... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Proszę mi teraz pozwolić, bym zaprowadził pana sędziego do sali zgromadzeń. Przedstawienia trwają dziś od południa i te raz rozgrywają się końcowe sceny. Następnie w refektarzu podany zostanie prosty, skromny posiłek. Mam nadzieję, że pan sędzia łaskawie zechce wziąć w nim udział. Sędziemu Di nie bardzo się uśmiechała perspektywa wysiadywania na oficjalnym bankiecie, ale jako sędzia okręgu, w którym usytuowany był klasztor, nie mógł od mówić. - Przyjmuję zaproszenie z największą przyjemnością! odparł jowialnie. Obydwaj wstali i opat poprowadził sę dziego ku drzwiom. Gdy się znaleźli na zewnątrz, opat szybko zlustrował pogrążony w półmroku korytarz. Wyglądało na to, że od czuł ulgę, widząc, że jest całkowicie pusty. Uprzejmie po wiódł sędziego w stronę wysokich dwuskrzydłowych drzwi. ROZDZIAŁ PIĄTY U wejścia do ogromnej sali powitały ich ogłuszające dźwięki gongów, cymbałów i jakichś przenikliwie brzmią cych instrumentów strunowych. Docierały od strony or kiestry składającej się z mnichów, siedzących na małe; platformie ustawionej po lewej stronie. Poczerniały ze sta rości dach sali wspierały liczne grube filary, pomiędzy któ rymi przysiadło ponad stu mnichów. Ich żółte szaty poły skiwały w świetle dziesiątek dużych papierowych lampio nów. Gdy opat wiódł sędziego Di znajdującym się pośrodku wolnym przejściem ku platformie obok sceny w głębi sali, mnisi podnieśli się z uszanowaniem. Opat zasiadł w fotelu z wysokim oparciem z rzeźbionego hebanu i wskazał sę dziemu miejsce po swojej prawicy. Trzecie krzesło, po jego lewej ręce, pozostało wolne. Podszedł mały przeor i oznajmił, że Mistrz Sun wy szedł, ale wkrótce powróci. Opat skinął głową. Polecił przeorowi, by przyniósł owoce i inne przekąski. Sędzia Di z zainteresowaniem spoglądał na wspaniałe widowisko rozgrywające się na scenie, którą oświetlał rząd czerwonych lampionów. Pośrodku stało wysokie sie dzisko z pozłacanego drewna, na którym tronowała przy stojna kobieta przystrojona w czerwono-zieloną szatę ze lśniącymi złotymi ornamentami. Jej wysoko upięty kok był obficie udekorowany papierowymi kwiatami; w sple cionych dłoniach dzierżyła nefrytowe berło. Najwidocz niej uosabiała Królową Wróżek z Taoistycznego Zachod niego Raju. Osiem postaci, siedmiu mężczyzn i jedna kobieta, przy branych w imponujące długie szaty z haftowanego jedwa biu, wykonywało przed Królową powolny taniec w rytmie uroczystej muzyki. Przedstawiali oni Ośmiu Nieśmiertel nych Taoistycznego Panteonu, oddających hołd swojej Królowej. - Czy te dwie kobiety są zakonnicami? - zapytał sędzia. - Nie - odparł opat. - Królową gra aktorka z trupy Kuana; o ile wiem, zwie się panna Ting. Podczas antraktu popi sywała się niezłym tańcem akrobatycznym i żonglowała fili żankami oraz spodkami. Wróżka Kwiatów to żona Kuana. Sędzia Di przez chwilę przyglądał się widowisku, ale uznał je za raczej nudne. Doszedł do wniosku, że może nie jest w odpowiednim nastroju. Jego głowa boleśnie pulso wała, dłonie i stopy miał lodowato zimne. Spojrzał na lożę ustawioną po przeciwnej stronie sceny. Z trzech stron przesłaniały ją ażurowe parawany, by od strony publiczno ści nie było widać dwóch siedzących w niej kobiet. Jedna z nich była korpulentną damą o mocno wymalowanej twa rzy, ubraną w piękną suknię z czarnego adamaszku, druga była młodą dziewczyną, także w czerni, lecz bez makijażu. Miała przystojną, regularną twarz, ale jej brwi były szer sze, niż się uznaje za stosowne u kobiety. Obydwie przyglą dały się przedstawieniu z wytężoną uwagą. Opat, który po wiódł wzrokiem za spojrzeniem sędziego Di, powiedział: - To pani Pao i jej córka, Biała Róża. Ku swej wielkiej uldze sędzia spostrzegł, że Ośmiu Nie śmiertelnych schodzi ze sceny wraz z Królową, którą wiodło dwóch nowicjuszy przebranych za jej paziów. Mu zyka zakończyła się głośnym uderzeniem brązowego gon gu, które rozbrzmiało echem w sali. W tłumie mnichów rozległ się pełen aprobaty pomruk. Sędzia Di znowu kich nął; pomyślał, że panują tu zdradliwe przeciągi. -Piękne przedstawienie! - powiedział, zwracając się do opata. Kątem oka spostrzegł Tao Gana, który wstępo wał na podium. Przystanął za krzesłem sędziego Di i wy szeptał: - Przeor był zajęty, proszę pana, ale odbyłem rozmowę z kwestarzem. Twierdzi, że nie mają żadnych planów klasztoru. Sędzia skinął głową. W sali znów zapanowała cisza. Na scenie pojawił się mocno zbudowany mężczyzna o szero kiej, ruchliwej twarzy aktora. Najwyraźniej był to pan Kuan, dyrektor trupy teatralnej. Skłonił się głęboko w stronę opata, a potem obwieścił czystym głosem: - Z a pozwoleniem Waszej Świątobliwości, pokażemy teraz, jak zazwyczaj, krótkie końcowe przedstawienie ale goryczne. Będzie ono symbolizowało usiłowania ludzkiego umysłu, pragnącego Zbawienia. Błądzącą duszę odegra panna Ou-yang. Nęka ją Ignorancja, którą uosabia niedź wiedź. Dziękuję! Pełen zdziwienia pomruk widzów zagłuszyła smętna melodia, urozmaicona jękliwymi tonami długich mosięż nych trąbek, których dźwięki odbijały się echem w sali. Na scenę wspięła się szczupła dziewczyna ubrana w białą sza- tę o szerokich rękawach. Rozpoczęła powolny taniec, ob racając się w koło i w koło, tak że jej rękawy oraz długie końce czerwonej szarfy powiewały w powietrzu