uznał, że musi się wypowiedzieć w sprawie przyszłości swojej młodszej siostry. - Dlaczego ma o tym nie myśleć? - oburzyła się mama. - Przecież zaraz skończy trzydzieści jeden lat. - Lepiej poczekaj. Wiem, co mówię - mruknęła Miranda. -Wyszłam za Freddiego, mając dwadzieścia pięć lat, i zobacz, jak to się skończyło. - Wywróciła oczami, jak zwykle gdy mówiła o swoim byłym mężu. W tym momencie moja mama otworzyła usta i zaraz je zamknęła, wydając z siebie dość głośne westchnienie