... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Najwyrazniej mnie polubiB - stwierdziB Mark z dum, gdy pies, merdajc ogonem, przystanB obok niego. - Obawiam si, |e bardziej polubiB twoj kanapk - powiedziaB David, [miejc si gBo[no. - Pewnie jest z wdlin? Mark, który rzeczywi[cie trzymaB w rku kanapk z szynk, byB nieco rozczarowany. - Jaka to rasa? - spytaB, usiBujc zatuszowa zmieszanie. - Nieznana - odpowiedziaB ze [miechem Frank. - Kupili[my go jako owczarka niemieckiego, ale wyrósB z niego fajny kundel. - Naprawd jest fajny. - Mark pogBaskaB Jaspera po gBowie. - Bardzo^B^S&Si^l» mie psa, ale mama mówi, |e mamy za maBy dDtft -,dodaB )10 17 Po chwili kanapka wyldowaBa w pysku Jaspera. Po tym poczstunku  pies rasy nieznanej" oblizaB si od ucha do ucha, szczeknB gBo[no i - jakby zapraszajc Marka do zabawy - zaczB szale na [niegu. Mark pobiegB za nim. Dwaj wysocy chBopcy, wnukowie pana Murdocha, natychmiast do nich doBczyli. Tymczasem ciocia Nora przedstawiaBa rodzin Morganów swoim ssiadom. Po tej prezentacji Ben usadowiB si na sankach z |on Franka rudowBos Nancy i ich czteroletni córeczk Doris. Z psotnej miny Bena wyraznie mo|na byBo odgadn, co zamierza zrobi z dwoma mysimi ogonkami wystajcymi spod kolorowej czapki dziewczynki. Inni te| zaczli zajmowa miejsca na sankach. Nie byBo tylko wujka Huka i Buby. Huk szukaB kluczy, a Buba wci| nie mogBa si zdecydowa, który ze swoich  wyrobów artystycznych" ma wBo|y. Julia odeszBa na bok. WycignBa GaBganka z kieszeni skafandra, poprawiBa mu czapeczk, podniosBa do góry i obracajc jego buzi w stron konia, szepnBa: - Wiesz, GaBganku, to du|e zwierz, to jest.w - KoD - przerwaB jej cichy gBosik. Julia obróciBa si szybko. ByBa przekonana, |e Mark robi jej gBupie kawaBy. Jednak|e Mark byl daleko! SiedziaB ju| na sankach, które byBy na pocztku kuligu! Obok Julii NIKOGO nie byBo. SpojrzaBa na GaBganka. NIE! To niemo|liwe! ON u[miechaB si do niej szelmowsko! - Ale masz gBupi min - rzekB Galganek i kichnB. - Chyba si przezibiBem przez to, |e spaBem w weBnianym kubraku. Koniecznie musisz mi uszy pi|amk - dodaB spokojnie. Julia skamieniaBa. OtworzyBa buzi, ale nie byBa w stanie wydoby ani sBowa. Nagle poczuBa, |e co[ pacnBo j w rami. Za plecami usByszaBa gBo[ny [miech wujka Huka, który atakowaB j [nie|kami. 18 -Fantastyczny [nieg - powiedziaB, podchodzc do Julii i otrzepujc jej skafander. - Gdy dojedziemy za najbli|sze wzgórze, do domu Russelów, to mo|e ulepimy baBwana. Julia wci| nie byBa w stanie wydoby z siebie |adnego dzwiku. TrzymaBa w rku GaBganka, gapic si na niego z otwartymi ustami. Tymczasem Buba, która wBa[nie do nich podeszBa, byBa przekonana, |e mina siostry wyra|a niemy zachwyt. - ZatkaBo ci, co? - stwierdziBa z dum. - Te| uwa|am, |e ten zestaw jest odlotowy - dodaBa, wskazujc na wielobarwny szalik i co[, co miaBa zawizane na gBowie