... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Za to wieczorem, w ramach zaprzyjaźniania się z tutejszym barmanem (w pubie koło kempingu), opowie- działem mu o głównym celu swojego przyjazdu: że wielki 40 (N»lski poeta spędzał kiedyś wakacje w Pornic i spotkał (o dziewczynkę, którą uznał za swego anioła, dzięki czemu w jednym z wierszy prosi Boga o błogosławieństwo dla miasteczka („Błogosław miejscu, gdzie ona usiadła" - była (o może, przyznaję, interpretacja stosunkowo swobodna). „A ja tu swojego anioła nie spotkałem" - roześ miał się h.innan i myś lałem, że na tym się skończy. Nazajutrz jednak wiódł do naszej rozmowy i z mozołem zapisał nazwisko Słowackiego, twierdząc, że informacja o tym powinna się /n.ileźć w lokalnym przewodniku. „Och, Polska jest tak d.ili-ko..." - rzuciłem, nie chcąc zanadto wchodzić w rolę Ambasadora Kultury Polskiej (zwłaszcza że - nie wątpię - główny owoc pobytu poety w Pornic, czyli Genezis z Ducha, n.iwet jeśli istnieje tłumaczenie francuskie, jest dla duszy g.ilijskiej zupełnie nie do strawienia). „Ale o pobycie Lenina w Pornic wspominają" -oświecił mnie barman. „O, w takim t.i/.ie o Słowackim też należy wspomnieć, koniecznie" zapewniłem go żarliwie. W „Magazine Litteraire" (nr 400) czytam o acedii: „Anachoreci z pustyni, ci «ludzie pijani Bogiem», kiórymjacques Lacarriere poświęcił swoją ważną książkę, "iniblikowaną w 1966 roku, znali pewną odmianę znuże- i, właściwą dla ich pustelniczej kondycji, którą ochrzcili t'clią»: pojęciem, które zawiera w sobie równocześnie "hojętność, niechęć, oschłość serca i duszy», jak mówi I.K.irriere. Piśmiennictwo Ojców Pustyni, których przygo- d.i rozpoczęła się w czwartym wieku po Chrystusie, świad- i/y o tym stanie: Kasjan, łaciński mnich z piątego wieku, opisuje następująco jego symptomy: «Pustelnik czuje się 41 wyczerpany jak po długim biegu przez piaski lub po wielo- dniowym poście. Nie przestaje poglądać na widnokrąg, jakby oczekując stamtąd jakiegoś przybysza. Wychodzi, wraca, wznosi wciąż oczy ku niebu, ku słońcu, którego wędrówka wydaje się nieskończenie długa!...» Acediajest słowem greckim, acedia lub acidia, któ- rego początkowe «a» oznacza brak, w tym przypadku -- brak żywotności, energii, zainteresowania. Oznaczałoby dzisiaj - użyjmy świadomie pojęć odległych od słownika Ojców Pustyni - nieprzystosowanie lub utratę motywacji. Acedia pojawia się w literaturze epoki, opisana przez mnichów jako stan, w którym to, czym się zajmujemy, wydaje się całkowicie bezprzedmiotowe, bezsensowne. To moment, w którym pytamy: «Coja tu właściwie robię?», moment bliski znużeniu o tyle, że mnich nie jest w sta- nie dłużej podtrzymywać swego zapału. Acedia zawiera w sobie nudę, ponieważ uświadamia całkowitą nieprzy- datność przedsięwzięcia: żaden więzień nie wybiera swego uwięzienia, mnich może pytać zatem, po co wzniósł wokół siebie mury. Jeżeli zaskorupił się pośrodku pustyni, czy coś się z niego wykluje - w nieskończonym świetle? Stan acedii może go przywieść do myśli, że z jego skorupy nie wykluje się nic, że wybrał ciemność, by nie znaleźć blasku. Oto chwila, gdy znużenie czyha, by mnich porzucił stan egzaltacji i zaczął zmagać się z próżnią, brakiem, na które w pustyni nie znajdzie lekarstwa. Znużenie, którego każdy wielokrotnie doświadcza, jest momentem, gdy wszystko nieruchomieje, czas traci płynność i nic już nie ma celu, bo donikąd nie zmierza. Acedia oznacza zerwanie z dążeniem ku Bogu, zerwanie, które - choć rzadko - potrafiło przywieś ć mnicha do ucieczki: Aleksandria była oddalona zaledwie o jeden dzień marszu..." Z pojęciem acedii zetknąłem się po raz pierwszy na studiach -jeszcze się wtedy nie znaliś my, a mnie groziło i oraz wyraźniej, że jednak zostanę polonistą (czyja się kn-dyś wypłacę temu Antkowi?). Nasz historyk twierdził o ile pamięć mnie nie zawodzi - że pod koniec śred- niowiecza acedia atakowała już nie pojedynczych mni- (hów, ale całe miasta. Wszystko nieruchomiało, czas tracił płynność i nic nie miało celu, zmierzało donikąd. Miesz- k.mcom spadały nagle łuski z oczu i stawali nieprzygo- towani wobec powtarzającego się pytania „po co?". Póki się go osobiście nie doświadczy, można nie doceniać tego śmiertelnego sztychu. Choć zbiorowa histeria, wyłą- czająca z życia całe społeczności, jest dziś już nie do pomyślenia, zapewne „demon południa" działa nieprze- rwanie, mniej spektakularnie, lecz głębiej, wydrążając /.c wszystkiego, co nas otacza, istotny sens i nawet nas samych czyniąc powłoczkami, ruszającymi się z rozpędu, mimo że tego, co powinny skrywać - duszy - już dawno brak. Niektórzy tylko przeczuwają istnienie acedii, mierzą się z nią bez zapoś redniczeń. Twarzą w twarz. Zdziwiłbym M(; jednak, gdybyśmy, zbadani na obecność przeciwciał, nie okazali się zarażeni wszyscy. Nie czuję się aż tak od- mienny od bliźnich, choć to prawda, że do mnie przybyła osobiście. Właściwie zatelefonowała. Dość