... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Który z nich to dureń zaglądający do czarnych dziur? - zapytał Kapitan, a ekran zawęził się do jednej jedynej komety. Kapitan zasyczał ze zdumieniem. Ten właśnie statek, kiedy ostatni raz na niego spojrzał, cumował sobie bezpiecznie w ojczystym systemie. Teraz podróżował z naprawdę wielką prędkością i zostawił ojczystą planetę daleko w tyle. - Dokąd on leci? - spytał. Biały Szum ściągnął swoje żebrowane mięśnie twarzy. - To chwilkę zajmie, Kapitanie. - No to zrób to! W innych okolicznościach Biały Szum mógłby obrazić się z powodu tonu w głosie Kapitana. Heechowie nie zwracają się do siebie nieuprzejmie. Nie należało jednak zapominać o okolicznościach. Już sam fakt, że ci dopiero raczkujący w kosmosie ludzie znaleźli się w posiadaniu sprzętu do przebijania czarnych dziur, był wystarczająco przerażający. Świadomość, że wypełniają eter swoimi głośnymi, głupawymi okrzykami, była jeszcze gorsza. Któż wiedział, co należało dalej zrobić? Ostatnią kroplą goryczy była śmierć towarzyszki, przez co ta podróż stała się gorsza niż wszystkie inne, odbyte dawno temu, zanim urodził się Biały Szum i dowiedzieli się o istnieniu innych... - To nie ma sensu - poskarżył się Biały Szum - na ich kursie nie ma nic, co mógłbym zauważyć. Kapitan zmarszczył brwi patrząc na tajemnicze znaczki na ekranie. Odczytanie ich było zadaniem dla specjalisty, lecz po trosze znał się na wszystkim i widział, że w rozsądnym zasięgu nie było niczego wzdłuż wykreślonej linii geodezyjnej. - A to kuliste skupisko? - zapytał. - Nie przypuszczam, Kapitanie. Nie znajduje się bezpośrednio na linii lotu i nic tam nie ma. Nic, naprawdę, aż do obrzeży Galaktyki. - Umysły! - powiedział głos za nimi. Kapitan odwrócił się. Specjalista od przebijania czarnych dziur, Wybuch, stał tam, a jego mięśnie gwałtownie pulsowały. Kapitan odczuł jego strach jeszcze zanim Wybuch rzucił zwięźle: - Przedłużyć geodezyjną! - Biały Szum patrzył na niego, nie rozumiejąc. - Przedłużyć ją! Poza Galaktykę! Nawigator chciał zaprotestować, lecz wnet zrozumiał o co chodzi. Jego własne mięśnie też zaczęły pulsować, gdy zaczął wykonywać polecenie. Ekran zamigał. Zamazana żółta linia wyciągnęła się. Przeszła przez rejony, gdzie na ekranie nie było nic poza nierozcieńczoną, czarną, pustą przestrzenią. Nie całkiem pustą. Ciemnoniebieski obiekt wynurzył się z ciemności na ekranie, blednąc i żółknąc. Otaczało go pięć znaczków. Wszyscy członkowie załogi zasyczeli, gdy obraz ustabilizował się i zatrzymał, a blada żółta linia geodezyjna dosięgła go. Heechowie spojrzeli po sobie, żaden z nich nie powiedział ani słowa. Statek, który mógł spowodować największą katastrofę jaką można było sobie wyobrazić, właśnie podążał do miejsca, gdzie katastrofa na niego czekała. Strona główna Indeks Pohl Frederic - Gateway Spotkanie Z Heechami - W podniebnym Pentagonie Podniebny Pentagon właściwie nie jest satelitą na orbicie geostacjonarnej. To pięć satelitów na orbitach prawie identycznych, przez co cała piątka tych uzbrojonych, impulsowo hartowanych kawałków metalu tańczy razem walca. Najpierw Alfa jest na zewnątrz, a Delta najbliżej Ziemi, potem chwilę się pokołyszą i za chwilę Epsilon wystaje na zewnątrz, a Gamma najbliżej osi, wymieniają się partnerami w tanecznym pas i tak dalej. Po co tak się dzieje, mógłby ktoś zapytać, czemu tak to urządzono, zamiast po prostu zbudować jeden duży. Cóż, w pięć satelitów pięć razy trudniej trafić niż w jeden. Osobiście sądzę, że również dlatego, że zarówno rosyjska placówka, Orbitalny Tyuratam i chiński Podglądacz to jednolite konstrukcje. Oczywiście Stany Zjednoczone Ameryki Północnej chciały pokazać, że zrobią, to lepiej, albo przynajmniej inaczej. Ich satelita pochodził z czasów wojen. Mówią, że w swoim czasie był najnowszym krzykiem techniki obronnej. Jego potężne, zasilane jądrowo lasery mogły zmieść pocisk wroga z odległości pięćdziesięciu tysięcy mil. Może i rzeczywiście mogły - kiedy zostały skonstruowane i jakieś trzy miesiące później, aż pozostali chłopcy zaczęli stosować identyczną technikę hartowania impulsowego oraz urządzenia antyradarowe i wszyscy wrócili do punktu wyjścia. Ale to zupełnie inna historia. Nigdy zatem nie widzieliśmy czterech piątych Pentagonu, chyba że na ekranie. Część, do której nas skierowano, to była ta, gdzie znajdowały się kwatery załogi, administracja i karcer. Była to Gamma, sześćdziesiąt ton metalu i mięsa, rozmiar Wielkiej Piramidy i dość zbliżony do niej kształt; dość szybko odkryliśmy, że bez względu na to, jak chętny do współpracy był generał Manzbergen na Ziemi, tu czekało nas chłodne przywitanie. Przede wszystkim, bardzo długo nas trzymali przed udzieleniem zezwolenia na otwarcie luku. - Może bardzo ucierpieli z powodu Gorączki - podsunęła Essie, marszcząc brwi przed ekranem, który pokazywał tylko metalowy bok Gammy. - To żadne wytłumaczenie - odparłem, a Albert wtrącił swoje trzy grosze: - Nie ucierpieli bardzo, ale obawiam się, że byli przygotowani na zadanie jeszcze mocniejszego ciosu. Za dużo naoglądałem się wojny; nie lubię takich rzeczy