... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Usiłowania zabicia strasznego słowa "syjonizm" przez "Wohitaetigkeitsionis- wus1, "Moralsionismus", "Kultursłonismus" itd. należą już do przeszłości. Herzł ma za sobą organizację, którą może się legitymować. Jako przewodniczący Komitetu Wykonawczego może już pokusić się o to, o czym tylko marzył, jadąc na pierwszy kongres: o zainteresowanie Wilhelma II, który właśnie zwraca oczy na Bliski Wschód i wybiera się do Palestyny, Wielki książę badeński, rozmowy z Eulenburgiem, ambasadorem niemieckim w Wiedniu, memoriały - zrobiły swoje. "Byłoby wielkim rozczarowaniem dla Jego Cesarskiej Mości - pisze Eulenburg do Herzla - gdyby nie spotkał pana w Londynie". Trzeba więc jechać, a tu trzymają obowiązki w "Neue Freie Presse". "Cóż za los, że jestem niewolnikiem mego dziennika" - notuje Herzl. Jednocześnie trzy lata nadludzkiego wytężenia dają się we znaki. Zaczyna się historia z sercem. Poczynają się mnożyć notatki: "Dziś czuję się bardzo źle". 1 [Red.:] Syjonizm o charakterze filantropijnym. UCIECZKI W MARZENIE I WYŚCIG SERCA Z ŻYCIEM Serce poczyna się ścigać ze zdarzeniami. Anglia, czujna niezmiernie na wszystko, co się dzieje poza Europą, nie chce się dać Niemcom wyścignąć. Kto wie, ile po śmierci "chorego człowieka" zaważy jedyny świadomy element u gardzieli Kanału Sueskiego... Na mityngu, urządzonym przez arcybiskupa katolickiego, woła premier Salisbury: "Syjonizm może liczyć na pełne zwycięs- two. Żydzi stworzą wzorowe państwo". Na zaproszenie hrabiego Eulenburga, Herzi jedzie odwiedzić go w jego rezydencji pod Berlinem. Notuje z zadowoleniem, że przysłano po niego na dworzec powóz ze stangretem i lokajem w liberii. Jest tak świetnie ubrany i ma tak ujmujący sposób bycia, że hrabia decyduje się zaprosić go na śniadanie z rodziną. Zapewnia, że kajzer gorąco sprzyja sprawie syjonizmu i będzie się starał pozyskać dla niej cara i sułtana. Wreszcie wielki książę badeński definitywnie go powiadamia, że Wilhelm II przyjmie go - ale w Konstantynopolu i w Jerozolimie. Cesarski kabotyn, reżyserujący starannie widowisko orientalne, które ma olśnić ludy Wschodu, nie zaniedbuje i tego rekwizytu: przyjęcia przedstawicieli ludu proroków na ich odwiecznej ziemi. Jeszcze rozmowa z ministrem spraw zagranicznych Bulowem. Blilow dla projektów syjonistycznych jest najwidoczniej nastawiony nie mniej sceptycznie niż Bismarck. "Me/anclio/wbe Traumerei"... - Sądzi pan - pyta Herzla - że Żydzi porzucą giełdę, by zajmować się pionierką? - Euer Durchlaucht1, ja nie liczę na Żydów bogatych. "Neue Freie Presse" w rozterce... Ich współpracownik zaproszony przez cesarza Niemiec! Co za świetna okazja, którą muszą przemilczeć. W Konstantynopolu, istotnie, ma miejsce godzinna rozmowa z Wilhelmem II w obecności Bulowa, który wstawia swoje kostyczne uwagi. Ale cesarz niemiecki jest łaskawy: - Czegóż więc chciecie? Kompanii, uprzywilejowanej charterem, działającej pod protektoratem Niemiec? Dobrze, będziecie ją mieli. A więc błysnęła możliwość spełnienia najgorętszych pragnień Herzla. Uzyskać charter - tak jak w ciągu wieków od wielu państw, a przede wszystkim 1 [Red.:] Wasza Książęca Mość. T 99 od Anglii i Holandii otrzymywały wielkie kompanie prywatne, które miały prawo trzymać własną administrację, wybierać podatki, nawet utrzymywać wojsko. Sułtan nie ośmieli się odmówić cesarzowi Niemiec tego, czego odmówił doktorowi Herzlowi. Jedzie więc teraz do Palestyny, aby na miejscu powitać Wilhelma II. Nie przyjeżdża, niestety, do Ziemi Obiecanej jako jej przyszły władca, jako upełnomocniony prezes kompanii, mającej charter. Wślizguje się do portu Jafa tak, jak przedtem setki rosyjskich Żydów, na których plany powolnej penetracji macha ręką jak na dziecinne rojenia. I kiedy wysiada z szalupy, bo w porcie jafskim okręty nie przycumowują do wybrzeża i podąża od morza przez zwały śmiecia do hotelu, ustawione w porcie działa oddają salwę dwudziestu jeden wystrzałów. Ale to obcemu władcy. Bo właśnie dobija jacht z Wilhelmem II