... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

To samo, jak mówisz, dzieje się z bóstwem, którego często nasuwający się widok oddziaływa na nasze umysły; stąd dowiadujemy się, że bogowie są szczęśliwi i wiekuiści. Przypuśćmy, że obrazy nawiedzające nasze umysły istnieją rzeczywiście. W takim razie daje nam się widzieć jedynie jakaś postać; ale czy wraz z tym widzimy i przyczynę, która sprawia, że postać ta jest szczęśliwa i wiecznotrwała? Poza tym, czym są te wasze obrazy i skąd pochodzą? W ogólności to dowolne ujęcie wywodzi się od Demokryta. Już on był za nie przez wielu ganiony, a i wy nie znajdujecie z tego wyjścia; cała rzecz zaś chwieje się i kuleje. Bo cóż może być mniej przekonywające niż to, że nawiedzają mnie różne obrazy, a więc obraz Homera, Archilocha, Romulusa, Numy, Pitagorasa, Platona, i to w postaci innej niż ta, którą oni mieli naprawdę? Jakże więc to oni być mogli? I o jakich ludzi obrazy chodzi 65 tutaj? Arystoteles powiada, że poety Orfeusza nigdy nie było, a inni mówią, że przypisywane Orfeuszowi wiersze pochodzą od jakiegoś pitagorejczyka imieniem Cerkon. Jednakże w umyśle często widzę Orfeusza, to jest —jak wy mówicie —jego obraz. A jak się to dzieje, że jeden obraz tego samego człowieka przybywa do umysłu mojego, a drugi do twojego? Jak się dzieje, że przedstawiają się nam obrazy takich rzeczy, które w ogóle nigdy nie istniały i istnieć nie mogły, na przykład obraz Scylli i obraz Chimery? Jak się dzieje, że mamy w głowie obrazy ludzi, miejsc i miast, których nigdy nie widzieliśmy? Jak się dzieje, że skoro tylko zechcę, zaraz staje mi przed oczyma jakiś obraz? Jak się dzieje, że obrazy nie wołane przybywają nawet do śpiącego? Całe to ujęcie, Wellejuszu, jest bałamutne. Ale wy wciskacie nam obrazy nie tylko w oczy, lecz i do umysłu: do tego stopnia bezkarna jest paplanina! A jaka zuchwała! „Częste przechodzenie zlewających się ze sobą widzeń powoduje, że wielka ich liczba zdaje się tworzyć jedno". Wstydziłbym się powiedzieć, że me rozumiem tego, gdybyście sami rozumieli, co mówicie. Bo jak dowiedziesz, że obrazy te przypływają nieustannie? Albo, jeżeli płyną nieustannie, jak dowiedziesz, że dzieje się to wiecznie? „Dopomaga tu — mówi Epikur — niezliczoność atomów". Czyż wynika z tego, ze wszystko jest odwieczne? Uciekasz się tu do równowagi (tak bowiem, jeżeli pozwolisz, nazwę to, co Epikur określił jako .....µ.., czyli równomierny podział) i powiadasz, że jeśli są istoty śmiertelne, muszą być też nieśmiertelne. W ten 66 sposób można by powiedzieć, że ponieważ ludzie są śmiertelni, niektórzy z nich muszą być nieśmiertelni, a ponieważ rodzą się na ziemi, muszą więc rodzić się i w wodzie. „A że są siły niszczące — wywodzi dalej —powinny też istnieć siły zachowujące". Owszem, istnieją, lecz zachowują to, co jest; nie sądzę jednak, ażeby to dotyczyło tych twoich bogów. Lecz w jaki sposób tworzą się z atomów owe obrazy różnych rzeczy? Gdyby nawet atomy istniały, choć w rzeczywistości ich nie ma, to może mogłyby potrącać się i popędzać nawzajem w swym biegu, ale nie byłyby w stanie tworzyć określonych kształtów, nadawać im kolorów i obdarzać życiem. W żaden sposób więc nie ukazujecie bóstwa nieśmiertelnego. A teraz zastanówmy się nad jego szczęśliwością. Otóż bez cnoty nie masz szczęśliwości na pewno. Ale cnota wymaga działania, a wasz bóg nie podejmuje żadnych czynności. Toteż nie ma on cnoty, a przez to nie jest też szczęśliwy. Jakież tedy jest jego życie? „Opływa on —jak mówisz — we wszelkie dobro bez żadnej domieszki zła"