... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
To jej włosy i to ona decyduje, co z nimi zrobić. Odzyskaj kontrolę nad swoimi włosami, Alice, pomyślała ze złością. Pół godziny później siedziała w wygodnym fotelu z głową obciążoną niezliczonymi kawałkami folii aluminiowej. Widziała Randi tylko przez otwory w metalowym hełmie, za to słyszała ją doskonale. - Masz włosy porowate, wysuszone czy przetłuszczające się? - Randi okręciła zabójczo jasne loki wokół długich na co najmniej sześć centymetrów paznokci i bez pośpiechu zadała dwudzieste pytanie. - Nie dotyczy - wymamrotała Alice, prawie nieprzytomna od oparów rozjaśniacza. Przypomniała sobie, że w którymś z popularnych seriali pojawiła się bohaterka, która wyłysiała po zupełnie rutynowym balejażu. Nerwowo rozejrzała się dookoła. Ciekawe, czy inne klientki, które miały na głowach dość folii do pieczenia, aby upiec w niej potrawy na lunch na cały miesiąc z góry, zdawały sobie sprawę z ryzyka, jakie podejmują. - ...nigdy, czasami czy zwykle? - ciągnęła Randi, w skupieniu wpatrując się w kwestionariusz klientki i zakreślając kolejne kwadraciki z wprawą osoby, która często rozwiązuje testy i psychozabawy w popularnych czasopismach dla kobiet. - Zwykle - odparła Alice z przekonaniem. Czuła się jak podczas badania u okulisty, kiedy każą powiedzieć, które kółka są jaśniejsze, czerwone czy zielone. Po chwili człowiek zaczyna się nudzić i w końcu kłamie, by potem przez następne dwa lata martwić się, czy przypadkiem nie przepisano mu nieodpowiednich szkieł. Kurczę blade, pomyślała Alice, chyba powinnam się skupić, bo wystarczy jedna zła odpowiedź i mogę skończyć łysa jak kolano. - Przepraszam, Randi, ale czy mogłabyś powtórzyć ostatnie pytanie? Ktoś właśnie włączył suszarkę i... Bystre spostrzeżenie, Alice, nie ma co. Nie jedną suszarkę, ale koło stu pięćdziesięciu. To nie był zwyczajny salon fryzjerski, o, nie. To był najprawdziwszy pałac próżności - cztery piętra pełne zadbanych, wymuskanych hollywoodzkich piękności. Włosy uczesane i starannie ułożone, brwi wydepilowane. Wszystko razem przypominało wizytę w fabryce czekoladek bez możliwości spróbowania choćby najmniejszego kęsa. Wszędzie tylko fotele i schody prowadzące do sal pełnych narzędzi tortur. Jedno z takich narzędzi pojawiło się przed oczami Alice dwie godziny później, w gabinecie manikiuru. - To tylko przycinak do skórek, skarbie - powiedział Andi, patrząc na nią z zaciekawieniem. - Nie bój się, nic ci nie grozi... Alice przestraszyła się jeszcze bardziej. Mój Boże, na pewno przygląda się moim włosom, pomyślała. Dam głowę, że wypadają... Spojrzała w dół, spodziewając się, że zobaczy zasłaną włosami podłogę. Usiłowała zerknąć na siebie w lustrze i ocenić efekty działania Randi, ale fryzjerka przegoniła ją z krzesła do umywalni i z powrotem tak szybko, że Alice dostrzegła tylko smugę dziwnego koloru. Dlaczego Andi tak na nią patrzy, na miłość boską? - Czy wiesz, że masz piękne oczy? - Andi ujął jej podbródek obiema dłońmi w taki sposób, który tylko gejowi może ujść na sucho bez ryzyka spoliczkowania. Uśmiechnęła się. Podobało jej się ciepłe, otwarte podejście do ludzi, tak typowe dla Amerykanów. - Pozwól mi tylko wyrównać kształt tej brwi, a zaraz będziesz wyglądała jak laleczka - dodał Andi. Alice znowu się zirytowała. - Gdybym chciała wyglądać jak jakaś durna hollywoodzka nadmuchana lala, to chyba sama bym o to poprosiła, prawda? I nie mów mi, że nigdy nie słyszałeś o Brooke Shields! Natychmiast pożałowała tego wybuchu, lecz Andi pozostał zupełnie niewzruszony. - Brooke? Oczywiście! Nie dalej jak wczoraj regulowałem jej brewki! Alice parsknęła śmiechem. Czy ci ludzie wiedzieli, w jakim świecie żyją? Tak czy inaczej, życie w światowej stolicy próżności i chirurgii plastycznej na pewno ma swoje plusy, pomyślała. Biorąc pod uwagę, że wszyscy tlenią tu sobie włosy, nie ma przynajmniej zagrożenia, że spotkam faceta o szarobeżowych włosach. Kiedy spotkały się w kawiarni, Tash długo udawała, że w ogóle nie poznaje nowej, upiększonej Alice, natomiast Alice udawała, że wcale nie szuka wzrokiem swojego odbicia w oprawionych w szkło obrazach na przeciwległej ścianie. - Mój Boże, panno Lewis, ależ pani jest śliczna! - wykrzyknęła Tash między jednym a drugim łykiem kawy z pienistym mlekiem. Alice dostrzegła swoją nową twarz w ramkach reprodukcji Mondriana