... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Tej nocy Zhang wziął dziecko i nakarmił je z rękawiczki, a Audrey bez słowa trzymała w ramionach Ling Hui, dopóki ta nie westchnęła lekko i nie umarła na jej ręku. Audrey jeszcze długo potem trzymała ją tak, myśląc o tym, jakim słodkim była dzieckiem, i o smutku niemowlęcia, które nie miało teraz matki. Bolało ją to do głębi, bo pomyślała o własnej matce i o samotnym życiu, jakie czekało dziecko Ling Hui, które będzie rosło w świecie, gdzie nikt nie będzie je kochał, potępiane zarówno przez Japończyków, jak i Chińczyków, w społeczeństwie, w którym dziewczynki sprzedawano za ryż, fasolę czy mąkę. Łzy płynęły po twarzy Audrey, kiedy przykryła Ling Rui i przytuliła jej maleńkie dziecko. Zhang zszedł na dół, żeby zaparzyć dla nich herbatę, a kiedy nadszedł świt, Audrey obudziła Xin Yu i opowiedziała jej o wszystkim, a dziewczynka rozpłakała się, zakryła oczy i przywarła do Audrey, która poczuła ból na wspomnienie tego, jak zachowywała się Annabelle, kiedy umarli ich rodzice. Generał Zhang przyglądał im się. Spędził tu już dwie noce, a za każdym razem, kiedy miał zamiar odejść, wydarzało się coś, co go zatrzymywało. Porozmawiał z Audrey krótko, zanim zniknął znów na cały dzień, i tym razem patrzył na nią natarczywie. — O zmroku muszę odejść. Moi ludzie będą się niecierpliwić. — Zostawiała im jedzenie przed barakiem koło kościoła, ale nigdy ich nie widziała. Do tej pory dotrzymywał słowa i już się go nie obawiała. Nie po tym, czego razem dokonali. Narodziła się między nimi więź, której żadne nie miało już nigdy zapomnieć. Wytworzyło to między nimi coś szczególnego. — Dziękuję panu za pomoc. — Spojrzała mu głęboko w oczy, a wzrok jej wyrażał wdzięczność i coś więcej. — Co zrobi pani z dzieckiem? — Patrzył na nią teraz dziwnie, budziła jego zainteresowanie. Pod wieloma względami była niezwykłą kobietą i wciąż nie rozumiał, skąd się tam wzięła. Przybyła z tak daleka i tak poważnie podchodziła do swoich obowiązków wobec małych podopiecznych. — Czy zatrzymają pani? Pytanie to wydało się Audrey dziwne i poszukała jego wzroku. — Przypuszczam, że zostanie jednym z dzieci w tym sierocińcu. Nie różni się od nich przecież pod żadnym względem. — A pani? Czy pani nie jest teraz inna? Czy nie stała się ona teraz trochę pani dzieckiem, kiedy widziała pani, jak się rodziła? — Poszukał jej wzroku, a Audrey powoli przytaknęła. Miał raeję. Od narodzin tego dziecka czuła się inna, tak jakby coś w niej uległo spełnieniu. Ale tak bardzo martwiła się Ling Hui, że dziecko nie cieszyło jej tak, jak mogłoby w innych okolicznościach. — Być może zabierze ją pani ze sobą i zapewni jej lepsze życie. — Powiedział to tak, jakby miał nadzieję, że ona to zrobi, tak jakby dziecko to było czymś, co ze sobą dzielili, i on nie chciał, by Audrey zostawiła je tu wyjeżdżając z Chin. Westchnęła, wiedząc, że było to niemożliwe. — Chciałabym zabrać je wszystkie ze sobą, kiedy będę wyjeżdżała. Ale nie mogę. Muszę wyjechać, jak tylko przyjadą siostry. — Jej oczy błagały go, by zrozumiał to, ale sama czuła się tak, jakby sprawiała zawód jemu i dzieciom. — Chce pani skazać ją tutaj na życie w nędzy i ignorancji, inademoiselle? Będzie miała szczęście, jeśli ją pani zabierze ze sobą. — Jego oczy wpatrywały się w nią intensywnie i czuła, że coś dziwnie ją ku niemu pociąga, tak jakby znali się już od bardzo, bardzo dawna, jakby był częścią znanego świata. A nie mongolskim wojownikiem. Czy może to był jedyny świat, który teraz znała? —Zastanawiała się, a on patrzył na nią mądrymi oczyma. — Ja miałem szczęście, bo wysłano mnie do Grenoble. — Uśmiechnął się do niej smutnie. — Chciałbym, żeby i w życiu tego dziecka zdarzyło się coś podobnego. — Znał aż za dobrze życie, które przypadnie jej w udziale, jeśli Audrey nie uratuje jej. — A mimo to wrócił pan? — Był to mój obowiązek. Ale to dziecko nie ma tu nikogo i nikt jej nie zechce, bo jest w połowie Japonką. — Widział, że wygiąda inaczej nawet jako noworodek. Nie wyglądała na czysto chińskie dziecko i przecież nie była nim. Być może któregoś dnia zabiją ją z tego powodu. — Proszę ją uratować, madetnoiseUe. Proszę zabrać ją ze sobą, kiedy będzie pani odjeżdżała. — Drażniło ją jego naleganie. Nie chciała o tym teraz nawet myśleć. Ling Rui dopiero co umarła, a ona miała inne dzieci, o które musiała się troszczyć, nie tylko to niemowlę. — A pozostałe? — Zostawi je pani, tak jak je pani tu zastała. Ale jej nie było tu, kiedy pani przyjechała. Może więc teraz należy ona do pani