... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
I co z tego? I tak nam nie przeszkodzicie. Darth Vader dał nam wolną rękę. Możemy brać wszystko, czego nam trzeba, byle wykonać zadanie. Atmosferę na statku wymieniono na tlenową. Dziewięćdziesięciu rebeliantów w towarzystwie dwóch androidów wypełniło wszystkie zakamarki, a i tak musieli stać lub leżeć ściśnięci, tak samo jak tych dwudziestu sześciu miało wcześniej tłoczyć się w celach. Nikt jednak nie narzekał. To była szansa na przeżycie. Toryn miała wsiąść ostatnia. - Szybko! ponaglił ją 4-LOM. - To cud, że jeszcze nas nie zaatakowali. Dziewczyna zatrzymała się przed androidem od frachtu, który wcześniej tyle im pomógł. - Dziękuję za wszystko - powiedziała. - Wykasuj pamięć głównego kompa i własną. Chwilę potem zgasły światła na całym statku, zatrzymały się ostatnie moduły systemu podtrzymania życia. Programy i dane znikały jeden po drugim. "Łowca z Mgły" odbił przez ten czas i zaczął się oddalać od wraku. Komp nigdy nie miał poznać dalszego losu uciekinierów. Wymazał pamięć długotrwałą, zajął się resztkami pamięci krótkotrwałej i tutaj się zawahał. Działający niezależnie program dopiero teraz dotarł do pliku powiązanego z nazwą "Łowca z Mgły". To był ten sam statek, który wcześniej ostrzelał "Jutrzenkę Nadziei". Niczego nieświadomi rozbitkowie wsiedli na jego pokład... Ale cała ta wiedza pojawiła się za późno. Komp nie mógł już ostrzec rebeliantów. Nie mógł ich zawrócić. Wykonał ostatni rozkaz Toryn Farr i wykasował sam siebie. "Łowca z Mgły" śmierdział zregenerowanym powietrzem, które wprawdzie nadawało się do oddychania, ale obecna w nim wciąż woń amoniaku przyprawiała wszystkich o ból głowy. Toryn poczuła ten zapach od razu po wejściu na pokład, ale nie pozwoliła, żeby odebrał jej siły. Najciężej ranni leżeli w celach po dwóch na koi. Toryn ostrożnie przepchnęła się do nich, by porozmawiać chwilę, podnieść nieszczęśników na duchu. Dopiero wtedy zauważyła napisy wydrapane na ścianie celi. Przedtem, gdy znalazła się tu jako więzień, jakoś nie wpadły jej w oko. Niektórzy przetrzymywani tu w zamknięciu utrwalili swoje nazwiska, inni wypisali krótkie wiersze. Jeden prosił kogokolwiek życzliwego o zawiadomienie jego rodziców i podawał adres. - Zapisz nazwisko i adres - poleciła Toryn stojącemu obok androidowi medycznemu. - Będę chciała skontaktować się z nimi, gdy już wrócimy. Samoc znalazła stojącą w jednym z zakątków na rufie. Dłonie i twarz miała owinięte białymi bandażami. Siostry uściskały się, zachwycone ponownym spotkaniem. - Jednak znalazłaś sposób, żeby ocalić nas wszystkich - powiedziała Samoc. - Jeszcze nie wszystko za nami - odparła Toryn. Teraz była odpowiedzialna za dziewięćdziesięciu rebeliantów, z których pięćdziesięciu dwóch było rannych. Musiała zaopiekować się nimi w Darlyn Boda, gdzie wprawdzie istniało silne rebelianckie podziemie, ale jednak miejscowy rząd znajdował się pod kontrolą Imperium. Spojrzała na Samoc i zwątpiła, czy da radę uporać się ze wszystkim. Dwa razy przedłożyła już interes siostry nad powinności służby. Najpierw wtedy, gdy posłała do niej androida medycznego, potem przy próbie przekonania 4-LOM-a, aby umieścił Samoc na swojej liście dwudziestu