... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
A ponieważ piszemy, że był sprawiedliwy w rządzie nad swym ludem, dobrze będzie, byście usłyszeli o dwóch czy trzech przypadkach i zobaczyli, w jaki sposób postępował. Zdarzyło się, że kiedy znajdował się w zamku w Belas, który kazał zbudować, dwaj czy trzej giermkowie, którzy z nim przebywali od długiego czasu, postanowili na spółkę okraść pewnego Żyda, który chodził po wsiach sprzedając korzenie i inne rzeczy. I rzeczywiście poszli poszukać tego brudnego łupu i okradli Żyda ze wszystkiego, a co gorsza, zabili. Fortuna, która była im przeciwna, sprawiła, że zaraz ich zatrzymano i zaprowadzono przed króla, tam gdzie się znajdował. Król, kiedy ich zobaczył, bardzo się uradował, że ich złapano, i zaczął ich pytać, jak to wszystko było. Oni, myśląc, że długie dworakowanie i służba, jaką mu świadczyli, skłonią go do postąpienia z nimi inaczej, niż to czynił z innymi osobami, zaczęli zaprzeczać mówiąc, że nic nie słyszeli o takiej sprawie. Król, który już wiedział, jak było, powiedział, że nie powinni zaprzeczać dłużej i albo sami wyznają, albo on ich zmusi do wyznania prawdy za pomocą okrutnej chłosty. Oni zaś zaprzeczając zobaczyli, że król chciał przyłożyć ręki do tego, o czym mówił, i przyznali się do wszystkiego, co się stało. Król uśmiechając się powiedział, że dobrze zrobili, iż chcąc obrać zawód złodziejski i zabijać ludzi na drogach, uczyli się najpierw na Żydach, by potem zabrać się do chrześcijan. A mówiąc te i inne słowa spacerował przed nimi tam i z powrotem. Zdaje się, że gdy przypomniał sobie, iż wychowali się na dworze, a teraz miał ich śmiercią pokarać, łzy mu napłynęły do oczu. Potem ostro przeciw nim wystąpił, ganiać za to, co zrobili, i tak chodził czas jakiś. Ci, co byli obecni i przyglądali się temu, nie rozumiejąc dobrze, co mówił, nalegali bardzo, prosząc o łaskę dla nich i mówiąc, że nie byłoby dobrze, by za marnego Żyda postradali żywot tacy ludzie, i że lepiej pokarać ich zesłaniem czy inną karą, aby nie okazywać tym, których wychował, tak wielkiej surowości za pierwsze przewinienie. Król, słuchając ich wszystkich, ciągle odpowiadał, że po Żydach przyszłaby kolej na chrześcijan. W konkluzji tej i innych racji kazał ich ściąć. I tak zrobiono. ROZDZIAŁ VII O tym, jak król chciał wychłostać biskupa za to, że spał z zamężną kobietą Król wymierzał sprawiedliwość nie tylko takim, wobec których było słuszne to czynić, jak ludzie świeccy i im podobni, ale serce jego płonęło tak gorącym pragnieniem karania złych, iż nie szanował nawet jurysdykcji kościelnej, tak zakonów mniejszych, jak i większych. A jeśli go proszono, by kazał oddać kleryka jego wikariuszowi, odpowiadał, żeby go zaprowadzono na szubienicę i w ten sposób zostanie oddany Jezusowi Chrystusowi, który jest jego wikariuszem, aby na tamtym świecie wymierzył mu sprawiedliwość. On sam własną ręką chciał ich karać i poddawać chłoście, jak to zamierzał uczynić z pewnym biskupem w Porto, o czym wam opowiemy. Pewne jest — i nie trzeba w to wątpić — że król, wyjechawszy z prowincji Entre Douro e Minho, aby się udać do miasta Porto, został powiadomiony, iż tamtejszy biskup, który podówczas miał wielką sławę, bogactwo i godności, sypia z żoną jednego mieszczanina spośród znaczniejszych w owym mieście,4 a ten nie ośmiela się protestować z obawy przed pogróżkami śmierci, jakie biskup mu czynił. Kiedy król to usłyszał, chciał się dowiedzieć, jak to było, i nie mógł się doczekać dnia spotkania z biskupem, aby go zapytać. Zaraz nie zwlekając, gdy dojechał na miejsce, posilił się i kazał powiedzieć biskupowi, aby przyszedł na dwór, bo go potrzebuje w sprawach jego służby. Zanim nadszedł biskup, porozmawiał ze swymi odźwiernymi, aby ci — kiedy już biskup wejdzie do komnaty — usunęli wszystkich ludzi z zamku, zarówno biskupów, jak i innych, nawet gdyby należeli do Rady [Miejskiej], i powiedzieli im, by powrócili do domów, gdyż chce uczynić coś, co nie może się stać w ich obecności. Gdy biskup przyszedł, udał się do komnaty, gdzie był król, a odźwierni kazali wyjść wszystkim jego ludziom, tak iż dwór opustoszał. Jak tylko król zobaczył, że jest sam z biskupem, rozebrał się i pozostał jeno w szacie ze szkarłatu. Własnoręcznie ściągnął z biskupa jego szaty i zaczął go wzywać, aby wyznał prawdę w sprawie przestępstwa, o jakie go oskarżano, że był winien. A mówiąc to trzymał w ręku wielki bicz, by go wy chłostać. Słudzy biskupi, widząc od samego początku, że ich się usuwa tak jak wszystkich innych i nikt się nie ośmiela tam wejść, a wiedząc, co biskup robił, i przydając do tego osobę króla oraz jego zachowanie w takich przypadkach, zaraz powzięli podejrzenie, że król mu zgotuje jakąś brzydką niespodziankę. Udali się zatem spiesznie do starego hrabiego i do mistrza Zakonu Chrystusowego, D. Nuna Freire, i do innych zaufanych z jego Rady, aby nie zwlekając wspomogli biskupa. Poszli oni natychmiast do króla, ale nie odważyli się wejść do komnaty z powodu zakazu, jaki wydał, a tylko jeden Gon cało Vasques de Gois, sekretarz króla, powiedział, że chce wejść, aby mu pokazać listy, jakie w wielkim pośpiechu przywieziono od króla Kastylii. Pod tym pozorem udało im się wejść i zna 4 Byli to homens-bons (boni-homines), najbardziej godni zaufania ludzie, zamożniejsi mieszczanie lub rolnicy, którzy spełniali różne funkcje administracyjne w miejscach swego zamieszkania. leźli króla z biskupem w sytuacji, o jakiej wspomnieliśmy, ponieważ nie mogli mu go wyrwać z raje, jęli prosić, aby okazał łaskę i nie bił go, gdyż tym sposobem, nie zachowując jurysdykcji papieskiej, zirytuje papieża, tym bardziej że własny naród nazywa go katem, który własnoręcznie karze ludzi, rzecz, która mu nie przystoi, choćby oni byli największymi złoczyńcami. Z powodu takich i innych racji osłabł w królu jego dziki gniew, a biskup wyszedł od niego ze smutnym obliczem i sercem zmąconym