... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Taki mam kaprys - powiedziała. Tuż przed swym zniknięciem Ceinwen przemówiła jeszcze raz, tak cicho, że niemal nie był to dźwięk. - Słuchaj mnie, leśna istoto: jeśli dowiem się, jakim imieniem wzywa się Wojownika, przekażę ci je. To obietnica. Ukląkł znów na glinianej podłodze, czując, że odebrało mu mowę. To było od zawsze jego największym pragnieniem. Kiedy podniósł głowę, był sam. Obudzili się, wszyscy trzej, na miękkiej trawie w świetle poranka. Konie pasły się nie opodal. Znajdowali się na samym obrzeżu puszczy; na południe od nich biegła droga ze wschodu na zachód, a dalej ciągnęły się niskie wzgórza. Za drogą widać było pojedynczą chatę, a w górze ptaki śpiewały, jakby to był najnowszy poranek świata. Co było zgodne z prawdą. Po kataklizmach, jakich świadkiem była zeszła noc. Takie moce przemknęły po obliczu Fionavaru, jakie nie zgromadziły się od czasu, gdy utkano światy, a Tkacz nadał imiona bogom. Iorweth Założyciel nie przeżył takiego wybuchu Rangat i nie ujrzał tej ręki na niebie, ani też Conary nie był świadkiem takich gromów w Lesie Mörnira, ani białej potęgi mgły, która strzeliła w niebo z Letniego Drzewa poprzez ciało ofiary. Ani Revor, ani Amairgen nie widzieli takiego księżyca, jak ten, który wzeszedł tej nocy, ani też Baelrath nie odpowiedział takim płomieniem na żadnej innej ręce w czasie swej długiej historii. I żaden inny człowiek z wyjątkiem Ivora dan Banora nie widział, jak Imraith-Nimphais niesie swego Jeźdźca pośród blasku gwiazd. Zważywszy na to wszystko, na splot mocy mogący sprawić, iż światy nie będą już takie same, jakże niewielkim cudem może się wydawać fakt, że Dave obudził się ze swymi przyjaciółmi w świeżości poranka na południowym skraju Pendaranu. Obok niego przebiegał główny trakt z Twierdzy Północnej do Rhoden, a u jego boku leżał róg. Niewielki cud w świetle tego, co wstrząsnęło dniem i minioną nocą, lecz to, co daruje życie tam, gdzie śmierć zdawała się nieunikniona, nie może nigdy być nieważne, a nawet uznane za coś mniejszego od cudu przez tych, na których spłynęła łaska. Tak więc cała trójka wstała, zdjęta pełnym czci lękiem i wielką radością, i opowiedziała sobie nawzajem swe historie przy wtórze porannych treli ptaków śpiewających nad ich głowami. Torc ujrzał oślepiający błysk, za którym krył się jakiś kształt, wyczuwalny, lecz niewidoczny, a potem zapanowała ciemność, aż do znalezienia się w tym miejscu. Levon słyszał muzykę dookoła, silną i wołającą go, dziki krzyk wezwania, jakby nad głową przemknęła mu grupa myśliwych, a potem muzyka zmieniała się stopniowo, nie wiedział jakim sposobem ani kiedy, lecz nadeszła taka chwila, że stała się tak smutna i kojąca, że musiał zapaść w sen - aby obudzić się na trawie wśród swych nowych braci. Przed nim w łagodnym blasku słońca rozciągał się Brennin. - Hej, wy dwaj! - krzyknął radośnie Dave. - Spójrzcie na to! - Podniósł rzeźbiony róg w kolorze kości słoniowej, z runami wyciętymi na jego zakrzywionej powierzchni i ozdobiony srebrnymi i złotymi okuciami. W przypływie euforii i radości przyłożył róg do warg i zadął weń. Był to nie przemyślany, przedwczesny czyn, lecz nie mogący uczynić szkody, bowiem wolą Ceinwen było, aby otrzymał ten róg i dowiedział się tego, czego wszyscy dowiedzieli się, gdy tylko ta promienna nuta zabrzmiała w ciszy poranka. Bogini pozwoliła sobie na zbyt wiele, bowiem w rzeczywistości skarb ten nie był jej własnością, toteż nie mogła go podarować komuś innemu. Mieli zadąć w róg i poznać pierwszą jego właściwość, po czym odjechać z miejsca, w którym spoczywał tak długo. Tak miało to wyglądać wedle jej zamiarów, lecz jest wpisane we wzór Gobelinu, że nawet bogini nie może idealnie ukształtować tego, co chce, a Ceinwen nie brała pod uwagę Levona dan Ivora. Dźwięk był Światłością. Wszyscy trzej poznali to natychmiast, gdy tylko Dave zadął w róg. Dźwięk był jasny, czysty i donośny. Odsuwając róg od ust i spoglądając ze zdumieniem na trzymany w dłoni przedmiot, Dave zrozumiał, iż żaden sługa Ciemności nigdy nie zdoła usłyszeć tego dźwięku. Zrozumienie tego wypłynęło z głębi jego serca, a była to prawdziwa wiedza, bowiem taka była pierwsza właściwość owego rogu. - Chodźcie - rzekł Torc, gdy złote echa ucichły. - Wciąż znajdujemy się w puszczy