sześciu. Wiedziała, że w razie potrzeby zrobi to znowu. To nie w porządku wobec pozostałych, za których też była odpowiedzialna. Powinna jak najszybciej przekazać dowodzenie komuś innemu. Miała nadzieję, że w Darlyn Boda znajdzie się ktoś wyższy stopniem. Wróciła do Zuckussa i 4-LOM-a. - Szacunkowy czas przybycia na Darlyn Boda: dwie przecinek sześć standardowej godziny - oznajmił android. To naprawdę szybki statek, pomyślała Toryn. Nawet z ładunkiem świetnie sobie radzi. Zuckuss dostał nagle ataku kaszlu. Kaszlał i kaszlał, i nie mógł przestać. Po chwili zgiął się w pół, a Toryn zauważyła kropelki krwi rozpryskujące się od wewnątrz na szybce jego hełmu. Przyklękła obok Ganda i objęła go ramionami. - Co się stało? - spytała. - Jak możemy ci pomóc? 4-LOM zaczął sprawdzać szczelność skafandra wspólnika. - Tlen przecieka? - spytał. - Nie - wykrztusił Zuckuss pomiędzy napadami kaszlu. Toryn sięgnęła do interkomu. - DwaJedenbe - zawołała. - Natychmiast do sterowni. Zuckuss zaczął się z wolna uspokajać. W chwili przybycia androida medycznego kaszel prawie już ustał, ale i tak Zuckuss opowiedział w końcu wszystko o swojej chorobie i jej przyczynach. - Dysponując odpowiednim wyposażeniem, mógłbym cię wyleczyć - powiedział android. - Niestety, obecnie nim nie dysponuję. Badacze Rebelii opracowali metody pobudzania naturalnego odrostu tkanek. - Przez klonowanie? - Nie, to nielegalne. Odrost następuje wewnątrz organizmu pacjenta. Jeśli nasz sprzęt przetrwał ewakuację, będę mógł podjąć leczenie już w punkcie zbornym. Za kilka dni będziesz miał nowe płuca. Zuckuss usiadł prosto i zamyślił się głęboko. Zamierzał nawet wejść w trans, ale ostatecznie zasnął i przyśniła mu się szczególna medytacja, podczas której mgła spowijająca przyszłość jego osoby uniosła się na chwilę. Nagle ujrzał przed sobą wiele ciekawych, bardzo ciekawych dróg. Darlyn Boda wyglądało niemal tak samo, jak 4-LOM je zapamiętał: parne, błotniste i mroczne. Idealne miejsce, by wkroczyć na drogę zbrodni. Ruszył sam ulicami miasta, nazywającego się tak samo jak planeta. Idąc wspominał pierwszy dzień, kiedy zbiegł z pokładu liniowca. Wtedy zdawało mu się, że cały świat stoi przed nim otworem, a jemu starczy siły i czasu na wszystko. Podjęta krótko potem decyzja znacznie ograniczyła jego perspektywy, ale android wcale tego nie żałował. Zuckuss był zbyt chory, aby opuścić statek. Rebelianckie androidy medyczne roztoczyły nad nim opiekę, a sami rebelianci gdzieś zniknęli, chociaż 4-LOM był umówiony na późniejszą godzinę z Toryn Farr i pięcioma jej podwładnymi. Razem mieli polecieć do punktu zbornego. A tam odnaleźć Hana Solo i zakończyć polowanie. Toryn odszukała już miejscowych przywódców ruchu oporu. Było wśród nich sporo starszych stopniem oficerów, którzy przejęli dowodzenie i nakazali jej spotkać się z łowcami nagród. Wręczyli też zalakowany list do dowództwa Rebelii. 4-LOM zasugerował Toryn, by spotkanie odbyło się w małym sklepiku z biżuterią. Znał ten sklep dobrze. Jego właścicielka kupowała i sprzedawała klejnoty nie pytając o ich pochodzenie i android robił już z nią interesy. Stara kobieta w łachmanach wstała, żeby go powitać. Sklepik był tak samo ciemny i brudny, jak wiele lat temu