... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Niezmiernie się interesowałem tą kobietą i postanowiłem wszelkimi siłami postarać się o to, aby jej zwrócić męża i dziecko. Mimo to zależało mi na tym, aby się nie dowiedziała, że ją poznałem. Nie chciałem więc tego wyjawić Halefowi, gdyż ten mały mó- głby się z tym wyrwać w chwili wzruszenia i odkryć tajemnicę; dlatego też nie wolno mu jej było zawierzyć. 'I~raz wszystko było dla mnie jasne i miałem do tego doś~ niebezpiecznego przedsięwzięcia dziesięć razy więcej chęci, aniżeli poprzednio. Jeżeli człowiek zdobywa się na jakiś ryzykowny czyn, to zawsze lepiej, aby wiedział, dla kogo to czyni. Ta matka, postanowi- łem, musi bezwzględnie odzyskać swe dziecko! Byliśmy juź w drodze z dobre dwie godziny, gdy zaczęła ona tworzyć wiele zakrętów i dolin; musiałem skupić całą swą uwagę, gdyż za każdym takim zakrętem mogła na nas czyhać niezbyt wesoła niespodzianka. Nie byłem w stanie ukryć mojej ostrożno~ci. Adzy wyśmiewał się z niej i uważał za zbyteczną stratę czasu zatrzymywać się przed każdym zakrętem dla prze- konania się, czy się za nim nie ukrywa jakiś Dawuhdijeh. 103 Przyjąłem to jego odnoszenie się z całkowitym spokojem, nie broniąc nawet swego stanowiska, a zważając nadal na wszy- stko, dopóki droga nie wyrównała się i nie przybrała całkowi- cie prostego kierunku. Koniec tej prostej drogi łączył się z boczną doliną, przez którą przepływała rzeka, wpadająca do tej, wzdłuż której zdążaliśmy. Ponieważ w całej okolicy nie było nic podejrzanego, jechaliśmy szybko naprzód i prawie przebyliśmy już całą odległość, gdy nagle spostrzegłem coś, co mnie skłoniło do natychmiastowego zatrzymania konia w bo- cznych krzakach. -'Tiitaj do mnie, szybko! - zawołałem do towarzyszy. Halef, który znał mój sposób postępowania, natychmiast usłuchał; ale Kurdowie się wahali, a Adzy dowiadywał się, pozostając ciągle na widoku: - Dlaczegóż mamy się ukryć, powiedz, effendi? - Ponieważ z dołu ktoś przybywa do tej doliny przed nami, albo już tam nawet jest, - odparłem. - Schowajcie się tutaj szybko, zanim zostaniemy spostrzeżeni! Nareszcie usłuchali mnie, nie śpiesząc się jednak zbytnio. Upewniłem się, że nie mogą być zauważeni, po czym zwróci- łem się do nich: - Jeżeli od was na przyszłość zażądam nagle, abyście się ukryli, musicie to natychmiast uczyni~, nie zwlekając i o nic nie pytając. Zapamiętajcie to sobie! - Czyś kogoś zauważył? - zapytał Adzy. -'Pak. - Kogo? - Dwa asafiry. - Dwa asafiry? I dla tych ptasząt mieliśmy się ukryć? 104 -'1'dk. - Ja także je widziałem. Tb była para zięb, która leciała w naszą stronę. Gdy nas jednak zauważyła, uciekła na drzewa. - Właśnie chodzi mi o te zięby. - Jakaż więc jest przyczyna twej troski? - Bardzo poważna! Ptaki mi powiedziały, że tam, w doli- nie, znajdują się prawdopodobnie ludzie. - Maszallah! Słyszałem tylko dwukrotne bojaźtiwe ćwier- kanie. Czy rozumiesz mowę ptaków? Spytał tonem ironicznym. Odparłem mimo to: - W tym wypadku ją rozumiem. Nie masz się czego uśmie- chać; twoje żarty są nie na miejscu. - 'Pdk, uśmiechasz się! - dorzucił Halef cicho ale gniew- nie. - Powiadam ci, jeżeli mój effendi twierdzi, że zna mowę ptaków, możesz być pewny, że nie kłamie. On rozumie wszy- stkie języki ludzi, zwierząt i roślin, a kto w to wątpi, przekona się później, iż się grubo mylił! Zsiadłem z konia i skierowałem się do brzegu krzaków, ażeby wyjrzeć. Nie zauważyłem jeszcze nikogo, przeto mogłem dalej objaśniać Kurda: -Ptaki przyfrunęły z prawej strony bocznej doliny. Zauwa- żyłem to, gdyż mam wzrok bystrzejszy od was i widzę lepiej, niż wy. Chciały się posunąć prosto przed siebie, omijając naszą dolinę, nagle jednak szybko zawróciły na lewo, kierując się na nas. A teraz powiedz, Adzy, czy doleciały aż do nas? - Nie - odparł ten, którego oznaczam ciągle jeszcze jako mężczyznę, gdyż chciał za takiego uchodzić w naszych oczach. - Czemuż to? - Dlatego, że nas spostrzegły i uciekły między drzewa. 105 - A więc dlatego, że nas zauważyły, zboczyły z drogi? -'Idk. - Ślicznie! A teraz, z tego samego założenia wychodząc, co wywnioskowałbyś z tego, że przedtem również raptownie skrę- ciły w bok? - Że ... ach, czy o to chodzi, że tam również kogoś zauwa- ~'~'? - T~k, o to mi właśnie chodzi. Kiedy ptak tak nagle zmienia swój prostolinijny lot, że jego droga stwarza kąt ostry, wtedy można z całkowitą prawie pewnością twierdzić, iż uczynił to z bojaźni, ze strachu. Zięby natknęly się dopiero co na ludzi, to twierdzę; możesz sobie w to wierzyć lub nie! - Effendi, gdyby to była prawda, to nie opowiedziano nam o tobie zbyt wiele! - 'Pdk, to prawda, zresztą nie trzeba się temu zbytnio dziwić, trzeba tylko trochę pomyśleć, ażeby z zachowania się ptaków wysnuwać wnioski o obecności ludzi. Teraz jednak uważajcie! Zsiądźcie z koni i przytrzymajcie ich za pyski! Widzę ludzi; zbliżają się w naszą stronę! U ujścia rzeki ukazało się dwunastu kurdyjskich jeźdźców, którzy jechali obok siebie dwbjkami i trójkami w górę rzeki, a więc w naszym kierunku. Mówili ze sobą tak głośno, że już z dala dochodziły nas ich głosy. Teraz nasi jeźdźcy szybko usłuchali moich wskazówek. A ponieważ jechaliśmy dotąd po kamienistym wale, nie pozosta- wiliśmy poza sobą widocznych śladów. Indianin wprawdzie byłby je natychmiast spostrzegł, ale nie miałem potrzeby się tego spodziewać ze strony tych Kurdów. Przybywali bardzo spokojnie i powoli jak gdyby mieli wiele czasu; równię tak samo powoli przejechali obok nas, nie spostrzegając niczego. Przysłuchiwałem się uważnie ich rozmowie, nie słyszałem jednak nic takiego, co by mogło mieć dla nas jakąś wartość. Gdy koń jadącego na przedzie zrobił kiIka szybszych kroków, jeden z Kurdów, jadący za nim, zawołał na wpół żartobliwie: -Achdele-mehke! Znaczy to tyle, co: Nie śpiesz się zbyt- nio! Stąd, jak w ogóle z całej ich powolności można było wywnio- skować, iż nie uważali swej jazdy za tak naglącą, aby trzeba było aż koni przyśpieszać. Poza tym usłyszałem coś o avik eduduahn, o drugim jeziorze albo o drugiej wodzie i także o jakimś rycoda gumgurhuk, co znowu oznacza miejsce, gdzie są jaszczurki. Były to dla mnie słowa bez wielkiego znaczenia, a wyłowiłem je spośród rozmów, prowadzonych w różnych gru- pach przez przejeżdżających